[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mechanicznych ruszyło z kopyta i poczułem, jak wciska mnie w fotel. Przelicza-
jąc moc silników na tonę wyporności, moja łódka była około czterdziestu razy
silniejsza niż Artina i stąd jej prędkość.
Ale za to sterowność była teraz kiepska, gorzej, była podła. Kierownica dosta-
ła drgawek, skakała mi w rękach, a kurs. . . O kursie lepiej nie wspominać. Krótko
mówiąc, wpływałem do Wielkiego Portu, do złudzenia naśladując ruchy grzbie-
topławka, takiego wodnego pajączka, który mieszka sobie na różnych stawach
i sunie po powierzchni wody gwałtownymi, kompletnie nie skoordynowanymi
skokami.
Ta cholerna łódz wcale nie zamierzała wpaść w ślizg, gdzież tam! Jej pręd-
kość wzrosła ledwie do dwunastu węzłów, a z dwunastoma węzłami to mogłem
198
sobie nakukać. Cała moc, jaka szła w śruby, wzniecała jedynie fale. Wzniecać fale
potrafi każdy debil i nie po to wlokłem się tu pół świata. W desperacji i rozpaczy,
pchnąłem przepustnicę do oporu. Aódz uniosła gwałtownie pysk, dostała amoku
i w ciągu dziesięciu sekund przyspieszyła o co najmniej dziesięć węzłów. Ale ste-
rowanie pogorszyło się jeszcze bardziej i moja torpeda reagowała na ruchy koła
z gigantycznym opóznieniem.
Zmniejszyłem ciąg i łódz oklapła na wodzie jak namoknięty kapok, wytraca-
jąc prędkość tak gwałtownie, jakby nadziała się na betonowy mur. Zanosiło się na
niezłą zabawę. Mogłem z niej sporo wycisnąć  pod warunkiem, że nie rozlecia-
łyby się silniki  ale nie wiedziałem, czy uda mi się utrzymać ją na kursie i trafić
tam, gdzie chciałem. Chociaż owiewał mnie chłodny, nocny wietrzyk, czułem, że
pocę się jak mysz.
Jeżeli w ślizg wprowadzić ją można tylko poprzez maksymalne otwarcie prze-
pustnicy, to drugi raz lepiej tego nie próbować. Bałem się, że zatrą się silniki
i postanowiłem, że następna próba szybkości będzie próbą decydującą i zarazem
ostatnią. A sterowanie? Z tym muszę sobie poradzić najlepiej jak umiem.
Zmniejszyłem prędkość jeszcze bardziej i powlokłem się w kierunku cypla
St Elmo. Upstrzony tysiącem świateł fort o tej samej nazwie piętrzył się za mo-
imi plecami. Minąłem cypel i wypłynąłem na otwarte morze. Aódz rozkołysała
się nieprzyjemnie, ponieważ sztaba zawieszona pod kilem działała jak wahadło.
Gdyby jakiś szanujący się konstruktor zobaczył moje dzieło, nie mógłby pózniej
zasnąć, a gdyby nawet zasnął, miałby koszmarne sny, to pewne jak w banku.
Wreszcie okrążyłem cypel i ciesząc się, że znów wpływam na osłonięte wody,
skręciłem w stronę portu Marsamxett. Wziąłem kurs na wyspę Manoel. Valletta
leżała teraz po lewej i zastanawiałem się przez moment, z którego miejsca będą
puszczać sztuczne ognie. Spojrzałem na zegarek i stwierdziłem, że czasu zostało
mi raczej niedużo.
Gdy zbliżyłem się do wyspy, zmniejszyłem maksymalnie gaz. Silniki pomru-
kiwały z cicha i nie pozwalały, by łódz wpadła w dryf. Niedaleko rozbłysł nikły
płomyczek. Alison była już na miejscu. Zapaliła zapałkę i trzymała ją tak, by
oświetlić sobie twarz. Zakręciłem kołem steru i wkrótce staliśmy burta w burtę.
Alison siedziała w małej, zwinnej motorówce z jednym silnikiem.
 Zliczna  powiedziałem.  Gdzie ją wytrzasnęłaś?
 Posłuchałam twojej rady. Ukradłam ją  odparła i roześmiała się cicho.
 Bardzo dobrze. Naszym obowiązkiem jest oszczędzać pieniądze rządu Jej
Królewskiej Mości.
 Jak sobie dajesz radę? -spytała.
 To istna dziwka. Narowista jak wszyscy diabli.
 Kiedy płynęłam na niej ze Sliemy, była w porządku.
 Dziewczyno, płynęłaś zupełnie inną łodzią. Teraz dodasz trochę gazu i ster
wylatuje ci z rąk. Ile zostało nam czasu?
199
 Około dziesięciu minut.
Rozejrzałem się dookoła.
 Zajmę już lepiej pozycję. Jak tu będziemy sterczeć, rozjedzie nas prom ze
Sliemy. Już nadpływa. Artina stoi, gdzie stała?
 Tak.
 No to ruszam. Najpierw podpłynę do Lazzaretto Creek. Tam zawrócę i we-
zmę dobry rozbieg. Ty trzymaj się z daleka, za Artina.  Urwałem.  Steruje
się nią tak cholernie trudno, że za pierwszym podejściem mogę nawet chybić. Jak
chybię, spróbuję z drugiej strony. Uważaj i zejdz mi wtedy z drogi, bo cię rozjadę.
 Powodzenia, Owen.
 Jak zobaczysz Wheelera, przyłóż mu i ode mnie, z najlepszymi życzeniami.
Palił się, żeby zobaczyć, jak ten jego Chińczyk będzie się nade mną pastwił. Jeśli
wszystko pójdzie dobrze, zobaczymy się w Ta Xbiex, w tym samym miejscu co
wczoraj.  Pchnąłem dzwignię przepustnicy i wolno odpłynąłem.
Na pokładzie Artiny, którą mijałem w bardzo niewielkiej odległości, zoba- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl