[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pediatrycznym. Jej życie wróciło do starego rytmu. Kilka nocy w
tygodniu zarwanych na dyżurach w centrum opieki, w ciągu dnia
zajęcia na uczelni, pozostały czas pochłaniała nauka.
Miała naprawdę dużo zajęć. Co wieczór padała ze zmęczenia.
Ale nie była szczęśliwa.
Jak mogła być? Kochała Patricka Callahana, jednak za pózno
zdała sobie z tego sprawę.
Za pózno? Czy wydawało jej się, że gdyby przyjęła jego
propozycję małżeństwa - egoistyczną zagrywkę, nie akt miłości - to
coś by osiągnęła?
W ciągu kilku dni wycofałby się ze wszystkiego: Przykro mi
Cat. Chodziło mi o coś innego.
131
RS
Upokarzające.
Przynajmniej zachowała twarz. Suzanne, dzwoniąc ostatnio z
Nowego Jorku, zasugerowała niejednoznacznie:
- Wydaje mi się, że kogoś znalazłam.
- Kogoś? - zapytała Cat.
- Kogoś, kto by się ze mną ożenił - wyjaśniła zniecierpliwiona
Suzanne. - Miałabym wtedy większe szanse na przyznanie opieki nad
Alice. Teraz, kiedy mama wyszła za tego okropnego faceta, on
naciska ją jeszcze bardziej. Wiem, że zależy mu jedynie na
pieniądzach Alice. Gdyby chodziło tylko o mamę, mogłabym mieć
jeszcze jakieś wątpliwości, ale jak pomyślę o nim, nie mam żadnych.
Tylko jak miałabym to udowodnić przed sądem? A jako mężatka...
- Kto to jest, Suzanne? Opowiedz coś o nim.
Suzanne nie chciała jednak zdradzić nawet najmniejszych
szczegółów. Jej głos brzmiał inaczej niż zwykle. Cat była gotowa
pojechać do Nowego Jorku, by się z nią spotkać. Ale nie tak łatwo
było ten pomysł zrealizować. Miała ostatnio tyle zajęć.
Jill wyjechała jakiś czas temu z Samem do Montany. Dostała w
końcu kilka dni wolnego. Wciąż nie była do końca zdecydowana, czy
przyjąć oświadczyny Alana.
Alan nawet odwiedził Cat. Chciał porozmawiać. Bardzo to
wszystko przeżywał.
- Czego jej jeszcze potrzeba? Może ma tam kogoś innego?
- Więcej pewności siebie, Alanie. - Cat zaczynała go lubić.
132
RS
- Taa. - Uśmiechnął się smutno. - Wiem, że tego mi brakuje.
Chciałbym, żeby już wróciła. Moje córeczki tak się ucieszyły, że będą
miały mamę.
Pod nieobecność Jill i Suzanne Cat, mimo licznych zajęć, miała i
tak zdecydowanie za dużo czasu na rozmyślania o mężczyznie, który
stał się dla niej nieosiągalny.
Po przyjęciu u Earla Wainwrighta widziała Patricka tylko raz.
Pixie zaprosiła go na angielską herbatę, kanapki z ogórkiem, babeczki
z truskawkami i bitą śmietaną oraz wiedeński tort czekoladowo-
migdałowy, sporządzony skrupulatnie na podstawie przepisu z Księgi
Wspaniałych Deserów Czekoladowych Maidy Heatter.
Siedzieli we trójkę, popijając herbatkę i pogryzając ciasto. Pixie
nie przestawała mówić, a Patrick i Cat starali się nawet na siebie nie
patrzeć.
Musieli jednak zamienić kilka grzecznościowych słów.
Zapytał ją o pracę i studia, a ona jego o przeprowadzkę.
Najwyrazniej bez żalu sprzedał swój apartament.
- Jakoś nie mam ochoty przez najbliższy czas oglądać tych
wszystkich stalowych urządzeń i granitowych blatów... Pragnę
odmiany.
Zamierzał na razie wynająć coś w Nowym Jorku, a dopiero
pózniej kupić mieszkanie. Nie planował zatrudnienia projektanta
wnętrz, chciał wszystko urządzić sam.
- Podoba mi się wystrój twojego domu, Pixie - powiedział. -
Trochę jak u moich rodziców. Tak przytulnie.
133
RS
- Nie wystarczyło ci, że owinąłeś ją sobie wokół palca, że je ci z
ręki? - wymamrotała Cat chwilę pózniej, gdy Pixie wyszła na
moment, by przygotować kolejny dzbanek herbaty. - Teraz chciałbyś,
żeby czciła ziemię, po której stąpasz? Uśmiechnął się.
- Ktoś powinien. Niedawno kobieta, której opinię bardzo
szanuję, stwierdziła, że mam w sobie pierwiastek miłej
nieprzewidywalności. Raczej nie powinienem go zmarnować,
prawda?
Rozśmieszył ją, chociaż nie było jej do śmiechu. Nie umiała nic
odpowiedzieć. Niedługo potem wyszedł. Zapewne znudził się.
To było trzy tygodnie temu. Teraz najprawdopodobniej zdążył
już urządzić się w Nowym Jorku.
Jutro tam pojadę, tylko na jeden dzień, zdecydowała Cat. Nie
pójdę na zajęcia. Odrobię wszystko pózniej. Chcę zobaczyć Suzanne.
W końcu Nowy Jork to duże miasto. Jakie jest
prawdopodobieństwo, że spotka tam Patricka Callahana? Prędzej
wygrałaby główny los na loterii.
Ale to nie powstrzymało jej przed wypatrywaniem go na każdej
zatłoczonej ulicy Nowego Jorku. Niejednokrotnie, widząc muskularne
męskie ramiona i ciemne włosy, miała wrażenie, że to on. Nie raz
zdawało się jej, że słyszy za plecami odgłos jego zdecydowanych
kroków, a nawet głos.
W takich chwilach rozglądała się nerwowo, a serce zaczynało
bić mocniej... jednak to nigdy nie był on. Nie on.
Zadręczała się, rozmyślając, w którym z oszklonych biurowców
pracuje, w którym z luksusowych wieżowców wynajął mieszkanie,
134
RS
gdzie robi zakupy, gdzie jada, a przede wszystkim, z kim teraz się
spotyka.
Dwie godziny spędzone na oddziale noworodków z Suzanne i
Alice, bardzo podniosły Cat na duchu. Suzanne troszczyła się o małą
jak prawdziwa matka. Znała imię każdego lekarza, każdej
pielęgniarki, wiedziała o każdym szczególe leczenia dziecka,
metodach i postępach.
- Alice cię potrzebuje - powiedziała Cat siostrze. -Masz rację.
Właśnie takiej matki potrzebuje.
- Wiem - odpowiedziała Suzanne cichym, poważnym głosem. - I
dlatego muszę poślubić Stephena. - Na jej policzki wystąpiły
rumieńce. - Muszę!
Cat zazdrościła Suzanne tej pewności siebie i aż za dobrze
rozumiała, jak silne uczucia nią powodowały.
Patrick, zgodnie z obietnicą, zadzwonił do Lauren. Musiał
bardzo się starać, by skoncentrować się na rozmowie i nie myśleć o
kobiecie, o której nie mógł zapomnieć. Tej, której wciąż wypatrywał
w ulicznym tłumie, nieustannie szukając wzrokiem zgrabnej sylwetki,
złocistych włosów i nasłuchując, czy gdzieś obok nie rozlegnie się
dzwięczny, perlisty śmiech.
Lauren była niezwykłe zapracowaną kobietą. Bardzo się
zmieniła w ciągu kilku ostatnich miesięcy. -A może oboje się
zmienili?
Już po wymianie wstępnych uprzejmości, Patricka poraził
smutek brzmiący w jej głosie.
135
RS
- Czy wszystko w porządku, Lauren? - zapytał zaniepokojony. -
Wiem, że twój ojciec martwi się o ciebie, teraz i ja zaczynam.
Nie był zaskoczony tym, co mu opowiedziała. Jak pokochała
mężczyznę i jak go straciła. Nie spodziewał się jednak tego, że pół
godziny pózniej Lauren pozna także i jego historię.
Nie przypuszczał, że powie jej wszystko o Cat, i nie przewidział,
jakie to może mieć skutki.
Siedziba Van Shuyler Corporation mieściła się na sześciu
najwyższych kondygnacjach należącego do konsorcjum
trzydziestopiętrowego wieżowca na przedmieściach Filadelfii.
Pozostałe piętra wynajmowały inne firmy - elitarne kancelarie
prawnicze, wydawnictwa i spółki handlowe.
Cat, umówiona z Lauren Van Shuyler na szóstą trzydzieści,
zjawiła się w holu wieżowca z dziesięciominutowym wyprzedzeniem.
Nie miała pojęcia, o co mogło chodzić. Otrzymała od Lauren
wiadomość zaadresowaną do Lady Catriny Willoughby-Brown,
dostarczoną przez posłańca do domu Pixie.
Liścik, napisany ręcznie na firmowym, błękitnym papierze
korporacji, zawierał całkiem zwyczajną treść: Droga Cat, chciałabym
się z Tobą spotkać w pewnej osobistej sprawie. Gdy tylko znajdziesz
chwilę, zadzwoń do mojej sekretarki i ustal dogodny termin spotkania.
Na końcu znajdowała się zagadkowa wzmianka o Kopciuszku,
sukni i dobrej wróżce. Cat próbowała dojść, o co chodzi. Czyżby
Lauren chciała, żeby Pixie uszyła coś dla niej na miarę?
Pixie, gdy usłyszała o planowanym spotkaniu, zaczęła sprawiać
wrażenie lekko roztrzepanej i dziwnie podekscytowanej. Zresztą od
136
RS
kilku dni zachowywała się podejrzanie. Zamykała się w swoim
pokoju, prowadziła długie rozmowy telefoniczne.
Niedawno zadzwoniła Suzanne. Oznajmiła, że tydzień temu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl