[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jonatan.
- Jak najbardziej - odparł policjant i stanowczym ruchem poklepał pistolet. - Do takich sytuacji dochodzi jednak
bardzo rzadko.
- Dlaczego?
- Na wstępie zakłada się, że następuje eskalacja każdego przestępstwa, czyli że kara winna wzrastać w miarę coraz
silniejszego oporu przestępcy. I tak na przykład, jeżeli ktoś strzyże kogoś bez zezwolenia, skazuje się go na
grzywnę. Jeżeli nie zapłaci i dalej będzie uprawiał swój proceder, zostanie wsadzony do więzienia. A jeżeli - ciągnął
coraz poważniejszym tonem - stawi opór, narazi się na coraz surowsze kary i - tu policjant ponuro zmarszczył brwi -
może się nawet zdarzyć, że zostanie zastrzelony. Im większy opór, tym większej siły trzeba użyć, by go złamać.
- Czyli praktycznie za każde wykroczenie grozi w końcu śmierć? - wywód policjanta wprawił Jonatana
w przygnębienie. - Ale przecież kara śmierci zarezerwowana jest na zbrodnie najbardziej brutalne, takie jak
morderstwa i napady! - odważył się dodać głosem pełnym nadziei.
- Niekoniecznie - odparł funkcjonariusz. - Prawo reguluje wiele sfer życia prywatnego i gospodarczego. Setki gildii
zawodowych chroni swoich członków za pomocą zezwoleń tego typu. Stolarze, lekarze, hydraulicy, księgowi,
murarze i prawnicy - do wyboru, do koloru, a wszyscy nienawidzą nielegalnej konkurencji.
- w jaki sposób chronią ich te zezwolenia?
- Ich liczba jest ograniczona, a wstąpienie do gildii poprzedza drobiazgowy rytuał. W ten sposób eliminuje się
nieuczciwą konkurencję z zewnątrz, nowe, dziwaczne pomysły, zbytni zapał do pracy, nieludzką wdajność
i zaniżanie cen. Tacy konkurenci bez sumienia zagrażają tradycjom zawodowym najbardziej szacownych
i fachowych gildii.
- a czy udzielanie zezwoleń chroni klientów? - Jonatan chciał otrzymać jasną odpowiedz.
- No, tak przynajmniej jest napisane w tym artykule - odparł policjant, przenosząc wzrok na gazetę.
- "Zezwolenia oddają monopol w ręce gildii, które mogą uchronić klientów przed koniecznością dokonywania zbyt
wielu decyzji i wyborów. Oznacza to, że członkowie gildii są z pewnością dobrymi fachowcami, nie ma więc potrzeby
niczego wybierać."
Mundurowy z dumą poklepał się po torsie:
- i to ja pilnuję monopoli.
- Czy i one są pożyteczne? - dopytywał się młodzieniec
- a bo ja wiem? - policjant znów opuścił gazetę. - Ja tu tylko wykonuję rozkazy. Jak trzeba to je chronię, jak trzeba -
likwiduję.
- To co jest słuszne - monopol czy konkurencja?
- a to już nie moja rzecz - wzruszył ramionami tamten. - Już tam Rada Lordów wie, kto jest posłuszny, a kto nie. Jak
każą mi w kogoś wycelować broń to...
Widząc przygnębienie na twarzy Jonatana, policjant dorzucił:
- Tak bardzo się nie przejmuj, karę śmierci wykonujemy naprawdę rzadko. Ludzie boją się o tym nawet pomyśleć.
Naprawdę nieliczni stawiają opór, jako że skutecznie uczymy posłuszeństwa wobec władzy.
- Czy użył pan kiedykolwiek tego pistoletu? - zapytał młodzieniec, nerwowo spoglądając na kaburę.
- Na przestępcę? - policjant wyćwiczonym ruchem wyjął pistolet i pogładził go po lśniącej lufie. - Tylko raz. - Otworzył
komorę, spojrzał na bębenek a zamykając, obrzucił broń wzrokiem pełnym podziwu. - Cud tutejszej techniki. Rada
dokłada wszelkich starań, żeby wyposażyć nas we wszystko, co najlepsze, w celu spełnienia naszej szlachetnej
misji. Tak, tak, ja i ten pistolet przysięgaliśmy chronić życia, wolności i własności każdego człowieka na tej wyspie.
Z drugiej strony opiekujemy się również sobą nawzajem.
- Kiedy go pan użył? - zapytał Jonatan
- %7łe też tak ci na tym zależy - funkcjonariusz zmarszczył brwi. - Jestem na służbie od ponad roku, a broni użyłem
dopiero dzisiaj rano. Jakaś kobieta zwariowała i chciała się rzucić na brygadę robotników, którzy burzyli jej dom.
Mówiła coś o odebraniu swojego "własnego" domu. Cóż za samolubna cholera!
Serce zamarło Jonatanowi. Czyżby to ta sama kobieta, którą dzisiaj spotkał? Policjant nie zwrócił uwagi na jego
przerażoną twarz i ciągnął dalej:
- z początku to chciałem to jakoś załagodzić. Dokumenty się zgadzały: dom miał zostać zburzony, gdyż w tym
miejscu ma stanąć Park Ludowy Pani de Flanelle.
- i co się stało? - wykrztusił młodzieniec.
- Usiłowałem przemówić jej do rozsądku. Przekonywałem, że na pewno skończy się na jakimś niewielkim wyroku,
gdyby tylko zechciała spokojnie pójść ze mną. Ale kiedy nie chciała usłuchać i kazała wynosić się z jej ziemi, było
jasne jak słońce, że stawia opór funkcjonariuszowi. Bezczelna jędza!
- O, tak - westchnął Jonatan - bezczelna.
Zapadła cisza. Policjant czytał gazetę, zaś nasz bohater stał zamyślony i trącał nogą kamień.
- Czy w mieście można kupić taki pistolet? - zapytał wreszcie Jonatan.
- Co to, to nie - odparł policjant, przewracając stronę. - Mógłbyś zrobić komuś krzywdę.
[ Pytania do rozdziału XI ] [ Rozdział XII ] [ Spis treści ]
Rozdział XII
Bój o bibliotekę
Im bliżej było centrum miasta, tym więcej kręciło się ludzi. Pochłonięci własnymi sprawami, eleganccy mężczyzni
szybkim krokiem przemierzali ulice, aby dojść do im tylko wiadomych celów. Gdy Jonatan przechodził przez rozległy
plac, ujrzał starca kłócącego się zażarcie z młodą kobietą. Przeklinali, przekrzykując się nawzajem, wymachiwali
rękami, a od czasu do czasu podskakiwali z niepohamowanej wściekłości. Młodzieniec, ciekawy powodu awantury,
przyłączył się do małej grupy widzów otaczających parę. Gdy zjawiła się policja, Jonatan zagadnął stojącą obok
wątłą staruszkę.
- O co im poszło? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl