[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zobaczył parę złotych, śmiejących się oczu.
Kim ty jesteś do diabła? - zapytał. Nie obawiał się, że podniebni kochankowie usłyszą
echo jego myśli. Nic, może poza smokiem lub bombą atomową, nie zwróciłoby teraz ich
uwagi.
Jestem piekielnym Shinichi, odpowiedział chłopiec. Miał najdziwniejsze włosy, jakie
Damon kiedykolwiek widział. Były gładkie, błyszczące i czarne, z końcówkami
zabarwionymi na ciemnoczerwone To nie był jednak normalny kolor, wyglądał raczej jak
żywy płomień otaczający jego głowę i kark. Dodawał wiarygodności sposobowi, w jaki się
przedstawił:  piekielny Shinichi . Chłopiec był bardzo przekonujący w roli diabła.
Z drugiej strony miał niewinne, złociste oczy anioła.
Większość ludzi nazywa mnie po prostu Shinichi, dodał, ale błysk w jego oczach
mówił, że to miał być żart. Teraz znasz moje imię, a kim ty jesteś?
Damon patrzył na niego w milczeniu.
ROZDZIAA 14
Elena obudziła się następnego ranka w wąskim łóżku Stefano. Uświadomiła to sobie,
zanim całkiem się rozbudziła. Mam nadzieję, że usprawiedliwiłam się wczoraj jakoś
sensownie przed ciocią Judith, pomyślała. Wczoraj - to pojęcie wydało jej się niezbyt jasne. O
czym śniła, że to przebudzenie wydało jej się tak dziwne? Nie pamiętała. Rany, nic nie
pamiętała!
Aż nagle przypomniała sobie wszystko.
Podniosła się z impetem, który wystrzeliłby ją w powietrze, gdyby zrobiła to
poprzedniego dnia. Zaczęła nerwowo przetrząsać wspomnienia.
Zwiatło dnia. Przypomniała sobie światło, w którym stała - bez pierścienia na palcu.
Spojrzała na obie dłonie. Nie ma pierścienia. Okno było odsłonięte i słońce świeciło prosto na
nią, ale nie czuła bólu. To niemożliwe. Wiedziała, pamiętała, miała to wyryte w każdej
komórce swojego ciała, że światło słoneczne zabija. Nauczyła się tego, gdy raz tylko na
moment wystawiła nieosłoniętą dłoń na żer słonecznych promieni. Nigdy nie zapomni tego
bólu. Myślała też, że nigdy nie zapomni, że nie wolno jej nigdzie ruszać się bez pierścienia na
palcu - pierścienia, który sam w sobie był piękny, ale jeszcze piękniejszy dzięki swej
ochronnej mocy. Bez tego mogłaby...
Och.
Och!
Ale przecież to już się stało, prawda?
Umarła.
Nie tylko wtedy, gdy została przemieniona w wampira, ale umarła naprawdę i
ostatecznie. Odeszła do krainy, z której nikt nie wraca. W jej własnym przekonaniu powinna
była rozpaść się na miliony atomów albo trafić prosto do piekła.
Ale nic takiego się nie stało. Zniła o jakichś osobach, które dawały jej rodzicielskie
rady, i o tym, że bardzo chciała pomóc ludziom, których nagle tak dużo łatwiej było
zrozumieć. Szkolny łobuziak? Nagle widziała, jak jego ojciec alkoholik noc w noc
wyładowuje na nim swoją frustrację i gniew. Ta dziewczyna, która nigdy nie odrabiała
zadania domowego? Musiała wyżywić troje młodszego rodzeństwa, podczas gdy jej matka
cały dzień nie wstawała z kanapy. To zajmowało cały jej czas. Każde zachowanie, dobre czy
złe, miało swoje przyczyny, które teraz dostrzegała.
Komunikowała się też z ludzmi poprzez ich sny. A potem w Fell's Church pojawiła się
jedna z pradawnych istot. Wszystko, co mogła zrobić, to przeciwstawić jej się w snach i nie
uciec. Ludzie musieli zwrócić się o pomoc do Stefano - i Damon został również wezwany
przez przypadek. Elena pomagała im, jak tylko mogła, nawet kiedy było to już nie do
zniesienia, bo pradawne istoty wiedzą, jak działa miłość i jak manipulować ludzmi. I jak
sprawić, by ich wrogowie robili to, czego one chcą. Ale walczyli z tym wrogiem i wygrali. A
Elena, próbując uleczyć śmiertelne rany Stefano, w jakiś sposób w końcu stała się znowu
śmiertelna: obudziła się naga, leżąc na ziemi w Starym Lesie, przykryta kurtką Damona, który
zniknął, nie czekając na podziękowanie.
Przebudziły się wtedy najprostsze rzeczy: jej zmysły, jej serce, ale nie jej umysł.
Stefano był dla niej taki dobry.
- A teraz? Kim jestem? - zapytała na głos, przyglądając się swoim dłoniom, swojemu
ciału, posłusznemu siłom grawitacji. Powiedziała przecież, że dla Stefano wyrzeknie się
nawet latania. Ktoś widać trzymał ją za słowo.
- Jesteś piękna - odpowiedział jej ukochany, nie poruszając się, pogrążony jeszcze w
półśnie. Po ułamku sekundy podniósł się gwałtownie. - Ty mówisz!
- Wiem o tym.
- Do rzeczy!
- Dziękuję serdecznie.
- Całymi zdaniami!
- Zauważyłam.
- Proszę, powiedz coś dłuższego - nalegał Stefano, jakby nie wierzył w to, co słyszy.
- Chyba za wiele zadawałeś się z moimi przyjaciółmi. Twoja prośba zdradza
zuchwałość Bonnie, uprzejmość Matta i dociekliwość Meredith.
- Eleno, to ty!
Zamiast kontynuować ten śmieszny dialog, odpowiadając  Stefano, to ja! , Elena
zamilkła i się zamyśliła. Powoli wstała z łóżka. Stefano pospiesznie odwrócił wzrok i podał
jej szlafrok. Stefano? Stefano?
Cisza.
Kiedy obrócił się po odpowiednio długiej chwili, zobaczył, że Elena klęczy na
podłodze, w promieniach słońca wpadających przez okno, trzymając szlafrok w rękach.
- Elena? - Wiedziała, że wydawała mu się teraz bardzo młodym aniołem pogrążonym
w medytacji.
- Stefano.
- Ty płaczesz.
- Znowu jestem człowiekiem. Niczym mniej i niczym więcej. Zdaje się, że
potrzebowałam po prostu kilku dni, żeby tak się stało.
Spojrzała mu w oczy. Były zawsze zielone. Jak szmaragdy podświetlone od tyłu. Jak
letni liść oglądany pod słońce.
Potrafię czytać w twoich myślach.
- Ale ja nie potrafię czytać w twoich, Stefano. Chwytam tylko ogólny sens, a i tego nie
jestem pewna... nie możemy na to liczyć.
Eleno, mam w tym pokoju wszystko, czego potrzebuję. Usiądz koło mnie, a będę
mógł powiedzieć, że wszystko, czego potrzebuję, jest na tym łóżku.
Nie usiadła koło niego, ale wstała i rzuciła mu się w ramiona.
- Wciąż jestem bardzo młoda - wyszeptała, obejmując go mocno. - A jeżeli liczyć dni,
to nie było za wiele takich...
- Ja wciąż jestem dla ciebie zdecydowanie za stary. Ale móc na ciebie patrzeć i
widzieć, że ty patrzysz na mnie...
- Powiedz, że będziesz mnie zawsze kochał.
- Będę cię zawsze kochał.
- Cokolwiek się stanie.
- Eleno, Eleno, kochałem cię jako śmiertelną dziewczynę, jako wampira, jako ducha,
jako dziecko podobne do anioła. Teraz znów kocham cię jako ludzką istotę.
- Obiecaj, że będziemy razem.
- Będziemy razem.
- Nie. Stefano, to ja. - Dotknęła czoła, jakby chciała podkreślić, że za piękną twarzą
kryje się żywy i błyskotliwy umysł. - Znam cię. Nawet jeżeli nie mogę czytać w twoich
myślach, potrafię czytać z twojej twarzy. Twoje dawne lęki wróciły, prawda?
Odwrócił wzrok.
- Nigdy cię nie opuszczę.
- Ani na jeden dzień? Ani na chwilę?
Zawahał się przez chwilę i spojrzał znowu na nią. Jeżeli tego naprawdę chcesz. Nie
opuszczę cię, nawet na chwilę. Teraz przesyłał jej swoje myśli, wiedziała o tym, bo mogła je
usłyszeć.
- Uwalniam cię od wszystkich obietnic.
- Eleno, ale one są szczere.
- Wiem. Ale kiedy już odejdziesz, chcę żebyś miał czyste sumienie.
Nawet bez nadnaturalnych zdolności potrafiła odczytać z twarzy Stefano każdy niuans
jego myśli: Kaprysy. W końcu, dopiero się obudziła. Jest oszołomiona. Elenie nie zależało na
tym, żeby którekolwiek z nich było mniej oszołomione. To dlatego ugryzła go lekko w
podbródek, dlatego go całowała. Z pewnością, pomyślała, jedno z nas jest oszołomione... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl