[ Pobierz całość w formacie PDF ]
S
R
Ale zaraz się ciebie wyrzeknę, jeśli się natychmiast nie uspokoisz".
Uhm" - mruknęła niepewnie i dodała szeptem - miała nadzieję że zbyt cichym,
by jej sumienie mogło go dosłyszeć:
- Jak myślisz, MacCormick?
Wydawało się, że upłynęła wieczność, zanim się odezwał. W końcu
ostrożnie wstał z huśtawki.
- Nie wydaje mi się, żeby był to najlepszy pomysł, Sorenson. Ale
mogłabyś...
- Co takiego?
- ...poprosić pózniej, kiedy nie będziesz pijana - oznajmił, odwrócił się
sztywno, wkroczył w otwarte drzwi i zniknął za nimi.
W ciszy, która nastąpiła, prychnęła panna Fritz. No cóż - orzekła sucho -
przynajmniej jeden z moich uczniów zachował jakieś zasady".
ROZDZIAA DZIESITY
Daniel położył dłoń w rękawiczce na beli siana. Było pewnie z
pięćdziesiąt stopni w cieniu, którego to cienia zresztą nigdzie nie było, a on
pracował nieprzerwanie przez kilka godzin i przez ten czas nie miał w ustach
papierosa.
I, co gorsza, od czasu ucieczki koni Jesika starała się jak mogła, by nie
spędzili nawet minuty sam na sam.
Był szalony. Trzeba było skorzystać z jej oferty. Ale ona była pijana, a on
chciał czegoś więcej... O czym on myśli? W ogóle niczego od niej nie chciał!
Ona to tylko... przedmiot badali.
- Powiedz mi jeszcze raz, dlaczego to robię - oznajmił, patrząc na nią ze
stosu siana ułożonego na przyczepie.
- 103 -
S
R
- Już ci mówiłam. Larry to mój przyjaciel i jeszcze nie do końca
wyzdrowiał po tej operacji kręgosłupa.
- Aha.
Spojrzał na Larry'ego, który był pulchnym panem w średnim wieku, a
teraz wygodnie siedział w klimatyzowanej kabinie. Zdaniem Daniela wyglądał
na zdrowego. A jemu słońce paliło plecy jak laser. Był zmęczony, oblazły ze
skóry i opalony. Nienawidził opalenizny.
- I pomagamy mu, dopóki nie wyzdrowieje.
- To wystarczy mała operacja i do końca życia będę miał spokój z
sianem? - zapytał.
Nawet w swojej starej czapeczce i z liściem przylepionym do spoconego
nosa wyglądała... To nie ma znaczenia, czy jest śliczna, czy nie. Nie ma
znaczenia, czy jej oczy są jak niebo o poranku, a wargi jak maliny. Ani to, że
chodzi jak nimfa i wygląda jak anioł. Wcale nie była aniołem! Miała swoje
brudne sekrety. Nie wolno mu o tym zapominać. Dlaczego, na przykład, zamiast
pilnować swojej praktyki, spędza tyle czasu pocąc się na słońcu?
Mijał dzień za dniem. Czyścił stajnie, podnosił psy, przerzucał siano.
Praca była ciężka, ale od dawna nie czuł się tak dobrze. Od początku miał rację.
Oakes wcale nie było uroczym małym miasteczkiem, jak usiłowali wszystkim
wmówić jego mieszkańcy. Było mroczne i tajemnicze, a ukrywały się tu ponure
sekrety.
Nawet Jessie, która wydawała się taka słodka i niewinna, której
pocałunki...
Gwałtownie przerwał te rozmyślania. Nie będzie myślał o jej po-
całunkach. Nie będzie sobie wyobrażał, jak by to było - rozbudzić ją
pocałunkami i przesunąć dłońmi po tych cudownych kształtach.
Nie. Ona należała do jego powieści. Tej, która ma się stać bestsellerem.
