[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Irina musiała ją rozczarować. Z wizyty nici.
- Może i dobrze - stwierdziła Marita z lekką irytacją. - On ma takie lepkie paluchy,
domyśla się pani, o co mi chodzi.
Irina się domyślała. Całe szczęście, że znalazł się za kratkami!
O zmierzchu pojechali do domu Iriny. Tym razem Westlingowi i Irinie towarzyszyło
trzech uzbrojonych funkcjonariuszy. Znajomej policjantki wśród nich nie było.
Policjanci wahali się z początku, czy zabrać Irinę ze sobą, ale uznali, że tylko w ten
sposób mogą uśpić czujność Karlsena. Samochody zaparkowali w ustronnym miejscu i
dostali się do domu od strony ogrodu, uprzednio sforsowawszy ogrodzenie. Irina przeszła
przez płot przy ich wydatnej pomocy.
Dziwny sposób wchodzenia do własnego mieszkania, uznała. Choć była tu raptem
parę godzin temu, dom wydał się jej opustoszały, jakby nikt w nim od lat nie mieszkał. Puste
pokoje odbijały echo kroków. Irina poczuła się nieswojo.
Pomogło, kiedy inspektor Westling dodał jej otuchy delikatnym uściśnięciem w ramię.
Posłała mu uśmiech pełen wdzięczności.
Irinę umieszczono w salonie, policjanci pochowali się w zaciemnionych pokojach,
skąd mogli obserwować wszystkie wejścia. Gdyby napastnik zbił szybę, z pewnością by
usłyszeli.
W salonie zapalono światło, ale dokładnie zaciągnięto firanki, tak by Sivert Karlsen
nie mógł obserwować Iriny z zewnątrz. Tego by nie zniosła.
Stałam się przynętą, pomyślała. Sama jestem sobie winna, skoro wpadłam na tak głupi
pomysł, jak rozmowy po nocach.
Wokół niej panowała cisza. Irina siedziała nad krzyżówką, w której zdążyła odgadnąć
jedno hasło. Potem kratki zlały się w zamazany obraz.
Co będzie, jeśli nie zdołają go powstrzymać? Jeśli wbiegnie z uniesionym nożem?
Próbowała otrząsnąć się z tych przerażających myśli.
Patrik, czemu nie jesteś ze mną i... nie trzymasz mnie za rękę? Nie, lepiej, żebyś mnie
05
objął i mocno przytulił...
Czemu przyszło jej to do głowy?
Może dlatego, że inspektor świetnie pasował do tej roli.
Spojrzała na zegarek, było wpół do dziesiątej.
Zapowiadała się długa noc.
Nie bała się już ciszy. Nie była sama, ktoś nad nią czuwał.
Taką przynajmniej miała nadzieję. Tyle że coś mogło się nie powieść.
Może nie przyjdzie. Byłoby cudownie, ale tylko przez chwilę. Konfrontacja by się
odwlekła, na inny dzień, inną noc.
Dlaczego nie mogą go złapać w jakimś innym miejscu?
Muszą go zwabić. A ona służy za przynętę.
Straszne!
Policjanci nie pozwolili jej włączyć telewizora, zagłuszyłby inne dzwięki. Chciała
oglądać bez fonii, uznali, że to byłoby dziwne.
Siedziała więc nad krzyżówką, którą w innej sytuacji rozwiązałaby w mgnieniu oka, i
z ogromnego napięcia nie widziała słów ani kratek.
Nagle zesztywniała.
Czy to nie był odgłos zamykanych drzwiczek samochodu? Charakterystyczny,
przytłumiony dzwięk.
Znowu zaległa cisza.
Jest taka niemądra. Karlsen nie przyjedzie samochodem. To pewnie któryś z sąsiadów.
Na dzwięk dzwonka do drzwi podskoczyła z przestrachu.
Patrik, gdzie jesteś?
Polecono jej, by nie zbliżała się do drzwi. %7ładen z policjantów się ale pojawił.
Irina nie mogła się poruszyć. Dzwonek rozległ się ponownie, niecierpliwie odegrał
wesołą fanfarę.
Tak jak... O, nie, tylko nie on! Nie teraz!
Irina nie poruszyła się.
W zamku zachrobotał klucz. Więc wciąż miał klucz do jej domu?
Głuche uderzenia walizek o drzwi. W progu pojawił się Arnt.
Oparł się z lekką nonszalancją o framugę drzwi do salonu. Jak zawsze elegancki,
ciemnowłosy, ciemnooki, opalony po licznych wizytach w solarium, Z przekornym
uśmiechem na wargach.
W nagłym przebłysku Irina zrozumiała, że przez wszystkie te lata żyła w zaślepieniu.
06
Inger nie była pierwsza ani jedyna. Te dodatkowe wieczorne zebrania, wyjazdy, noclegi w
obcych miastach...
- Więc jestem, Irino. Czemu nie otwierałaś?
- Nie możesz teraz wejść, Arnt, wybrałeś zły moment.
- Zły? - drażnił się z nią. - Przecież jesteś sama. I jak zwykle męczysz się nad łatwą
krzyżówką. No, ale zaraz zrobi się milutko. Wniosę walizki na górę i otworzę butelkę wina.
Musimy to uczcić! Przygotuj coś do jedzenia, tak jak to tylko ty potrafisz. Jestem głodny, nie
jadłem nic od obiadu.
Irina nie zauważyła, że pod pozorami bezczelnej pewności siebie Arnt skrywał
zmieszanie, dlatego tyle mówił. Zdenerwowanie Iriny rosło.
- Musisz iść. Natychmiast. Zjawiłeś się w najmniej odpowiednim momencie.
Wstała i zbliżyła się do niego, by go wypchnąć za próg. Arnt zle zrozumiał jej zamiar,
myślał, że mu się rzuci w ramiona, płacząc ze szczęścia. Kiedy ją objął, wywinęła się. Na jej
twarzy malowały się niechęć i odraza.
Arnt zmarszczył czoło.
- Idz już, grzecznie cię proszę.
- Ależ, Irino, to mój dom, nie możesz...
- To nie jest twój dom - przerwała mu z taką stanowczością, jakiej się po niej nie
spodziewał. - Nie chcę cię tu więcej widzieć, Arnt. Już nie jestem twoją niewolnicą.
- Niewolnicą? Nigdy nią nie byłaś, jesteś moim kwiatuszkiem, którym się
opiekowałem, moją laleczką! Jedyną...
- Choć raz mnie posłuchaj! Musisz wyjść, mówię poważnie.
- Ależ, miła, rozumiem, że trochę kaprysisz, bo odszedłem. Potrzebowałem odmiany,
ale to już minęło. Irino, zawsze byłaś taka dobra.
Po raz pierwszy od wielu łat Irina wpadła w furię.
- I pozbawiona uroku, bez zainteresowań, czyż nie? Cielę, które zna swoje miejsce?
Mam tyle temperamentu co zimny kotlet?
Pobladł i wpatrywał się w nią, nic nie pojmując.
- Moja droga - zaczął błagalnie - nie wiem, o czym mówisz. Już jestem w domu i
wkrótce wrócisz do równowagi, zmienisz fryzurę i założysz na siebie coś odpowiedniego.
Widzę, że samotność i smutek ci nie służą. Arnt zajmie się tobą jak za dawnych czasów, żebyś
nie musiała tej ślicznej główki...
Irina przestała panować nad sobą.
- Arnt, wbij sobie to w ten twój szowinistyczny męski łeb! Nie jesteś mi potrzebny, ten
07
dom należy do mnie, odziedziczyłam go po rodzicach, mam teraz zupełnie inne sprawy na
głowie, a twoja obecność tutaj jest wysoce niepożądana z przyczyn, których nie mogę
ujawnić...
- Inne sprawy? Może inny mężczyzna? - roześmiał się pogardliwie. - Naprawdę
uważasz, że ktoś zainteresowałby się takim zerem jak ty? Beze mnie nic nie znaczysz.
Kompletnie nic! Ja cię ukształtowałem. Rozumiem, że jest ci przykro, ale to już przeszłość, a
ta twoja tania historyjka o innym mężczyznie brzmi jak żałosna zemsta. Nie wiem, co Inger ci
naopowiadała, ale ona potrafi być taka nierozsądna...
- A więc domyśliłeś się, że z nią rozmawiałam. To jednak były twoje słowa.
Zrozumiał, że się zagalopował, i zmienił taktykę.
- Odszedłem od niej, bo dotarło do mnie, ile dla mnie znaczysz...
Przerwał, kiedy do pokoju wkroczyło trzech policjantów.
- O co chodzi? - rozejrzał się zdezorientowany.
Patrik Westling przedstawił się i zwięzle wytłumaczył, że przez zbieg okoliczności
życie Iriny znalazło się w niebezpieczeństwie. Mieli nadzieję złapać jej prześladowcę tutaj,
gdyby nie to, ze Arnt zjawił się w nieodpowiednim momencie.
- Bardzo proszę, aby pan natychmiast wyszedł - zakończył inspektor. - Przez pana
bardzo trudna i skomplikowana operacja może się nie powieść.
- Nie ma mowy - odrzekł Arnt z tą pewnością siebie, którą mężczyznie daje dobra
prezencja, zawód i pieniądze. - Nie pozwolę się wyrzucić z domu, który doprowadziłem do
kwitnącego stanu, i nie pozwolę narażać mojej żony na takie niebezpieczeństwa. To
niesłychane, inspektorze Westling! Zostanę tu, by jej bronić, taki jest obowiązek męża. Irino, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl