[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wszystkie kobiety, z jakimi los go zetknął w ciągu kilku
ostatnich lat, były wybredne, a w podró\y piły wyłącznie
wodę mineralną. W zasadzie mu to nie przeszkadzało. Woda
mineralna podczas lotu to rozsądny wybór, a przeró\ne diety
są ostatnio w modzie, ale towarzystwo kobiety, którą - tak
samo jak jego - cieszyły przyjemności \ycia, sprawiało
ogromną radość.
Być mo\e wynikało to z pochodzenia Angie. Ona, tak
samo jak on, nie miała bogatych rodziców i - tak jak Hugo -
sama zbudowała swoja karierę. Jej rodzice byli dziećmi -
kwiatami i nadal mieszkali w komunie hippisów w pobli\u
Byron Bay. śyli ze sprzedawania turystom swojego
rękodzieła.
Angie wykorzystała odziedziczone po nich talenty i o
własnych siłach wspięła się po drabinie społecznej. Sama
zapracowała na swój sukces. Nic dziwnego, \e po latach
liczenia się z ka\dym centem, teraz cieszyła się wszelkimi
przejawami dobrobytu.
Jego rodzice tak\e mieszkali na Północnym Wybrze\u.
Hugo postawił im dom w Port Macquarie. Wygodny,
luksusowy. Rodzicom było tam dobrze, a on wpadał do nich w
ka\dej wolnej chwili. Niczego im nie brakowało prócz
wnuków, o które co jakiś czas taktownie się upominali. Mieli
nadzieję, \e ich jedynak w końcu znajdzie sobie odpowiednią
dziewczynę.
Czy Angie jest tą dziewczyną?
Zdumiała go ta myśl. Lubił swoje \ycie i nie miał ochoty
się ustatkować. Zresztą nie potrzebował \ony. James
prowadził dom lepiej ni\ niejedna kobieta, a na brak
damskiego towarzystwa Hugo tak\e nie mógł narzekać.
Niestety, ilość w \aden sposób nie chciała przejść w jakość.
Angie miała cechy wynoszące ją ponad przeciętność, ale
przecie\ był to dopiero początek ich znajomości. Stanowczo
za wcześnie na jakiekolwiek oceny, zwłaszcza na myśli o
mał\eństwie.
A ju\ na pewno za wcześnie na rozmyślania
O dzieciach. Dzieci to wielka odpowiedzialność. Hugo
przypuszczał, \e kiedyś będzie chciał mieć dzieci, ale
stanowczo jeszcze nie teraz. Miał czas.
I \adnej kobiecie nie ufał na tyle, \eby dać jej nad sobą a\
tak wielką władzę.
Kiedy Angie mówiła o sportowych autach, Hugo
przypomniał sobie Paula Overtona, swego zaciętego rywala z
czasów szkolnych. Paul był potomkiem starej zamo\nej
rodziny z koneksjami w kręgach prawniczych i politycznych.
Miał wszystko: urodę, rozum i wielkie pieniądze, ale to mu
nic wystarczało. Musiał być najlepszy we wszystkim. Cierpiał
katusze, kiedy Hugo wyprzedzał go w jakiejś dziedzinie.
W końcu zdołał się zemścić za zniewa\enie swej
pró\ności. Kiedy na osiemnaste urodziny dostał w prezencie
porshe, wykorzystał je do odbicia dziewczyny Hugo. Zabrał
mu ją dosłownie sprzed nosa. Tryumfował.
Teraz był ju\ pewnie wziętym adwokatem i wszystkimi
sposobami torował sobie drogę do parlamentu. Hugo wiedział
jedno: nigdy nie zagłosuje na Paula Overtona. Mimo \e dzięki
niemu dowiedział się czegoś o kobietach: szły za tym, kogo
uwa\ały za większą nagrodę.
W dzisiejszych czasach jeśli nagroda nie odpowiada
wyobra\eniom o szczęśliwym \yciu mał\eńskim, po prostu się
rozwodzą, zapewniając sobie jak najkorzystniejszą odprawę.
Nic z tego.
Zbyt cię\ko pracował i za wiele ryzykował, dlatego nie
chciał się dzielić z jakąś kobietą, która nawet palcem nic
kiwnęła, \eby zdobyć choć część tego majątku. Dobrze jest,
jak jest. Ot, choćby tak jak w tej chwili z Angie.
No właśnie, Angie. Przemiła, czarująca, mądra i
pociągająca jak diabli, ale czy pojechałaby z nim do Tokio,
gdyby nie był jednym z najbogatszych ludzi na kontynencie?
Gdyby nie posłał jej kwiatów, na jakie nic ka\dy mógłby sobie
pozwolić? Oczywiście, wygrał. Ale czy nie dlatego, \e cena
była odpowiednia? Mo\e być całkiem miło, pomyślał i opuścił
oparcie fotela. Postanowił tak\e się zdrzemnąć. Podró\ trwała
ju\ cztery godziny, a po przylocie czekał ich jeszcze długi
wieczór w towarzystwie gospodarzy, a potem...
Delikatne muśnięcie policzka, cichy głos Hugo...
- Zbudz się, śpiąca królewno.
Otworzyła oczy. To nie był sen. Hugo stał nad nią z tym
swoim uśmiechem drapie\nika.
- Za półtorej godziny będziemy w Tokio, a za chwilę
podadzą podwieczorek. Powinnaś coś zjeść przed
lądowaniem, bo kolacja będzie dosyć pózno.
- Przepraszam. - Angie usiadła. - Przespałam całe cztery
godziny, a zdawało mi się, \e tylko na chwilę się
zdrzemnęłam.
- W porządku. - Uśmiechnął się szelmowsko. - Przy
okazji dowiedziałem się, \e nie chrapiesz.
Angie się zarumieniła.
- Pójdę się odświe\yć - powiedziała trochę za prędko. -
Zaraz wrócę.
Musiała się uczesać i poprawić makija\. No i oczywiście
wziąć się w garść. Przypomnienie, \e będą tej nocy razem
spali, od nowa ją zdenerwowało. Kiedy wsiedli do samolotu,
postanowiła o tym nie myśleć, cieszyć się towarzystwem
Hugo i emocjami związanymi z podró\ą.
Uznała, \e niepotrzebnie się bała mającej nadejść nocy.
Hugo naprawdę ją lubił. Poznała to po jego ciepłym, a czasem
nawet pełnym podziwu spojrzeniu. Poza tym była pewna, \e
gdyby jednak odmówiła, to on uszanuje jej decyzję. Intuicja
jej podpowiadała, \e Hugo Fullbright nigdy nie wezmie siłą
\adnej kobiety.
Zapewne dlatego nie chwalił się swymi osiągnięciami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]