To wszystko. Nic więcej.
- 104 -
S
R
Ale czasami, kiedy myślała, że jej nie widzi, wydawała się taka
zmęczona, taka samotna...
Czy ktoś pukał? Daniel nastawił uszu i, ku swojemu zaskoczeniu, usłyszał
ciche kroki w kuchni. Drzwi zaskrzypiały.
Usłyszał jej szept i zbliżył ucho do podłogi.
- ...twoja żona...
- ...odwiedza pariafian... musimy się pośpieszyć. I to wszystko. W domu
zapanowała cisza.
W Danielu narastała wściekłość. Z trudem pohamował się jednak.
Nie będzie się przejmował Jesiką Sorenson. Napisze swoją książkę,
opuści to żałosne miasteczko i nigdy więcej nie zaszczyci jej myślą.
- Dokąd jedziemy? - Daniel usadowił się w fotelu obok kierowcy, a Jessie
wyłączyła radio i wcisnęła gaz.
- Do pani Weaver. - Ostro wzięła zakręt.
- Niech no zgadnę. Nagły przypadek? - domyślił się.
Prawo Murphy'ego. Godzina siódma wieczorem po strasznie długim dniu.
Oczywiście, że to nagły wypadek.
Nie odpowiedziała mu. Jej twarz była napięta i zaciskała ręce na
kierownicy.
- Sorenson? Co się stało?
- Betty. To stara przyjaciółka babci. - Poruszyła się niespokojnie. Silnik
zawył, ale chyba nawet nie zauważyła. - Jej stary terier ma cukrzycę.
- Aha. - Nie wiedział, że psy chorują na cukrzycę, ale jej mina nie
zachęcała do zadawania głupich pytań.
- Myślałam, że wszystko jest pod kontrolą. Ale... Wjechali w dziurę na
drodze. Daniel uderzył głową w dach.
- Ale? - Skrzywił się.
- Ma atak - odparła, biorąc kolejny zakręt.
- 105 -
S
R
Po kilku minutach zatrzymała się w miasteczku przed białym domem z
obłażącą farbą. W mgnieniu oka wysiadła z ciężarówki, łapiąc po drodze jakieś
buteleczki z torby i pobiegła do frontowych drzwi. Nawet nie zapukała.
- Gdzie on jest? - zapytała zdyszana.
- W kuchni. - Głos staruszki drżał. Poszła za Jesika, załamując ręce. - Nie
mogłam go podnieść. Próbowałam, ale...
- MacCormick, przytrzymaj nogę.
Padł na kolana obok tłustego teriera rzucającego się w drgawkach i złapał
sztywną przednią łapę. Jesika znalazła kciukiem żyłę i wbiła igłę. Pies
gwałtownie szarpnął głową.
- Nie - jęknęła Jessie, wciskając dok strzykawki. Ale oczy psa były
szeroko otwarte, a ciało nieruchome. - No chodz. Chodz. - Upuściła strzykawkę,
wsunęła rękę pod łapę psa i zaczęła uciskać gorączkowo.
Pies nie ruszał się. Jessie zerwała się na nogi, pobiegła do ciężarówki i za
moment wróciła. Znowu uklękła obok psa i wbijała igłę prosto w jego
nieruchomą pierś.
- Złotko! - zawołała, ponawiając masaż, po czym przyłożyła stetoskop i
słuchała.
Po chwili zsunęła stetoskop na szyję. Jej twarz była nieruchoma. Wstała
powoli i zwróciła się do właścicielki psa.
- Przykro mi - powiedziała spokojnym głosem. - Myślałam, że udało się
to opanować. Czy chciałabyś, żebyśmy... - Wzięła głęboki oddech. - Mogę się
zająć ciałem, jeśli chcesz.
- Nie. - Staruszka załkała, ale opanowała się i wyprostowała.
- Chciałabym z nim pobyć... jeszcze przez chwilę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]