[ Pobierz całość w formacie PDF ]

To bardzo niepedagogiczne!
 Ka\dy z tych chłopców pragnąłby prze\yć coś ciekawego. Proszę, oto przygoda: pomóc
w walce z przemytnikami ikon. Oświadczam panu, \e do końca \ycia ka\dy z nich będzie
interesował się losem naszych zabytków. I pan to uwa\a za niewychowawcze?
 No có\, jeśli profesor Hilary się zgodzi...  skapitulował dyrektor Marczak.
Profesor Hilary wyraził zgodę. A chłopcy? Nie muszę chyba pisać, jak bardzo zapalili się do
mojego projektu. Planowane przez nich wycieczki w okolice nagle zyskały zupełnie nowy
sens, przestały być tylko turystyczną rozrywką, a zyskały niemal rangę wagi państwowej.
Pozostawiliśmy Baśce odebrane od fotografa zdjęcia i poszliśmy z Marczakiem do domku
panny Helenki, gdzie zastaliśmy tak\e Ludmiłę, pana Dohnala, Smitha i Skwarka.
 Wyje\d\amy do Pragi  oświadczył im dyrektor Marczak.
 Co się stało?  zdumiała się panna Helenka.
Marczak ujął się pod boki i triumfującym wzrokiem powiódł po wszystkich twarzach.
Uwielbiał takie chwile.
 W moim departamencie, proszę państwa, nie zwykło się zasypywać gruszek w popiele.
Otó\ pan Tomasz jest ju\ na tropie rozwiązania zagadki Kelleya. W tym celu udajemy się
obydwaj do Pragi.
 A ja?  oburzyła się panna Helenka.  Ja mam tkwić w Lesku?
Ukłoniłem się jej i wskazałem widoczny za oknem wehikuł.
 Samochód jest do pani dyspozycji...
 Ja te\ jadę z wami  zagrzmiał pan Smith.
Skwarek zrobił ponurą minę.
 Właśnie otrzymałem wiadomość, \e muszę na kilka dni wpaść do Warszawy. Zamierza-
łem tam zaprosić pannę Helenkę. Lecz skoro tak... to \yczę szerokiej drogi.
I opuścił nasze towarzystwo. Robił wra\enie obra\onego. Minę obra\onej księ\niczki miała
tak\e Ludmiła. Mrugnąłem do niej znacząco, aby wyszła przed domek.
 Gniewasz się na mnie?  zapytałem.
 Do tej pory myślałam, \e jestem pańskim pomocnikiem i nie ma pan przede mną \ad-
nych tajemnic.
Poło\yłem jej dłoń na ramieniu i spojrzałem w oczy.
 Czy wiesz, Ludmiło, \e gdyby nie ty, przenigdy nie wpadłbym na nowy trop? Gdyby nie
ty i twój film, nie jechalibyśmy teraz do Pragi.
 Pan to mówi serio? A co ja takiego zrobiłam?
 W Pradze wszystko wyjaśnię. A teraz trzeba się pakować  powiedziałem.
Zamówiłem z poczty rozmowę  błyskawiczną do Warszawy. I w dwie godziny pózniej trzy
samochody opuściły camping nad Sanem: porsche, fiat 125p i mój wehikuł. W domkach nad
rzeką pozostali jedynie harcerze z profesorem Hilarym. Od jutra zamierzali robić piesze wy-
cieczki do zagród ludzi, którzy sprzedali kiedyś stare ikony tajemniczemu motocykliście. A
na wypadek, gdyby okazał się nim któryś z Gnatów, przekazałem Baśce dokładne in-
strukcje, do kogo w Komendzie Powiatowej MO w Lesku lub Sanoku powinien się zgłosić z
informacją o tej sprawie. Dałem tak\e adres pana Dohnala w Pradze.
W Sanoku po\egnaliśmy się z magistrem Skwarkiem. On pojechał przez Rzeszów do War-
szawy, obiecując zjawić się w Pradze za dwa dni. My natomiast ruszyliśmy na Rymanów i
Duklę, aby po przebyciu przepięknej Przełęczy Dukielskiej  znalezć się w Czechosłowacji.
Na granicy polscy celnicy przeprowadzali bardzo dokładną lustrację porscha pana Smitha, w
którym jechał równie\ dyrektor Marczak i pan Dohnal. Wszystkim kazano otworzyć walizki i
przeszukano je starannie. Lecz gdy przyszła kolej na mój wehikuł, celnicy po przejrzeniu
moich dokumentów tylko grzecznie zasalutowali, co bardzo zdumiało dyrektora Marczaka.
Jeszcze bardziej się zdumiał, gdy celnicy zaczęli ze mną przyjazną rozmowę, z której wyni-
kało, \e doskonale się znamy. Potem dopiero przypomniał sobie, \e to właśnie mnie wydele-
gował na naradę z celnikami, którym referowałem sprawę przemycanych ikon. Zresztą, jak
wiemy, z Głównym Urzędem Celnym pozostawałem w ciągłym kontakcie. Właśnie w swej
błyskawicznej rozmowie telefonicznej podałem celnikom listę osób, które podczas przekra-
czania granicy powinny być poddane szczególnie uwa\nej kontroli. Pan Smith i jego por-
sche figurował tam na czołowym miejscu. A \e dyrektor Marczak jechał jego wozem, przy
okazji zrewidowano dokładnie tak\e baga\e Marczaka.
Gdy byliśmy ju\ na terenie Czechosłowacji, zwróciłem uwagę, \e panna Helenka cichutko
się śmieje.
 Co wprawiło panią w taką radość?  zapytałem zdziwiony.
 Zmieję się do własnych myśli...
 A o czym pani myśli?
 O przemytnikach ikon, panie Tomaszu. Jeszcze w Lesku zastanawiałam się, co by było,
gdybym to ja była złodziejką ikon. W jaki sposób bym je przemycała, aby bez \adnych po-
dejrzeń przebyły granicę.
 I jaki pani znalazła najlepszy sposób?
 W pańskim wehikule, panie Tomaszu  odparła panna Helenka i znowu cichutko zachi-
chotała.
 Pani ma bardzo bujną fantazję  powiedziałem zmarszczywszy brwi.
Wyznaję, \e poirytował mnie jej dowcip. Dla mnie sama myśl o czymś podobnym wydała się
nie śmieszna, ale przera\ająca. I niemo\liwa do realizacji. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl