[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zawiązała. Miałam nawet wrażenie, że atmosfera się
pogorszyła, a między nas wdarło się skrępowanie, którego
wcześniej nie było. Czasami, kiedy nasze ciała
przypadkowo się dotknęły, odskakiwaliśmy od siebie,
jakby dotyk parzył.
Ze zdwojoną energią przystąpiliśmy do ostatniego etapu
remontu. Prace posuwały się zaskakująco szybko, mimo że
na sam koniec wyszła masa rzeczy do zrobienia. Już nie
poświęcaliśmy tak wiele czasu wspólnym posiłkom, teraz
każde z nas spożywało coś naprędce. Często się zdarzało,
że Mark nawet po kolacji wracał do pracy. Widziałam, że
coś go gryzie, i domyślałam się, że to ja jestem tego
powodem. Nie rozmawialiśmy jednak o tym, tylko
przyglądaliśmy się sobie ukradkiem.
Na ogół byliśmy wobec siebie uprzejmi, chociaż
zdarzało się, że warczeliśmy na siebie bez wyraznej
przyczyny. Czułam, że zaczynam się dusić wśród tych
niedopowiedzeń. Brakowało mi poprzedniej
spontaniczności. Byliśmy teraz jak przeciwnicy na ringu,
jedno czekało w napięciu na ruch tego drugiego.
Chociaż bardzo polubiłam to miejsce, coraz częściej
nawiedzały mnie myśli o wyjezdzie. Rzecz jasna oboje od
początku wiedzieliśmy, że jestem tu tylko na jakiś czas, ale
nigdy dotąd nie poruszaliśmy tego tematu. A przecież kilka
tygodni zdążyło się przemienić w kilka miesięcy. Czasami
po brzegi wypełnionych pracą, czasami luzniejszych, ale
zawsze przemiłych. I szczęśliwych. Aż do teraz. Musiałam
podjąć decyzję.
Dwa tygodnie od tańców nad brzegiem morza wypadały
moje urodziny. Zawsze tego dnia robiłam sobie bilans
minionego roku. Tak było i tym razem. Zastanawiałam się
nad tym, co udało mi się osiągnąć, a czego nie zdołałam
wprowadzić w życie. Zazwyczaj takie podsumowania
wypadały marnie. Przeważały punkty z listy, których nie
zrea lizowałam. Brak prawdziwego partnera, brak
własnego mieszkania, nawet kupionego na kredyt, brak
dzieci i ta sama co zawsze nudna praca. I tak rok w rok.
Tym razem było inaczej. Od samego urodzinowego
poranka byłam zadowolona i uśmiechnięta od ucha do
ucha. Zaczęłam wreszcie kierować swoim życiem, co
prawda trochę pózno, ale dobrze, że w ogóle. Po raz
pierwszy szala przechylała się na stronę punktów
zrealizowanych. W związku z tym postanowiłam zrobić dla
siebie coś miłego. Mój wybór padł na włosy.
Odkąd wstałam, nie widziałam się jeszcze z Markiem.
Musiał intensywnie nad czymś pracować, od dwóch dni
słyszałam bowiem dzwięki dobiegające z warsztatu.
Wczoraj nawet nie pojawił się na kolacji. Próbowałam go
podpytać, lecz tylko mnie zbywał. Może miał mnie już
dosyć? Dziś jednak postanowiłam się tym nie przejmować.
To był przecież mój dzień!
Przed południem wybrałam się do miasteczka.
Najpierw wstąpiłam do sklepu z konfekcją, a potem
pojechałam do fryzjera. Zaparkowałam przed wejściem,
wzięłam głęboki oddech i weszłam do lokalu, o tej porze
tętniącego życiem. Od progu uderzył mnie zapach lakieru
wymieszany z kwiatową wonią szamponu. Wnętrze niczym
nie ustępowało najlepszym krakowskim salonom.
Przestronne pomieszczenia pomalowano na jasne kolory,
a na ścianach wisiały duże lustra, powiększając optycznie
przestrzeń. Głębokie i miękkie fotele czarnej barwy
wyglądały na wygodne i aż się prosiły, by się w nich
zanurzyć. Nim zajęłam miejsce na kanapie przeznaczonej
dla oczekujących klientek, podeszła do mnie kobieta
w średnim wieku o miłej powierzchowności w firmowej
koszulce, do której miała przypiętą kolorową plakietkę.
Wyczytałam z niej, że mam do czynienia z szefową. Akurat
tak się złożyło, że chwilę wcześniej ktoś odwołał wizytę,
więc od razu zostałam przyjęta.
Mój francuski był coraz lepszy. W prostych słowach
poprosiłam panią o skrócenie włosów. Początkowo
myślałam o ścięciu ich do ramion, czyli jakieś
dwadzieścia centymetrów, lecz fryzjerka usilnie mnie
namawiała na bardziej odważny krok. Wręcz drastyczny
obcięcie na krótko. W pierwszym odruchu
zaprotestowałam. Nie powiem, kiedyś chodził mi po
głowie taki pomysł, ale bałam się, że skutki będą
opłakane. Ostatecznie jednak ciekawość wzięła górę.
Pocieszałam się, że przecież włosy szybko odrastają.
Siedziałam na fotelu, z przerażeniem przemieszanym
z podekscytowaniem obserwując, jak długie rude pukle
lądują stopniowo na podłodze. Kiedy było już po
wszystkim, przysunęłam się do lustra i zaczęłam uważnie
studiować moje odbicie. Z zaskoczeniem spoglądałam na
nową siebie. Wychodziło na to, że przez całe życie byłam
schowana za czerwonawą zasłoną i dopiero teraz moja
twarz ujrzała światło dzienne. Oczy zrobiły się większe
i bardziej wyraziste.
Włosy były krótkie, ale i tak lekko się kręciły.
Wydawało mi się, że nawet ich kolor zyskał nową głębię.
Miejsca rozjaśnione przez słońce wyglądały jak pasemka.
Czułam się też niesamowicie lekko, jakbym wraz ze
ścięciem włosów straciła nie tylko ciężar, który nosiłam
na głowie, ale także ten w sercu. Odwróciłam się do
fryzjerki z szerokim uśmiechem na twarzy. Odkąd
skończyła, cały czas stała z założonymi rękami,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]