X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

najpoważniejszy zarzut, te nieszczęsne kopalnie Muribeki.
- Co z tymi kopalniami? - jęknął aresztant.
- No cóż... Prokurator stanu Mato Grosso upierał się, że poszukiwania kopalni można
podciągnąć pod prowadzenie nielegalnych poszukiwań geologicznych. Wobec faktu, że bez
przerwy wyłapuje się w dżungli bandy garimperos, szukających tam złota, uranu i diamentów,
mamy bardzo surowe prawa, regulujące taką działalność... Bez większej przesady mogę
powiedzieć, że to najsurowsze prawa na świecie...
- No, to koniec - jęknął Pan Samochodzik.
- Ależ nie - uśmiechnął się zastępca prokuratora. - Wyperswadowaliśmy mu, że
poszukiwania kopalni należy podciągnąć pod nielegalne badania archeologiczne, a nie
geologiczne. Poza tym, na waszą korzyść przemawia wykrycie tych odwiertów w górach
Rocandor. To może być poważna okoliczność łagodząca. Ostatecznie dzięki wam wykryto
naprawdę poważne przestępstwo... Proszę się nie martwić. Mój szef osobiście zadba o to,
żeby skreślić maksymalną ilość tych zarzutów. Konsul będzie rano.
Pożegnał się i wyszedł. Pan Samochodzik, zgnębiony, podszedł do okna. Słońce już
zaszło. Delikatnie objął dłonią stalowy pręt kraty. Solidnie wpuszczony w mur, ale niezbyt
gruby. Przeszedł się po celi. W podeszwie lewego buta miał żydowski włos. Wycięcie kraty
zajęłoby mu nie więcej niż dziesięć minut. Tylko co dalej? Opuścić się na linie, uplecionej z
pościeli? Przymknął oczy. Od strony bramy więzienie otaczała fosa wykuta w skale... A z tej
strony?
Wyjął z walizki lusterko. Ujął je w dłoń i wysunął pomiędzy prętami. Ustawił je tak,
by jak w peryskopie zobaczyć ewentualną drogę ucieczki. W tym miejscu twierdza stała na
krawędzi urwiska. Pionowa, gładka jak stół, granitowa skała opadała w trzydziestometrową
przepaść. U podnóża skarpy znajdowały się jakieś budynki, otoczone wysokim murem. Na
dziedzińcu parkowało kilka wozów, w tym nissan patrol, którym go przywieziono. A więc
komisariat policji albo coś podobnego. Zresztą pokonanie takiego urwiska za pomocą liny z
prześcieradła nie wchodziło w grę.
Pan Samochodzik popatrzył na zegarek, a potem doszedł do wniosku, że trzeba się
wyspać. Umył się szarym mydłem i położył na pryczy. Długo nie mógł zasnąć. Rozważał w
pamięci swoją rozmowę z zastępcą prokuratora. Raz jeszcze powtarzał w myśli jego pytania i
swoje odpowiedzi.
- Nie popełniłem żadnego błędu - mruknął. - Zresztą jak mógłbym się wyprzeć, skoro
to wszystko mają opisane w artykułach?
Wyobraznia podsunęła mu szereg wyjść z sytuacji. Obciążyć współpracowników,
zełgać, że zdjęcia były mistyfikacją i w rzeczywistości robiono je w lasach wokół Cuiaby...
Uśmiechnął się zasypiając.
Po całodziennym przedzieraniu się przez lasy byliśmy zupełnie wykończeni. Półmrok
zalegający pomiędzy drzewami pogłębił się.
- Trzeba przygotować sobie jakiś nocleg - powiedział Michaił. - Hamaków, niestety,
nie mamy...
Znalezliśmy za to skupisko kilkudziesięciu głazów. Pośrodku powstała sympatyczna
kotlinka, otoczona sporymi blokami nieco zwietrzałego granitu.
- Jeśli tu rozpalimy ognisko, kamienie się nagrzeją i nie zmarzniemy w nocy -
stwierdził Michaił.
- Widzisz tu gdzieś suche drewno? - zapytałem zrezygnowanym tonem.
Nigdzie wokoło nie było ani kawałka czegokolwiek, co nadawałoby się do spalenia.
Każdy konar, leżący na ziemi, był mokry jak sama woda, zgniły, zbutwiały i rozłaził się w
palcach. Przeszedłem się kawałek i kilkunastoma ciosami maczety powaliłem spory krzak. Z
jego gałęzi, pokrytych dużymi, skórzastymi liśćmi, zbudowaliśmy obszerny szałas i
narzuciliśmy go moskitierą.
- Mężczyzni przygotują dach nad głową, kobiety zajmą się kolacją - uśmiechnęła się
Juanita, dzieląc paczkę kanapek. Zjedliśmy połowę, resztę zostawiając na jutrzejszy ranek.
- Jak oni nas zestrzelili? - zastanowiłem się na głos. - Dlaczego...
- To proste - powiedział Michaił. - Ktoś im musiał kiedyś nabruzdzić. Więc na
drzewie koło wioski umieścili strażnicę. Gdy nadlecieliśmy, zaalarmowali swoich i ci drapnęli
do lasu, a dwaj strażnicy na platformie otworzyli do nas ogień. Ponieważ nie udało im się nas
zestrzelić konwencjonalną bronią, użyli kuszy, a ściślej mówiąc balisty, machiny oblężniczej,
miotającej włócznie. Chyba nawet mieli ich kilka, bo wystrzelili w nas co najmniej dwie
dzidy.
- Widziałem trzy.
- Każda z solidnym ostrzem, wykonanym z resora, obwiązane pakułami nasączonymi
ropą. Nie zdziwiłbym się, gdyby tym strącali nisko latające awionetki. W każdym razie nas
trafili bez pudła. Pozostaje się tylko domyślać, jak zdobyli tak wybitne umiejętności
celownicze... To wymaga ćwiczeń. Widząc, że lecimy dalej, wystrzelili z katapulty kilka
bolas...
- Też widziałem te kule na linach - mruknąłem.
- Idealna broń, żeby razić helikoptery - odezwała się ze swojego posłania Juanita. -
Jeśli odpalają kilkanaście, to któraś musi trafić.
- Katapulty - mruknąłem. - Balisty... Ci Indianie dysponują podejrzanie
średniowieczną techniką...
- A ja mam fotografie - było już ciemno, ale domyśliłem się jej uśmiechu. - Mogą być
warte fortunę...
- To chyba skrzywienie zawodowe - mruknąłem zasypiając.
ROZDZIAA DWUNASTY
WIZYTA KONSULA " PIRANIE NA OBIAD " OPUSZCZONA WIEZ "
BUDUJEMY A�DK " ODWIEDZINY U LUDO%7łERC�W "
ARESZTOWANIE
Pan Samochodzik wstał o szóstej, umył się i ponownie zasiadł do lektury. Przeżycia
wczorajszego dnia zostawiły na nim swoje piętno. Lewa ręka, choć dociskał ją do blatu
stolika, drżała lekko. O ósmej rozległ się łomot otwieranych drzwi w korytarzu. Profos
przyniósł skromne śniadanie. O dziewiątej przyszli: zastępca prokuratora i jeszcze jakiś
mężczyzna.
- Paweł Wóycicki - przedstawił się nowo przybyły. - Konsul generalny
Rzeczpospolitej Polskiej w Brazylii. Poinformowano nas o pańskim aresztowaniu.
- Jak wygląda sytuacja?
- Nienajlepiej - westchnął konsul. - Będą panowie musieli zapłacić słoną grzywnę. Jej
pokrycie leży poza możliwościami naszej ambasady, chyba że panów krewni wpłacą
odpowiednią sumę na konta MSZ w kraju...
- Rozumiem - kiwnął głową pan Tomasz. - Co potem?
- Deportacja. I, niestety, co najmniej pięcioletni zakaz powrotu do Brazylii.
- Rozumiem.
- Dobrze. Nie uskarża się pan na traktowanie?
- Nie, nawet, szczerze mówiąc, jestem zaskoczony. Cela wygodna, obsługa
sympatyczna... Jedzenie całkiem niezłe...
- Ze swoimi obywatelami tak się nie patyczkują. Niech pan podziękuje naszym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl

  • Drogi uĹźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.