[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Więc coś wiesz? - spytał Grant podekscytowany.
- Rozmawiałam z adwokatem Larry'ego Rossa.
- Chyba macie oboje sporo do omówienia. - Maud podeszła do Kelly i
pocałowała ją w policzek. - Jedz z nim, kotku. Musiałby się przede mną
tłumaczyć, gdyby cię zle potraktował.
- Maud, znowu się wtrącasz - powiedział Grant grzecznie, ale
stanowczo.
Kelly czuła się jak w pułapce. Z niezrozumiałych powodów miała
ochotę jechać z Grantem. Myśl o spędzeniu kolejnego wieczoru samotnie
trochę ją przerażała. Ale myśl o spędzeniu tego wieczoru z nim przerażała
ją jeszcze bardziej.
- Nie mogę zostać długo - zastrzegła się nieco sztywno.
- Ty decydujesz. - Grant wzruszył ramionami.
- Cudownie. - Maud uśmiechnęła się od ucha do ucha. - Lećcie
załatwić swoje sprawy. Porozmawiam z wami pózniej.
Kelly spojrzała na Granta, który mrugnął do niej, a potem puścił ją
przodem. W końcu zawsze może wyjść, jeśli coś będzie nie po jej myśli,
wytłumaczyła sobie. Chyba na tym polegał jej problem z Grantem, że
rzadko coś szło po jej myśli.
Drżąc wewnętrznie, wyszła z nim za próg. Czuła, że śledzi jej każdy
krok.
- I jak ci smakował stek?
Kelly uśmiechnęła się i przeciągnęła. Poczuła, że płonący wzrok
Granta przesuwa się po jej ciele. Chociaż nic nie pili, kręciło jej się w
głowie jak po szklance mocnego wina.
Właśnie dlatego nie powinna była przyjmować tego zaproszenia.
Ale czy pozostawiono jej wybór? Maud i Grant osaczyli ją. Gdyby się
zaczęła wymigiwać, Maud dopatrywałaby się w jej odmowie czegoś
podejrzanego. Sytuacja bez dobrego wyjścia!
Chciała tej kolacji z Grantem. W momencie gdy przekroczył próg
domu Maud, wszystkie nerwy w ciele Kelly ożyły.
Wciąż pozostawały w tym stanie, mimo że jej nawet nie dotknął.
Podczas przygotowywania kolacji, od pieczenia na rożnie steków i
kukurydzy, aż po robienie surówki, był przykładnym dżentelmenem i
gospodarzem.
A jednak za każdym razem, gdy się zbliżał na odległość dotyku, jej
ciało nie pozostawało obojętne. Czuła, że jego reakcja jest taka sama i
kilka razy przyłapała go na tym, że się jej przyglądał, kiedy sądził, że tego
nie widzi.
Teraz, gdy było już po kolacji, i ponieważ się uparła, posprzątali w
kuchni i usiedli w saloniku przed kominkiem. Z głośników sączyła się
romantyczna muzyka z płyty Alana Jacksona.
Doskonałe miejsce i doskonały wieczór, żeby się kochać.
Przerażona postanowiła utemperować swoje myśli. Jeżeli się nie
pospieszy i nie wróci do Houston, będzie w poważnym kłopocie.
- Nic nie mówisz.
Kelly zwróciła spojrzenie w jego stronę i zobaczyła iskierki
rozbawienia w jego oczach.
- A ty uważasz, że wszyscy adwokaci za dużo mówią, tak?
- Tak. Poza jednym, siedzącym na kanapie obok mnie.
Kelly się uśmiechnęła.
- Zamyśliłam się. A odpowiadając na twoje pytanie, stek był pyszny i
wszystko inne też.
- To dobrze. - Znów na jedno uderzenie serca ich spojrzenia się
spotkały. - Zależało mi na tym, żeby ci smakowało.
- No to osiągnąłeś cel. - Rozmawiali o niczym, próbując nie reagować
na erotyczną atmosferę. - Musimy porozmawiać - oświadczyła w końcu.
- No właśnie - odpowiedział Grant z westchnieniem, jakby
zawiedziony, że zniszczyła tę aurę.
- Rozmawiałam dzisiaj z adwokatem Rossa. Nazywa się Taylor
Mangum.
Grant wyprostował się nieco.
- I?
- Powiedziałam, że dzwonię grzecznościowo, żeby go poprosić, by
namówił swojego klienta do wykonania badania DNA.
Grant aż klasnął w ręce.
- To by rozwiązało problem.
- Tłumaczyłam Mangumowi - ciągnęła Kelly - że jeśli Ross odmówi,
złożę wniosek do sądu, aby wydał nakaz wykonania testu i udowodnienia,
czy jest spadkobiercą, czy nie.
- Mów dalej. - Grant z trudem opanowywał podniecenie.
- Mangum obiecał, że porozmawia ze swoim klientem, ale wątpi, czy
on się zgodzi.
Grant się skrzywił.
- A dlaczego Mangum się nie uprze, żeby to zrobił?
- Jemu na tym nie zależy - wyjaśniła Kelly. - A nawet im dłużej
sprawa się ciągnie, tym dla niego lepiej, bo zarobi więcej pieniędzy.
Grant zaklął.
- Czy o to chodzi wszystkim prawnikom, żeby zarobić pieniądze?
- Natychmiast się zorientował, co i do kogo powiedział, i zaraz
sprostował: - Przepraszam, nie to miałem na myśli.
- Właśnie to miałeś, ale masz rację. Wielu adwokatom chodzi tylko o
pieniądze. Mnie też, ale oprócz tego chcę zrobić to, co jest najlepsze dla
moich klientów i zgodne z prawem.
- Twoja firma ma cholerne szczęście, że ciebie ma. Mam nadzieję, że
o tym wiedzą.
Skinęła głową, czując, że pod powiekami zbierają jej się łzy. Ten facet
raz był prostym leśnikiem bez żadnej klasy, a za chwilę gładko
wypowiadającym się mężczyzną z dużą klasą. Może to właśnie ją do niego
ciągnęło - był wielką niewiadomą.
- Jeżeli Ross jest faktycznie ich bratem, jak twierdzi, to dlaczego się
opiera?
- Przeprowadzanie testu DNA, z jakichkolwiek powodów, przeraża
ludzi, głównie z powodu horrorów, które znają z mediów, że te testy są
niewłaściwie wykorzystywane.
- Więc jeżeli on się nie zgodzi, co Mangum przewiduje, kiedy może
się odbyć rozprawa w sądzie?
- Zależy, jak szybko trafimy na wokandę.
- Do diabła - mruknął Grant. - Jak dla mnie te wszystkie prawne
sprawy ciągną się zdecydowanie za długo. Bank będzie się domagał
spłaty, zanim dotrę na salę sądową.
- Może nie. Pamiętaj, że przesłuchanie w sprawie wstrzymania prac
mamy w przyszłym tygodniu - tłumaczyła Kelly łagodnym tonem. - Kto
wie, może Ross z radością się podda testowi DNA.
- Wątpię, choćby dlatego, żeby mi zrobić na złość i załatwić mnie na
dobre.
- Rozmawiałeś z nim?
- Tak.
- To nie było rozsądne.
Grant potarł brodę.
- To był czysty przypadek.
Opowiedział Kelly, jak się spotkali u Dana Hollanda.
- Jeżeli tylko mu nie przyłożyłeś, to wszystko w porządku.
- Nie masz pojęcia, jak chciałem go rozłożyć na łopatki.
- Chyba mam. - Usta Kelly zadrżały od powstrzymywanego uśmiechu.
- Jak już mówiłam, możesz wciąż mieć nadzieję. Może będziemy mieli
szczęście i Winston zmusi Rossa do przeprowadzenia testu.
- Tak myślisz?
- Jest taka możliwość. Większość sędziów nie lubi, gdy ludzie zajmują
im czas, i jeżeli jeden szybki wymaz z ust załatwi sprawę, nie zawahają
się, żeby to nakazać.
- No i znów potrzebny jest sąd. A ja siedzę i nic.
- Mam nadzieję, że twój przyjaciel w banku cię nie zawiedzie.
Siedzieli chwilę w milczeniu, wpatrując się w migoczące płomienie.
W końcu Grant wstał, wziął ją za rękę i podniósł z kanapy.
- Zatańczmy - szepnął, przyciągając ją do siebie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl