[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czekające grzecznie na roznosiciela 83
mleka. Drzwi były otwarte, więc Pibble przeszedł przez wymalowany na wesoło korytarz i wsunął
głowę do kuchni. Pani Caine siedzia-
ła sztywno wyprostowana na krześle przy stole i wpatrywała się w jeden w plakatów domu
towarowego, co wyglądało jakby pogrążona była w religijnych praktykach.
 Czy możemy wejść?  zapytał Pibble.
Okrągła główka obróciła się momentalnie, ujrzeli w uśmiechu maleńkie ząbki. Refleks był szybki jak
u lisicy spłoszonej w legowi-sku. Odpowiedziała szeptem.
 Sz... sz. Bob śpi. Miał ciężką... Co ty tu robisz, Ned?
 A więc zna pani inspektora Rickarda?  Pibble wypełnił głu-pią ciszę jeszcze głupszymi słowami.
Ned wydawał się teraz nie tylko zmęczony, ale chory. Na policzkach wykwitły mu jaskrawo-
czerwone plamy, na górnej wardze wystąpiła duża kropla potu.
 Jak się miewasz, Sukie?  zapytał.
 Dobrze, tylko że tyję. Tak to jest w małżeństwie.
 Jak tam Bob?
 Piekielnie zmęczony. Wbił sobie do głowy, że jego przyszłość to jakiś tam szwedzki filtr, wziął go
w agencję i nie chce tego rzucić. Ale ty, Ned, wyglądasz całkiem jak śledz. Może byś przyszedł do
nas kiedyś wieczorkiem na kolację.
 Bardzo bym chciał, Sukie, ale na razie jeszcze nie mogę. Spę-
dzam wszystkie wieczory w Soho, depcząc po piętach prześladow-com kobiet. Daruj więc, ale
muszę już iść uciąć krótką drzemkę przed dzisiejszym wieczorem.
 Czy mogłabym zadzwonić do ciebie do pracy, Ned? Ty nie możesz do mnie dzwonić, bo wciąż nie
zakładają nam telefonu.
84
 O każdej porze. Jeśli mnie nie będzie, zostaw wiadomość sierżantowi Burnaby.
 Do widzenia, Ned. Ucałuj swoją mamę.
 Do widzenia, Sukie.
Ned wyszedł. O, do diabła, pomyślał Pibble, dlaczego życie musi być takie okropne. A im piękniej
coś wygląda, tym okropniejsze się okazuje.
 Ja też wychodzę, pani Caine  powiedział.  Chciałem tylko o coś zapytać pani męża, ale mogę z
tym poczekać.
 Czy ma przyjść do Ewy i tam pana szukać, kiedy się obudzi?
 Tak, dobrze byłoby, żeby przyszedł. Jeżeli mnie nie będzie, któryś z policjantów powie mu, gdzie
mnie może znalezć.
 Do widzenia, panie inspektorze. Niech pan każe Nedowi się przespać, wygląda okropnie.
Ze starego gruchota Neda wydobywał się siny kłąb spalin. Ned rozgrzewał silnik doprowadzając go
do odpowiedniej wibracji, wskutek czego tłumik stukał o ramę podwozia i całą okolicę wypeł-
niał głuchy krzyk bólu chorej maszyny. Pibble otworzył najbliższe drzwiczki i wśliznął się do środka.
 Strasznie mi przykro, Ned. Skąd mogłem wiedzieć. W każ-
dym razie w tej chwili wygląda, że Caine nie miał z tym nic wspólnego. Podwiez mnie za róg do
budki telefonicznej, zadzwonię do Mike'a Crewe'a i, jeżeli będziemy mieli odrobinę szczęścia,
uwolni on Caine'a od wszelkich podejrzeń. Jeżeli na razie się to nie uda, będę musiał zabrać ci
jeszcze pięć minut snu. Tak naprawdę to nie masz służby dziś wieczór, co?
85
 Nie.
 W porządku. Skręć w prawo i na światłach znowu na prawo.
Sprzęgło najwidoczniej było także nie w porządku, ale Ned zdawał się nie przejmować jego
drganiami na pierwszych kilku metrach.
Budka telefoniczna zajęta była przez dwie kilkunastoletnie dziewczyny o białym, tłustym makijażu i
zniszczonych włosach. Po kolei chichotały w słuchawkę. Pibble zastukał w szybę i przyłożył do niej
swój nakaz rewizji. Chichot ustał i ciemniejsza dziewczyna powiedziała coś do swej towarzyszki.
Rozejrzały się po ulicy, naradziły i zaczęły nakręcać numer. Ten numer Pibble poznałby nawet we
śnie... Dało się słyszeć ponowne pukanie w szybę. To Ned z uśmiechem dawał kciukiem znak
dziewczynom, że mają wyjść. Zachichotały znów i opuściły budkę. Pibble wszedł i zobaczył, że
słuchawka jest zdjęta z widełek.
 Jest tu kto? Tu New Scotland Yard 230 1212. Jest tu...
 Proszę wewnętrzny 458  powiedział Pibble. Nigdy by nie dostał tak szybko połączenia, ani on, ani
te dziewczyny, gdyby sprawa była naprawdę pilna.
 Mike? Tu Jimmy Pibble. Jak ci się powiodło rano?
 Miał pan rację co do tego domu noclegowego w Southampton. Służy mu on za pewnego rodzaju
towarzyskie alibi. Gospodyni mówi, że to przyjemny pan, który ma zazdrosną żonę. Nie chce nic
ukrywać przed policją. Trwa to od kilku lat, ale od miesiąca tam nie był. Inspektor Speer wyjechał
do Essex, ale poszedłem do znajome-go i on mnie skontaktował z facetem, który powiedział, że od
kilku tygodni nie ma w obiegu Alfy 203. Najwyższa jej szybkość byłaby sto dziesięć, a jeżeliby ktoś
jechał powyżej dziewięćdziesiątki, nigdy 86
by więcej tego samochodu nie dostał. Oczywiście nie mamy żadnej wiadomości z Melbourne ani z
biura Australijskich Sił Lotniczych.
Im potrzeba miesięcy. Uniwersytet Londyński też zachowuje rezerwę, ale dziś po południu mam się
spotkać z kimś w tej sprawie. Zostawiłem wiadomość dla inspektora Rickarda i znalazłem
policjantkę, pracującą w ruchu ulicznym, która jest specem od historii Londynu. Wygląda na to, że
pana ubrali w ładną sprawę. Czy mógłbym w czymś jeszcze pomóc?
 Nie, Mike, dziękuję. Starczy. Wpadnę tu jutro rano na godzinę, a jeśli do tej pory uda ci się
wyjaśnić te sprawy, dostaniesz pu-dełko czekoladek. Porozmawiam teraz z inspektorem Rickardem, a
potem niech idzie do domu się zdrzemnąć.
 Słyszałem, że bardzo mu tego potrzeba. Do widzenia, panie inspektorze.
Ned był w samochodzie, ale jeszcze nie rozpętał jego nerwowego klekotu. Siedział ze wzrokiem
utkwionym w spoczywające na kie-rownicy dłonie, twarz miał poszarzałą i zapadłą  poznaczoną tu i
ówdzie sinymi cętkami, starą i złą. Pibble usiadł na tylnym siedzeniu, wprost nie mógł na niego
patrzeć.
 Przepraszam cię, Ned  powiedział.  Co za przykry zbieg okoliczności. Szkoda, że nie
wiedziałem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl