[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wyrażę się jasno. Jeśli ksiądz nie pójdzie dobrowolnie, zmuszę księdza.
- Spaliłem negatywy, Eigerman. Jestem wolnym człowiekiem.
- Zachowałem kopie.
Ojciec umilkł na chwilę. A potem:
- Pan przysięgał.
- Skłamałem - padła odpowiedz.
- Ty bękarcie.
- A ksiądz nosi koronkową bieliznę. Więc kiedy ksiądz tu będzie? Cisza.
- Ashbery. Zadałem pytanie.
- Dajcie mi godzinę.
- Ma ojciec czterdzieści pięć minut.
- Pieprzę to!
- I to mi się podoba: bogobojna paniusia!
3
Musi panować upał, pomyślał Eigerman, kiedy zobaczył, ilu ludzi zebrali
Cormack i Holliday w ciągu sześćdziesięciu minut. Upał zawsze zacietrzewia
ludzi, pobudzając do cudzołóstwa albo do zabijania. A Shere Neck to mieścina
o ograniczonych możliwościach, nie tak łatwo tu o seks na zawołanie, a teraz
nadarzała się okazja postrzelania. Na zewnątrz w słońcu zebrało się dwudziestu
mężczyzn i trzy czy cztery kobiety, które przyszły z nimi, plus Ashbery z jego
wodą święconą.
W ciągu minionej godziny były jeszcze dwa telefony z Midian. Jeden od
Tommy ego, któremu nakazał wrócić na cmentarz, by pomógł Pettine owi w
pilnowaniu nieprzyjaciela, dopóki nie przybędą posiłki. Drugi telefon od
samego Pettine a, który informował Eigermana, że jeden z mieszkańców Midian
podjął próbę ucieczki. Wyśliznął się przez główną bramę, podczas gdy jego
wspólnicy zorganizowali dywersję. Pettine krztusił się składając meldunek, a
pogoń nie powiodła się. Dlaczego? Ktoś podpalił opony w samochodach.
Pożar szybko strawił pojazdy, włącznie z odbiornikiem radiowym, przez który
nadawano meldunek. Pettine wyjaśniał właśnie, że nie będzie więcej raportów,
kiedy radio umilkło.
Eigerman zachował tę informację dla siebie, bo obawiał się, że ostudzi
zapał innych do przygody. Zabijanie jest w porządku, ale nie miał pewności,
czy znajdzie się wielu gotowych do wyruszenia, jeśli dowiedzą się, że niektórzy
z tych bękartów będą się bronić.
Kiedy konwój odjeżdżał, spojrzał na zegarek. Zostało im może dwie i pół
godziny dobrego światła, zanim zacznie się zmierzchać. Trzy kwadranse drogi
do Midian, więc została godzina i trzy kwadranse, żeby załatwić tych
sukinsynów, zanim noc stanie po stronie nieprzyjaciela. To wystarczy, jeśli się
dobrze zorganizują. Najlepiej potraktować ich jak zwierzęta w gniezdzie. Tak
przypuszczał Eigerman. Wypędzić na światło i patrzeć, co się stanie. Jeśli
rozejdą się w szwach, jak opowiadał szczając po nogach Tommy, to wystarczy
jako dowód dla sędziego, że te istoty były nieświęte jak piekło. Jeśli nie - jeśli
Decker kłamał, jeśli Pettine był znów nabuzowany, a wszystko to jakaś głupia
sprawa - znajdzie kogoś, kogo się zastrzeli, żeby to nie była zmarnowana
podróż. Może się po prostu odwrócić i posłać kulę zombie w celi numer pięć,
człowiekowi bez pulsu, za to z krwią na twarzy.
W każdym razie nie pozwoli, żeby dzień skończył się bez czyichś łez.
Część V
DOBRA NOC
%7ładen miecz cię nie dotknie.
Chyba że mój.
ANONIM
Przysięga kochanków
Rozdział XIX
SAMOTNA TWARZ
1
Dlaczego musiała się obudzić? Dlaczego musiał nastąpić powrót? Czy
nie mogła po prostu się zanurzać, zanurzać coraz głębiej w nicość - tam, gdzie
znalazła azyl? Ale nicość jej nie chciała. Nie chcąc, podniosła się z niej i
wstąpiła w dawny świat bólu życia i śmierci.
Muchy odleciały. Przynajmniej to. Podniosła swoje nieruchawe ciało,
zdezorientowana. Kiedy usiłowała wyczyścić zakurzone ubranie, usłyszała
jakiś głos wołający ją po imieniu. Przez upiorną chwilę myślała, że to głos
Sheryl; że muchom udało się doprowadzić ją do szaleństwa. Ale gdy usłyszała
głos po raz drugi, przypisała go komu innemu: - Babette. To dziecko ją
wzywało. Stając plecami do kuchni, podniosła torbę i ruszyła przez rumowisko
na ulicę. Odkąd przeszła pierwszy raz przez jezdnię minęło wiele czasu.
Zegarek rozbity w czasie upadku, nie mógł jej powiedzieć, jak wiele.
Na ulicy panował wciąż błogi spokój, ale żar południa dawno się
skończył. Popołudnie też miało się ku końcowi. Wkrótce zapadnie zmrok.
Zaczęła iść, ani razu nie oglądając się na restaurację. Doznała w niej
dziwnego uczucia, że świat przestał być realny, ale głos Babette nakazywał
odejść stamtąd, a Lori czuła się dziwnie pogodnie, jak gdyby wyjaśniły się
jakieś tajniki istnienia świata.
Nawet nie zastanawiając się zbytnio, wiedziała, co się stało. Jakaś
istotna część jej ciała, serce czy głowa, albo - i to, i to, zawarło pokój z Midian i
wszystkim, co zawierało w sobie ducha Midian. W jego kryptach nic nie
znajdowało się w takim stanie, jak to, co ją spotkało w tym wypalonym
budynku: samotność zwłok Sheryl, odór postępującej zgnilizny, nieuchronność
tego procesu. A z drugiej strony: potwory Midian, ulegające transformacji,
budujące na nowo swój organizm, ambasadorowie jutrzejszego ciała,
przypominający o ciele wczorajszym, tak pełni różnych możliwości. Czy te
stwory dysponowały zdolnościami, których im zazdrościła? Umieć latać,
przepoczwarzać się, poznać życie bestii, pokonać śmierć?
To, czego pożądała lub zazdrościła innym istotom gatunku ludzkiego,
teraz wydawało się bezwartościowe. Marzenia o idealnej anatomii (twarz jak z
popularnego serialu, proporcjonalne ciało) - pociągały ją obietnicami
prawdziwego szczęścia. Puste obietnice. Wspaniałość ciała nie trwa wiecznie,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]