[ Pobierz całość w formacie PDF ]

lub okrzykiem dochodzącym z grupek rozbawionych ludzi.
Dom Lorelei stał blisko ulicy. Szeroki, obudowany ganek oddzielał od
niej tylko wąski pas trawnika. W środku panowały ciemności, świeciło się
tylko w jednym pomieszczeniu i na ganku. Przypomniał sobie, że Lorelei
wspominała coś o sublokatorce, która rzadko bywała w domu. Miał nadzieję,
że tym razem też jej nie ma. Podszedł bliżej i jak się spodziewał, zastał na
ganku Lorelei, która półleżała wygodnie na dużej, drewnianej huśtawce
ogrodowej. Głowa podparta poduszkami, palec poruszający się jednostajnym
86
R
L
T
ruchem po ekranie tabletu, bosa stopa opuszczonej jednej nogi wprawiała w
ruch bujawkę.
Usłyszała jego kroki i usiadła. Błyszczącą sukienkę koktajlową
zastąpiły szorty odsłaniające długie smukłe uda, a wąski top zdradzał, że nie
nosi biustonosza. Bujne włosy zebrała i upięła wysoko, odsłaniając szyję, by
było jej chłodniej. Wyglądała olśniewająco i bardzo seksownie w sukience,
ale to prostota jej ubioru przyprawiła go o zawrót głowy. Jego umysł nie
pojmował, po co się tutaj pchał, za to ciało wiedziało cholernie dobrze.
 Jaka niespodzianka. Co cię tu sprowadziło?
Nie poruszyła się, więc musiał dalej stać na zewnątrz.
 Wyszłaś tak nagle, martwiono się o ciebie.  Wzruszył ramionami.
Odłożyła tablet i sięgnęła po butelkę piwa.
 I dlatego przyszedłeś? Zobaczyć, co się ze mną dzieje?
 A nie powinienem? Wiesz, takie pośpieszne, ukradkowe wyjścia
zawsze świadczą o tym, że coś jest nie w porządku.
 Aha.  Skinęła głową.  Załatwiłam interesy, nie było po co dalej tam
siedzieć.
 Tak, jasne.
 I to ci nie dawało spokoju?  spytała, przekrzywiając głowę.  Serio?
 Proszę?
 Zaprzestańmy tych gierek.
 To by była przyjemna odmiana.
 Powiedziałeś, żebym zatrzasnęła drzwi za sobą, co też zrobiłam.
Spałeś i nie widziałam powodu, żeby cię budzić i odbywać ten dziwaczny
rytuał następnego ranka  po . Nie była to żadna demonstracja.  Roześmiała
się.  Nie miałam pojęcia, że twoje ego jest tak nadwrażliwe.
Boże, miała szczególny dar wykręcania kota ogonem.
87
R
L
T
 Nie mam nadwrażliwego ego.
 Nie?  Kpiąco uniosła brwi.  Więc dlaczego tu jesteś?
To go zbiło z tropu. Zdał sobie sprawę, że zachował się, jakby
rzeczywiście miał z tym problem. Wydało mu się to tak idiotyczne, że
chociaż nie całkiem pozbył się irytacji nagromadzonej w ciągu dnia, uznał, że
jednak zrobił z igły widły. Skoro już to rozstrzygnął, prawdziwy powód jego
wizyty dał znać o sobie bolesnym naporem na suwak spodni.
 Bo jest to jedyne miejsce, w którym Julie Herbert nie będzie mnie
szukać.
Lorelei przygryzła dolną wargę, ale raczej po to, by powstrzymać
śmiech, niż ze złości. W końcu wstała z huśtawki i otworzyła drzwi.
 Powinno ci to pochlebiać. Julie miała swoje wymagania i byłeś
jedynym, który spełniał kryteria.
 Na dwóch nogach i żywy?
Gdyby przygryzła jeszcze mocniej wargę, pewnie pokazałaby się krew.
 Były bardziej surowe.
 Pokazne konto?
 Owszem, było na liście.  Wzruszyła ramionami.
 To oszczędz mi reszty. Nie chcę wiedzieć.
Gdy sięgnęła pod stolik, usłyszał grzechot kostek lodu.
 Piwo?  Podała mu je, nie czekając na odpowiedz.
Dobry znak. Wziął butelkę i usiadł na bujanym fotelu z ratanu stojącym
po drugiej stronie stolika. Lorelei wróciła na huśtawkę.
 Możesz mieć pretensję tylko do siebie, że nie wykorzystałeś szansy.
Julie naprawdę była chętna.
Zdawało mu się, czy w jej głosie zabrzmiała zazdrość?
 Nie usłyszałaś, jak mówiłem, że szukałem miejsca, by się przed nią
88
R
L
T
ukryć?
 To dobrze wybrałeś. Nie lubimy się za bardzo.
 A ty napuściłaś ją na mnie? Piękne dzięki.
Lorelei uśmiechnęła się i podciągnęła jedną nogę na huśtawkę, a drugą
zaczęła ją znów wprawiać ją w ruch. Podobało mu się, że tak łatwo
przechodzi do porządku nad tym, co się zdarzyło, nie żywiąc urazy ani nie
dyskutując do upadłego. Aatwo wybuchała, ale jeśli rzecz była skończona, to
była skończona. Bardzo to wygodne, pomyślał.
 Pracowałaś?  spytał, patrząc na pociemniały ekran tabletu.
 Jak się okazało, impreza na rzecz schroniska dla bezdomnych jest w
poniedziałek. Próbuję się przygotować. Asystent Vivi przysłał trochę
materiałów, ale...
 Vivi musi uważać. Młodsza siostrzyczka weszła do gry, odbierając jej
tytuł.
 Nie chcę jej tytułu. Jedna święta w rodzinie wystarczy.
 Pewnie masz rację.
 Będę szczęśliwa, kiedy wrócą z podróży poślubnej.  Oparła głowę o
huśtawkę.  Moja święta siostrzyczka ma wariacki rozkład zajęć.
 Vivi tak to sobie organizuje, że wygląda, jakby łatwo go było
realizować.
 Wiem. Trochę to dla mnie upokarzające, żeby nie powiedzieć więcej.
 Ale założę się, że Vivi nie ma czasu siedzieć na ganku i rozkoszować
się piwem w letni wieczór.
 Racja, nie ma. Ale siedzenie na ganku i picie piwa to nie jest
najlepszy sposób na wykorzystanie tego, czego mnie nauczono, i mojego
czasu. Przywileje oznaczają jednocześnie obowiązki i odpowiedzialność.
Powinnam dawać dobry przykład.
89
R
L
T
Poważna deklaracja, ale Lorelei wypowiedziała ją całkiem naturalnie,
bez goryczy czy sarkazmu. Raczej zabrzmiała w tym rezygnacja. Przyjrzał się
jej uważnie i zdecydował, że piwo, które trzymała w ręce, nie było pierwsze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl