[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jeśli musisz sprawdzić moją krew, zrób to.
Patrzył na nią podejrzliwym wzrokiem, zadając sobie w myślach pytanie. Czy to
jakaś sztuczka? Popijając kawę starał się ukryć nerwowość. Przecież to głupie - pomyślał -
żeby być tak podejrzliwym.
Odstawił filiżankę.
- Dobrze - powiedział - bardzo dobrze.
Kiedy na nią popatrzył, wpatrywała się w kawę.
- Jeśli jesteś zarażona, zrobię wszystko, żeby cię wyleczyć.
Jej wzrok napotkał jego oczy.
- A jeśli nie będziesz w stanie mnie wyleczyć? - powiedziała.
- Poczekajmy, to się okaże - powiedział po chwili.
Obydwoje pili kawę. Potem spytał - Zrobimy to teraz?
- Proszę - powiedziała - może rano, nie... nie czuję się najlepiej.
- Dobrze - powiedział, kiwając głową - rano.
Posiłek dokończyli już w ciszy. Neville właściwie nie odczuwał satysfakcji z powodu
tego, że pozwoliła mu sprawdzić swoją krew. Obawiał się odkrycia w niej zarazków.
Tymczasem mieli przed sobą wspólny wieczór i całą noc. Być może poczuje do niej
sympatię. Wtedy rano będzie mógł...
Pózniej, siedząc w dużym pokoju wpatrywali się w fototapetę, popijali porto i słuchali
Czwartej Symfonii Szuberta.
- Nigdy bym w to nie uwierzyła - powiedziała jakby łagodniejszym tonem - nigdy nie
myślałam, że będę jeszcze słuchać muzyki, popijając wino.
Rozejrzała się po pokoju.
- Włożyłeś w to wszystko niezły kawał roboty - powiedziała.
- A jak wyglądał wasz dom? - spytał.
- Nie tak jak ten - powiedziała. - Nie mieliśmy...
- No... - zastanowiła się przez chwilę. - Był obity deskami, używaliśmy też krzyży.
- Nie zawsze są skuteczne - powiedział cicho, patrząc na nią przez chwilę.
- Tak? - jej twarz była pozbawiona wyrazu.
- Dlaczego %7łyd miałby obawiać się krzyża? - powiedział. - Czemu wampir, który za
życia był %7łydem, miałby powody, aby się krzyża obawiać? Większość ludzi odczuwało strach
przed możliwością stania się wampirem. Większość wampirów zobaczywszy się w lustrze
popada w histeryczną ślepotę. Jeśli jednak idzie o krzyż, no cóż, %7łyd, Hindus ani
Mahometanin nie ma powodu, aby bać się krzyża.
Siedząc i trzymając w ręku kieliszek z winem, patrzyła na niego pustym wzrokiem.
- To dlatego krzyż nie zawsze jest skuteczny - powiedział.
- Nie dajesz mi skończyć - powiedziała - używaliśmy też czosnku.
- Myślałem, że przyprawia cię o mdłości.
- Już wtedy byłam chora. Kiedyś ważyłam ponad pięćdziesiąt pięć kilo, teraz ważę
czterdzieści pięć.
Pokiwał głową. Idąc do kuchni po kolejną butelkę wina pomyślał - Do tej pory
przyzwyczaiłaby się do tego. Po trzech latach.
Ale z drugiej strony, może nie. Jaki sens ma teraz powątpiewanie? Przecież zgodziła
się, by sprawdzić jej krew. Cóż więcej mogłaby zrobić. To jest jej problem - pomyślał. Zbyt
długo żyłem sam. Nie dam wiary niczemu, jeśli nie zobaczę dowodów przez mikroskop.
Dziedzictwo mego ojca znowu triumfuje. Jestem jego nieodrodnym synem, niech diabli
wezmą jego butwiejące kości.
Stojąc w mroku kuchni, próbował tępym paznokciem podważyć papier, którym
owinięta była szyjka butelki. Spoglądał do dużego pokoju, na Ruth.
Jego wzrok przesunął się po okrywającym ją szlafroku, zatrzymując się na chwilę na
nieznacznej wypukłości jej piersi, potem powędrował niżej, na śniade łydki, kostki, gładkie
kolana. Miała młode, dziewczęce ciało. Z pewnością nie wyglądała na matkę dwojga dzieci.
Najdziwniejszą jednak rzeczą w tej całej sprawie było to, że nie odczuwał w stosunku
do niej żadnego fizycznego pożądania. Gdyby pojawiła się dwa lata wcześniej, może nawet
nieco mniej niż dwa lata, mogłoby dojść do gwałtu. Przeżywał wtedy potworne momenty,
poddawał się im, doprowadzały go niemal do szału.
Pózniej rozpoczął swoje eksperymenty. Papierosy przestały go ciągnąć, alkohol też
stracił swoją siłę przyciągania. Rozmyślnie i z zadziwiającym sukcesem zatopił się w
prowadzeniu badań.
Pożądanie w nim osłabło, dosłownie zniknęło. Oto wybawienie pustelnika -
pomyślał. Musiało odejść prędzej czy pózniej, w przeciwnym razie żaden normalny
mężczyzna nie byłby w stanie wytrzymać życia bez seksu.
Na szczęście teraz nie odczuwał prawie nic, nie licząc może jakiegoś ledwo
zauważalnego poruszenia gdzieś głęboko, pod twardą jak skała warstwą wstrzemięzliwości.
Był nawet zadowolony z takiego stanu rzeczy. Zwłaszcza, że nie miał żadnej pewności, czy
Ruth była właśnie tą towarzyszką, na którą czekał. Nie był nawet pewny, czy będzie w stanie
pomóc jej przeżyć jutrzejszy dzień. Czy będzie mógł ją wyleczyć?
Wyleczenie było mało prawdopodobne.
Wrócił do dużego pokoju z otwartą butelką. Uśmiechnęła się do niego przez moment,
kiedy nalewał wino do jej kieliszka.
- Przyglądałam się z podziwem twojej fototapecie - powiedziała. - Patrząc na nią
prawie można uwierzyć, że się jest w lesie.
Mruknął.
- Dużo czasu musiało ci zabrać takie urządzenie domu - powiedziała.
- Powinnaś wiedzieć - odparł - przecież robiliście to samo.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]