[ Pobierz całość w formacie PDF ]
podwodnej nie nauczyły mnie żeglowania. Gdzie jest dziecko?
- Nie mam zielonego pojęcia. Odmówiła zjedzenia lunchu i
dokądś pomknęła.
- Lucy - Proctor pochylił się ku dziewczynie - przyślę z domu
paru mężczyzn. Jeśli będziesz potrzebowała, zatrzymaj ich na
resztę dnia. Są wspaniali w podnoszeniu i przenoszeniu
ciężarów. Czy pani Moore zostanie u ciebie przez jakiś czas? -
spytał po chwili zastanowienia. - Znałem ją, kiedy byłem...
znacznie młodszy.
- Tak, Angie zamieszka ze mną. - Zwykle wesoły głos Lucy
stał się napięty i lodowaty. - Przebywała w Domu Spokojnej
Starości, wiesz?
Skinął głową, chwycił szczupłe ramię Eloise i z ogromną
szybkością ruszyli w górę plaży. Naturalnie, że wie, pomyślała
Lucy i, skrzyżowawszy ręce na piersiach, obserwowała
oddalającą się parę.
Doktor Jekyll? Mister Hyde? Wydawał się dzisiaj taki... miły.
Mężczyzni pojawili się, zanim zdążyło upłynąć dziesięć
minut. Obaj miejscowi, szczęśliwi, że mogą urozmaicić sobie
rutynowy dzień pracy. Do południa nowy pokój Angie został
urządzony.
- Nie wszystko jest jeszcze gotowe - powiedziała Lucy,
otwierając szafę.
- Tak, widzę - potwierdziła Angie, podjeżdżając bliżej
wózkiem.
RS
43
Dziewczyna dojrzała w oczach starszej pani szatański błysk i
odwróciła się, by zajrzeć do szafy.
- Maude Proctor!
- A więc to jest mała Proctorówna?!
- Co ty tu robisz? - Lucy siliła się na nutę potępienia w głosie.
Dziewczynka milczała, a na jej twarzy widniał upór.
- Chowa się - zauważyła Angie. - Małe dziewczynki często to
robią, a przynajmniej robiły za moich czasów. Powstaje tylko
pytanie: dlaczego i przed kim?
Maude nie wydała jednego dzwięku. Przez chwilę wodziła
wzrokiem za Lucy, po czym jej spojrzenie powędrowało ku
Angie.
- Nie patrz tak na mnie - powiedziała starsza pani. - Gdybym
mogła cofnąć się o parę lat, być może byłabym teraz twoją
babcią. - Odwróciła się do Lucy, by to wyjaśnić. - Alfred był
wspaniałym mężczyzną, a ja, cóż, w latach dwudziestych znana
byłam ze swego śmiałego, ubioru i zachowania. Uwierzyłabyś w
to?
Lucy wyglądała na zaskoczoną.
- Ale...
- Nie byłam dostatecznie szybka - przerwała jej Angie. -
Miałam konkurentkę z szansą na zwycięstwo. Kandydatkę jego
matki. Byłam jeszcze wtedy zbyt naiwna. Moja przeciwniczka
oświadczyła, że jest w ciąży. A w owych czasach, moja droga,
wchodziło w grę tylko jedno rozwiązanie. Alfred ożenił się z
nią.
- Coś podobnego!
- Tak, a ich pierwsze dziecko urodziło się dopiero czternaście
miesięcy pózniej. Ja miałam, oczywiście, złamane serce. Przez
miesiąc czy nawet dłużej marniałam z rozpaczy, po czym
wybrałam się w rejs na Karaiby, gdzie spotkałam... ale to już
zupełnie inna historia.
- I naprawdę była pani prawie moją babcią?
RS
44
- Naprawdę, dziecinko. Wyjdz stamtąd. Nikt dzisiaj nie
utrzymuje szaf w idealnej czystości.
- Tak - zakomenderowała Lucy. - Wyjdz stamtąd. A
właściwie przed czym się chowasz?
- Przed wątróbką i brokułami - oświadczyła Maude. - Ona
chciała mnie zmusić, żebym to zjadła na lunch. Fu!
- Powinnam cię wysłać prosto do domu - odparła Lucy. -
Twój ojciec i tak już jest na mnie zły.
- Ja nie uciekałam przed moim tatą - oświadczyła Maude. -
On jest miły. Tylko przed wątróbką. I przed nią. - Uśmiechnęła
się lekko. - A poza tym już za pózno. Przed chwilą widziałam,
jak żaglówka odpływa od przystani.
- Lucastra? - wtrąciła się Angie. - Mówiłaś, że musisz coś
załatwić. Dlaczego nie zostawisz dziecka ze mną? Pomoże mi
się rozpakować.
Właściwie czemu nie? - pomyślała Lucy. Dlaczego czuję się,
jakby świat stanął do góry nogami? Dlaczego przyjmuję rozkazy
w swoim własnym domu i kręcę się bezmyślnie za tym
mężczyzną, jak gdyby był główną wygraną na loterii?
RS
45
ROZDZIAA CZWARTY
Szef ekipy budowlanej zjawił się następnego popołudnia, w
niecałą godzinę po przybyciu Johna Leddermana, pracownika
banku, który przyniósł ze sobą książeczkę czekową. Cała trójka
zebrała się wokół szerokiego stołu ustawionego przez majstra na
piasku za domem. Niektóre z jego planów leżały już rozłożone.
Ledderman miał na sobie marynarkę i krawat - uniform
bankiera. Henderson był ubrany w podkoszulek i dżinsy, które
wyglądały, jakby pamiętały dzień lądowania aliantów w
Normandii.
- To było straszne - komentował urzędnik. - Zamknięcie
Domu Spokojnej Starości, prawda? Moja narzeczona zupełnie
się załamała, ale już zaproponowano jej posadę w Toby
Hospital. Zawsze powtarzam, że nie ma tego złego, co by na
dobre nie wyszło.
- Zawsze pan to mówi? - mruknęła Lucy. - Gdzie mam
podpisać?
- O tu, w miejscu zaznaczonym krzyżykiem - poinstruował. -
Tak, zawsze to powtarzam.
- A ja nie - odezwał się majster Henderson. - Cholerni
bankierzy. Zrujnowali kraj w 1932 roku i robią wszystko, żeby
znów do tego doprowadzić.
- Och, nie wiem - odparł Ledderman. - Nie można posądzać o
chciwość tylko bankierów. Winy wystarczy dla wszystkich.
Cóż, wszystkiego najlepszego, panno Lucastro. Jestem pewien,
że będzie pani miała pod ręką wystarczającą kwotę pieniędzy,
żeby...
- Potrzebny nowy dach - wtrącił Henderson.
- Wszystkiego najlepszego dla pana i pana narzeczonej -
powiedziała pośpiesznie Lucy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]