[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- I któryś z nich zabił dwie osoby, żeby zdobyć drewnianą figurkę?
- Do takich ludzi to wszystko podobne.
- A może któryś z nich miał rodzinę za granicą? I postanowił wywiezć rzezbę, na
przykład do Skandynawii. - Paweł patrzył niewinnie w oczy Zajączkowskiej.
Zza okna dobiegało wesołe poszczekiwanie psa wypuszczonego do ogrodu.
Zajączkowska uśmiechnęła się.
- Pan jest dowcipny, panie Pawle. Oni na pewno by na to nie wpadli.
- A pani?
- Co ja?
- Gdyby pani miała ochotę ukraść tę figurkę - mówimy oczywiście żartem - to czy
wpadłoby pani do głowy, żeby ją wywiezć chociażby do Danii?
Zajączkowska pobladła nieco pod warstwą pudru.
- Widzę, że ktoś pana zle poinformował. - Powoli dobierała słowa. - Rzeczywiście
wybieram się do Danii, lecz chyba pan nie przypuszcza, że przyszłoby mi coś takiego do
głowy. - Głos jej stał się bardziej matowy, zachrypnięty.
- Nigdy tego nie mówiłem, jednak rozważając rzecz hipotetycznie, mogę założyć i to.
Zwłaszcza, że mamy zeznanie świadka o nagłym zainteresowaniu się państwa dziełami
sztuki.
- Kto to mógł powiedzieć? Chyba ten chłystek Tobola albo Detyniecki, stary plociuch!
- Jej głos tryskał jadem.
- Wobec tego jednak, że złożono takie zeznanie, będzie pani łaskawa coś mi na ten
temat powiedzieć. - Paweł mówił spokojnie, lecz stanowczo. - Zaprzeczenie może tylko
skierować podejrzenie na pani męża. Jego alibi potwierdza tylko pani. W czasie zabójstwa
Borowicza nie było go ani w wytwórni, ani w sklepie. Sama pani widzi, że milczeniem można
mu tylko zaszkodzić.
Cała dotychczasowa kokieteria tej kobiety zniknęła bez śladu. Widać było, że
intensywnie nad czymś się zastanawia. Po chwili odezwała się:
- Dobrze, powiem panu. Myśleliśmy o wywiezieniu czegoś za granicę. Nic chciałam
tam być tylko na łasce rodziny. Nie jesteśmy bogatymi ludzmi, więc planowaliśmy z mężem,
że kupimy jakiś drobiazg i wywieziemy. Ale to był tylko plan.
- Jednak mąż pani rozmawiał o tym z Branieckim?
- Tak. Tamten obraził się na niego.
- Wtedy pozostało tylko działanie na własną rękę?
- Ależ skąd! Mąż był bardzo zdenerwowany po tej rozmowie i powiedział, żebym mu
dała święty spokój. Daję panu na to moje słowo.
- Wierzę pani.
Zajączkowska z niedowierzaniem popatrzyła na Pawła.
- Nie będzie więc pan już wracał do tego okropnego tematu? - Na powrót przybrała
zalotną minę.
- Jeżeli to, co mi pani powiedziała, jest prawdą, to obiecuję pani już do tego nie
wracać.
Pani domu zagłębiła się w fotelu. Przykrótka sukienka podjechała jej prawie do uda.
- Napijemy się jeszcze i porozmawiamy o czymś innym: tyle jest przecież
wspaniałych rzeczy na świecie!
Pawła zdumiewał jej głos, który już po raz trzeci zmienił swą barwę. Teraz mówiła
nastolatka.
- Pozwoli pani, że nie będę już więcej pił; jestem przecież na służbie. - Paweł starał
się, żeby odmowa jej nie uraziła. - Ponieważ przyznała pani, że możemy być ze sobą
szczerzy, więc zanim przejdziemy do tych wszystkich wspaniałych rzeczy, proszę mi pomóc
charakteryzując kilka znajomych nam osób.
Zajączkowska zorientowała się od razu. że Paweł prowadzi rozmowę do konkretnego
celu. Zaczerwieniła się lekko.
- Co chciałby pan wiedzieć? - spytała.
- Co sądzi pani o Sobocińskim? Czy mógłby zabić Branieckiego? On także nie ma
alibi. Podczas morderstwa rzekomo spał w domu. Ale nikt inny nie może tego potwierdzić.
Nabrała powietrza w płuca.
- To rzeczywiście niedobrze, jeżeli mężczyzna w jego wieku śpi sam - W mówieniu o
innych czuła się znacznie pewniej. - Nie mogę za nikogo ręczyć, ale on jest mocny tylko w
gadaniu, w gruncie rzeczy muchy by nie skrzywdził. Jest wspaniałym wychowawcą. Nie
uznaje kar fizycznych w stosunku do trudniejszej młodzieży. Jako wdowiec był cały
pochłonięty sprawami zakładu, kiedy przyszło spóznione uczucie do tej niewydarzonej
nauczycielki. Od tego czasu Andrzej zmienił się nie do poznaniu: zaczął się inaczej ubierać i
był już nawet na dobrej drodze do osiągnięcia celu, kiedy przyjechał tamten. Andrzej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]