[ Pobierz całość w formacie PDF ]

obojętności albo braku temperamentu, nauczyłby się panią cenić właśnie dlatego, że uznałby
cię za zdolną do jej porzucenia. Franval sądzi... ośmiela się nawet opowiadać, że jeśli nie
miałaś nigdy kochanków, to dlatego jedynie, iż nikt cię nie pożądał i nie atakował. Dowiedz
mu, że możesz ich mieć, ilu zapragniesz; że możesz się zemścić za jego zdrady i pogardę.
Zapewne w świetle surowych pani zasad będzie to trochę niegodziwe; pamiętaj jednak, ilu
grzechom przez to zapobiegniesz, jakiego mężczyznę nawrócisz! Ta niewielka obraza uwiel-
bionego bóstwa cnoty przywiedzie do jej świątyni nie byle jakiego odszczepieńca! Ach, pani!
Apeluję do twego rozsądku! Postępowaniem, które ośmielam się radzić, na zawsze przywią-
żesz do siebie Franvala, zjednasz go do śmierci. Odsuwa się od ciebie, boś zbyt cnotliwa;
wymyka ci się, by może już nigdy nie powrócić. Tak, twierdzę stanowczo, że jeśli kocha pani
swego męża, nie powinnaś się wahać!
Pani de Franval, zdumiona tym przemówieniem, przez kilka chwil trwała w milczeniu.
Przypomniała sobie gorące spojrzenia i pierwsze zdania Valmonta.
 Panie de Valmont  powiedziała wreszcie patrząc nań uważnie  załóżmy, że chciałabym
pójść za pańską radą. Jak pan sądzi, na kogo powinnam zwrócić uwagę, aby zaspokoić swego
męża?
47
 Ach, pani!  zawołał Valmont, nie dostrzegając zastawionej pułapki.  Najdroższa, boska
przyjaciółko! Spójrz na człowieka, który kocha cię jak nikogo na świecie! Który uwielbia cię
od chwili poznania i przysięga u twych stóp, że odda życie na każde skinienie!
 Proszę stąd wyjść  zawołała z oburzeniem pani de Franval  i nigdy nie pokazywać mi
się na oczy! Przejrzałam pański podstęp! Ośmieliłeś się oskarżyć mego męża o zbrodnię, któ-
rej nie byłby zdolny popełnić, aby doprowadzić do skutku swoje perfidne zamiary! Oświad-
czam panu, że gdyby nawet był winien, sposoby, które mi doradzasz, uważam za tak odraża-
jące, że niezdolna byłabym posłużyć się nimi nawet przez chwilę. Błędy męża nigdy nie
usprawiedliwią grzechów żony! Właśnie dlatego musi być tym bardziej czysta i cnotliwa, aby
sprawiedliwy Bóg powściągnął swój gniew i nie rzucił na miasto występku płomieni, które
winny je pochłonąć!
Z tymi słowy pani de Franval wyszła z salonu; zawołała służbę Valmonta i poprosiła, aby
opuścił jej dom, co i uczynił, pełen wstydu i upokorzenia.
Aczkolwiek ta niezwykła kobieta wykryła podstępne zamiary przyjaciela pana de Franval,
to jednak słowa jego tak bardzo zgadzały się z jej obawami i domysłami matki, że postano-
wiła użyć wszelkich sposobów, aby dojść wreszcie do najgorszej nawet prawdy. Pojechała do
pani de Farneille i opowiedziała całe wydarzenie; wróciła stamtąd zdecydowana na krok, któ-
ry uznała za najwłaściwszy.
Od dawna powiadają, i chyba słusznie, że najgorszych wrogów mamy we własnej służbie.
Zawsze zazdrośni, zawsze zawistni, lokaje zdają się szukać sposobu ulżenia swemu losowi w
śledzeniu wszelkich występków, które poniżając nas w ich oczach, pochlebiają niejako ich
próżności i przywracają im poczucie moralnej przewagi, odebrane przez los i sytuację.
Pani de Franval zdołała przekupić jedną z pokojówek Eugenii. Za obietnicę bezpiecznej
ucieczki i korzystnej zmiany posady, za upewnienie, iż służy dobrej sprawie, kreatura ta zde-
cydowała się pokazać następnej nocy pani de Franval bezsporne dowody jej nieszczęścia.
Nadeszła oczekiwana chwila. Nieszczęsna matka ukryła się w gabinecie sąsiadującym z
pokojem, w którym jej perfidny małżonek znieważał każdej nocy sakrament małżeństwa. Eu-
genia weszła tam razem z ojcem. Na kominku paliły się świece w wielkim kandelabrze,
oświetlały wyraznie miejsce zbrodni... Ołtarz był już przygotowany, ofiara złożyła się na nim
z uśmiechem, zbliżył się do niej zbrodniczy kapłan... Pani de Franval zebrała w sobie całą
odwagę, wszystkie siły, które czerpała z desperacji i znieważonej miłości; otworzyła drzwi i
wdarła się do sypialni. Tam, zalana łzami, padła do nóg kazirodcy.
 O ty, który stałeś się nieszczęściem mego życia!  wołała do Franvala  któremu nic nie
zawiniłam... którego nawet teraz uwielbiam jeszcze mimo krzywd i bólu... Patrz na me łzy i
nie odtrącaj mnie! Błagam cię o zmiłowanie nad tą nieszczęśliwą, która zwiedziona swą sła-
bością i twoimi uwodzicielskimi zabiegami sądzi, że znalazła szczęście na łonie zbrodni i
bezwstydu... Eugenio, Eugenio! Czyżbyś chciała uderzyć żelazem w łono, które wydało cię
na świat? Nie gódz się dłużej na wspólnictwo zbrodni, której ohydę przed tobą utajono! Ucie-
kaj stąd! Uciekaj! Przyjmę cię z największą radością! Widzisz u swych stóp nieszczęśliwą
matkę, która zaklina cię, byś przestała znieważać i honor, i prawo Natury... Ale jeśli odrzucisz
me błagania  mówiła dalej zdesperowana niewiasta, przyciskając do piersi ostrze sztyletu 
oto jakim sposobem uwolnię się od hańby, którą chcesz mnie okryć! Niechaj obleje was moja [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl