[ Pobierz całość w formacie PDF ]

że dojeżdżają do jego posiadłości.
- Wioska jest nieduża i - dzięki Bogu - jest
stąd na tyle daleko do Londynu, że mało kto
tu przyjeżdża. Znalazłem to miejsce przypadkiem.
Dom jest ukryty za kościołem. Kiedyś była to
plebania, ale za czasów wiktoriańskich wzniesiono
nowy budynek.
Alejkę prowadzącą do domu okalały żywopłoty i dzikie
kwiaty lata. Kate opuściła szybę i wdychała wonny zapach
roślinności. Dwa króliki bawiły się na wyboistej drodze, ale
znikły natychmiast usłyszawszy samochód.
- Jak tylko sprowadzę się tu na stałe, sprawię
sobie psa - powiedział, kiedy znalezli się na końcu
134 ODNALEZIONA MIAOZ
alejki i zajechali przed wjazd, w którym nie było żadnych wrót. -
Lubisz psy, prawda?
- Tak - przytaknęła i dodała - Sophy zresztą też. Spojrzał na nią
zagadkowo.
- Jesteśmy na miejscu - oznajmił.
Dom był starszy i większy, niż sobie wyobrażała, a otaczający go
ogród był tak zarośnięty i zdziczały, że trudno było sobie
wyobrazić, jak mógł kiedyś wyglądać.
- Stał pusty przez parę lat, zanim go kupiłem.
Wejdzmy - w środku wygląda lepiej, niż na zewnątrz.
Rzeczywiście. We wnętrzu elżbietańskiej budowli trwała już
przebudowa.
- Wymieniłem wszystkie rury i przewody elektryczne
- powiedział, - gdy wchodzili do sieni wyłożonej
boazerią. - Kuchnia i łazienka są zrobione zupełnie
na nowo, ale poza tym tylko jeden salon nadaje się
do użytku. Chodz, pokażę ci.
Salon w rzeczywistości ledwie nadawał się do mieszkania,
stwierdziła Kate, patrząc krytycznie na zszarzały parkiet i
nieciekawe ściany. Ale potencjalnie mógł to być bardzo
sympatyczny pokój. Okna wychodziły na ogród przylegający do
ściany bocznej domostwa - równie zarośnięty jak ogród
centralny. Nawet teraz, wczesnym wieczorem, skąpany był w
promieniach słonecznych.
- Ile tu jest pokoi? - spytała ciekawie.
- Siedem sypialni i cztery łazienki. Na dole jest jeszcze salon,
jadalnia, gabinet, ten pokój i wielka kuchnia. Zaraz cię
oprowadzę, ale najpierw pozwól, że sprawdzę, czy ktoś nie
zostawił mi wiadomości przez telefon.
- Może zrobię coś do picia? - zaproponowała, nie chcąc mu
przeszkadzać.
ODNALEZIONA MIAOZ 135
- Uhm. Znajdziesz wszystko w kuchni.
Szafki kuchenne zrobione były z naturalnego dębu. We wnęce,
na tle różowo-czerwonych cegieł stała droga, nowoczesna
kuchnia. Podłoga była wyłożona przygaszoną terakotą, która
zrobiła na niej zachwycające wrażenie. Celowo nie spieszyła się i
wniosła tacę t herbatą dopiero gdy uznała, że Joss miał dość
czasu na wysłuchanie nagranych wiadomości.
Stał w salonie tyłem do okna i zasępiony bębnił palcami o
oparcie fotela.
- Czy coś nie w porządku? - spytała.
- Niestety tak. Sophy i John nie będą mogli przyjechać - ujrzał
lęk na jej twarzy i spiesznie dodał:
- Nie, nic się nie stało. Szef Johna chce, żeby mu
pomógł i zajął się jutro jakimiś amerykańskimi
klientami - rozłożył ręce. - Oczywiście nie mógł
odmówić. Starał się zadzwonić do mnie do biura, ale
ja wyjechałem już wtedy po ciebie.
Kate zapadła się cała w sobie na myśl o długiej drodze z
powrotem. Przywołała na usta uśmiech.
- Dobrze, że nie zdążyłam się rozpakować. Jeżeli nie będziemy
po drodze nic jedli, mogłabym zdążyć...
- Teoretycznie tak - zgodził się, po czym dodał:
- Ale nie musisz być przecież dziś z powrotem w domu,
prawda?
Rozluznił ramiona, które zapewne bolały go od prowadzenia.
Kate zdała sobie sprawę, że postępuje jak egoistka. Przecież Joss
nie miał najmniejszej ochoty na to, by znowu siadać za
kierownicą.
- Rzeczywiście, nie muszę - przyznała.
- No to usiądzmy, wypijmy herbatę i pomówmy o tym, jak
spędzimy ten weekend - zaproponował naturalnym głosem.
136 ODNALEZIONA MIAOZ
- Weekend? Ależ Joss, ja nie mogę tu zostać!
- Dlaczego?
- No... nie mam szczególnego powodu... ale chyba nie chcesz,
żebym została. Myślę, że cały ten pomysł z moim przyjazdem
wziął się stąd, że oni mieli tu być.
- A teraz ich nie ma, ale ty tu jesteś - spojrzał na nią w
zamyśleniu i dodał: - Moglibyśmy zacząć od ogrodu. Przy twoim
doświadczeniu z kosiarką...
- Tu potrzebny jest kombajn, a nie kosiarka. - Kate roześmiała
się. - Jak ten ogród mógł aż tak zarosnąć?
- Nie mam pojęcia - podchwycił jej żartobliwy ton. - To się
chyba nazywa Natura. Na jesień mam zamówioną firmę, która
doprowadzi wszystko do porządku.
- Zwietny pomysł. Co masz zamiar zrobić? Chcesz przywrócić
oryginalny tudoriański układ?
- Może tak... jeżeli mi pomożesz. Ogrodnictwo nie jest moją
mocną stroną.
Joss spojrzał na zegarek.
- Zarezerwowałem dla nas stolik w restauracji o kilka mil stąd.
Zapowiedziałem się na wpół do ósmej.
- Moglibyśmy zjeść tutaj - zaprotestowała.
- Moglibyśmy, gdybyśmy mieli coś poza mięsem na zimno i
sałatką - odpowiedział wprost. - Jestem zbyt zmęczony, żeby
gotować, a ty na pewno też.
Była mile ujęta tym, że wziął pod uwagę jej samopoczucie. Nie
była przyzwyczajona, by ktoś się o nią starał. Poczuła ukłucie
zazdrości na myśl o kobiecie, która pewnego dnia wkroczy w
życie Jossa. Ma same zalety - jest silny, ale nie agresywny, czuły,
ale nie słaby, męski, ale nie brutalny..
- Pójdę do samochodu po walizkę i przebiorę się.
- Już ją przynoszę - powiedział i dodał po chwili
ODNALEZIONA MIAOZ
137
cicho. - Jeśli masz ze sobą coś z jedwabiu, to proszę, załóż
to dla mnie, Kate.
Coś z jedwabiu? Jedyna rzecz, która odpowiadałaby jego
prośbie, to kremowa bluzka. Ma ją dla niego założyć.
Przeszedł ją dreszcz. Dlaczego?
Przebranie się nie zajęło jej dużo czasu. Nałożyła jedwabną
bluzkę choć coś jej mówiło, iż nie powinna tego robić. Joss
czekał na nią u podnóża schodów. Dreszcz rozkoszy
przeszedł ją, gdy ujrzała, jakim wzrokiem na nią spogląda.
- Wyglądasz ślicznie - powiedział, gdy zeszła do niego, a
on leciutko musnął jej pierś. - Ale wyglądałabyś jeszcze
lepiej, gdybyś nie nosiła tego - dodał, wyczuwając palcem
pasek stanika. - Zdejmij to, Kate.
- Nie mogę - odpowiedziała szybko. - Nie mogę tak się
pokazywać.
- Możesz - przekonywał ją i zanim zdążyła go
powstrzymać, zwinnymi palcami rozpiął guziki bluzki i
sięgnął ku zapięciu stanika.
Jeszcze chwila, a ujrzy ją obnażoną - uświadomiła sobie z
przerażeniem i zrazu odtrąciła go pośpiesznie.
- Dobrze, ale zrobię to sama - powiedziała po chwili.
- Czy na pewno nie muszę ci pomóc? - zapytał ze
śmiechem, a ona pobiegła do swego pokoju, by zdjąć ten
fragment bielizny. Zapinając ponownie bluzkę Kate
zastanawiała się, co się z nią dzieje. Wszystko to zupełnie
nie pasowało do jej normalnego, zrównoważonego
zachowania. Przez minione lata wytworzył się w niej taki lęk
przed wyjściem z niszy, którą sobie stworzyła, że zupełnie
zapomniała, jaką wartość może mieć życie spontaniczne.
Tak, teraz na pewno wychodzi z niszy, stwierdziła,
138 ODNALEZIONA MIAOZ
po raz ostatni rzucając okiem na swe odbicie w lustrze. To
prawda, bluzka jest skromna i tak uszyta, że przypadkowy
obserwator nie zorientuje się, że nie nosi nic pod spodem. Ale
Joss nie jest przypadkowym obserwatorem, a poza tym -
dlaczego w ogóle ją o to prosił?
Zatrzymała się, rozdarta pomiędzy pokusą, by wejść w drzwi, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl