[ Pobierz całość w formacie PDF ]
"blokiem z nabiegu", większość nie przygotowanych oponentów posłałby do
szpitala, wszystkich przygotowanych zaś rzucił na ziemie. Wszystkich z
wyjątkiem Dariusa. Olbrzym mruknął tylko, z lekka ugiął się pod ciosem, a
potem uchwyciwszy Pitta za bicepsy poderwał go z podłogi.
Pitt odrętwiał, ból jednak, który eksplodował w jego ramionach i karku, był
niczym wobec zdumienia, że są ludzie zdolni utrzymać się na nogach po
takim ataku, ba - skwitować go lekkim wzdrygnięciem jak pieszczotliwego
klapsa. Darius docisnął Pitta do ściany i z wolna zaczął jego ciało okręcać
wokół ościeżnicy na kształt pionowego precla. To już było naprawdę bolesne:
Pitt zacisnął zęby i czując, że jego kręgosłup trzaśnie lada chwila, wpatrywał
się w oddaloną zaledwie o dziesięć centymetrów pozbawioną wyrazu twarz
Dariusa. Potem zaczął tracić wzrok, a Darius po prostu stał, gapił się
błyszczącymi oczyma i zwiększał nacisk.
Nagle ów nacisk zelżał i Pitt jak przez mgłę dostrzegł, że olbrzym spogląda
za siebie i gorączkowo pracując wargami usiłuje złapać oddech, by po chwili
jęknąć bezgłośnie i chwiejnie osunąć się na kolana.
Giordino, wyłączony z gry frontalnym atakiem Pitta, musiał bezradnie
czekać, zanim Darius nie przygwozdził Pitta do ściany. Wtedy, bez chwili
wahania, skoczył nogami do przodu, trafiając stopą w nerki Dariusa. Był
przygotowany, że potężne cielsko zaabsorbuje większą część energii
uderzenia, stało się jednak tak, jakby piłka trafiła w słupek bramki -
Giordino dosłownie odbił się od Dariusa i oszołomiony runął na podłogę.
Przez moment leżał nieruchomo, a potem chwiejnie zaczai podnosić się na
czworaki, potrząsając głową, aby odpędzić mrok, który zabierał się do
połknięcia jego świadomości.
Było już jednak za pózno. Darius pierwszy doszedł do siebie i z wyrazem
triumfu na pobrużdżonej bliznami twarzy spadł na Giordino, przycisnął go do
podłogi, a wreszcie - krzywiąc usta w owym złowieszczym sadystycznym
uśmiechu, który zapowiada, że prawdziwa przemoc dopiero nastąpi - otoczył
jego głowę swymi stalowymi dłońmi, splótł palce na potylicy i zaczął cisnąć z
bezlitosną siłą zwierających się szczęk imadła.
Giordino, przez kilka nie mających końca sekund, leżał nieruchomo, dając
odpór eksplodującemu w skroniach przerazliwemu bólowi; potem drgnął,
uniósł dłonie, uchwycił kciuki Dariusa i szarpnął je w dół. Przy swoim
wzroście Giordino był silny jak byk, nie miał jednak żadnych szans z takim
olbrzymem. Darius, obojętny z pozoru na chwyt przeciwnika, przygarbił się
tylko i zwiększył nacisk.
Pitt ledwo utrzymywał równowagę: jego grzbiet pulsował bólem. Tępo
spoglądał na morderczą scenę, wrzeszcząc do siebie: "Rusz się, ty durny
skurwielu! Rusz się, i to szybko!" Kiedy wsparł dłonie o ścianę, gotując się
do skoku na Dariusa, poczuł, że coś się poddaje pod jego palcami. Z
nadzieją wykręcił głowę i spostrzegł, że jedna z desek, oderwana od słupka,
wisi pionowo na kilku przerdzewiałych gwozdziach. Szarpnął ją gorączkowo
najpierw w jedną, a potem drugą stronę; poddała się i oto wreszcie miał ją
w rękach... Na trzy centymetry gruba, miała jakieś metr dwadzieścia
długości. Boże, oby tylko nie było za pózno! Resztką uciekających sił Pitt
uniósł deskę do góry i opuścił ją na kark Dariusa.
Nigdy nie miał zapomnieć uczucia beznadziei i rozpaczy, które zalało jego
duszę, gdy zmurszały kawałek drewna rozpadł się niczym łupka fistaszka w
zetknięciu z potylicą olbrzyma. Nie odwracając głowy Darius puścił skronie
Giordino, dając ofierze krótką chwilę ulgi, a potem na odlew walnął Pitta w
brzuch i posłał go w przeciwległy koniec pokoju. Pitt bezwładnie zderzył się z
drzwiami i powoli spłynął na podłogę.
Dzwignął się jakoś chwytając klamkę i stał chwiejnie, a jego świadomość nie
rejestrowała niczego - ani bólu, ani krwi, przesączającej się przez bandaże i
koszulę, ani wreszcie twarzy Giordino, która zaczynała się robić fioletowa w
kleszczach potężnych łap. Jeszcze tylko jedna próba, powiedział sobie Pitt,
wiedząc, że będzie to próba ostatnia. W jego mózg zaczęły się wwiercać
słowa, które kiedyś, w barze na Hawajach, usłyszał od przygodnie
poznanego sierżanta piechoty morskiej. "Największy, najtwardszy,
najwredniejszy skurwysyn świata padnie jak neptek, i to padnie
natychmiast, po szybkim, zdrowym, ostrym kopie w jajca".
Niepewnie, ospale zaszedł od tyłu pochylonego Dariusa, który był zbyt zajęty
wykańczaniem Giordino, aby go dostrzec, przymierzył się i kopnął między
nogi. Jego stopa zderzyła się z kością, a także czymś, co było gumiaste i
miękkie. Darius puścił głowę Giordino, wyrzucił w górę monstrualne łapska i
zaczął szarpać palcami powietrze. Potem zwalił się na bok i w bezgłośnej
udręce zwinął na podłodze w ruchomy kłębek.
- Witamy w krainie żywych trupów - powiedział Pitt, unosząc Giordino do
pozycji siedzącej.
- Wygraliśmy? - zapytał szeptem Giordino.
- O włos. Jak tam głowa?
- Nie wiem. Najpierw muszę się za nią rozejrzeć.
- Nic się nie przejmuj - rzekł z szerokim uśmiechem Pitt. - Wciąż ci siedzi na
karku.
Giordino delikatnie pomacał palcami skronie. - Chryste, zdaje mi się, że mój
czerep jest bardziej spękany niż szyba auta po zderzeniu czołowym.
Pitt zerknął niespokojnie na Dariusa. Olbrzym, spopielały na twarzy i
oddychający z najwyższym trudem, leżał jak długi na podłodze, hołubiąc
oburącz urażone krocze.
- Zabawa skończona - powiedział Pitt, pomagając Giordino podnieść się na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]