[ Pobierz całość w formacie PDF ]
opuścił kabinę. W drzwiach niemal się zderzył ze starszym mechanikiem. Odsunął się, prze-
puścił grubasa i zniknął w korytarzu. Starszy mechanik rozejrzał się po kabinie i gwizdnął.
Ooo, ale ci się powodzi! zawołał zbliżając się do biurka. Takie kanapki! Nie do wia-
ry! Zakochał się w tobie stary Kawka żartował mechanik. Można? sięgnął po kanapkę.
Ależ jedz, jedz zachęcał chief. Przecież sam tego nie opchnę przez dwa dni!
I tak sam, mówisz, przyniósł? dziwił się mechanik siadając i biorąc drugą kanapkę.
Musi cię naprawdę lubić. Ale cytrynówka świństwo, jak zaleciało od niego, to mi się mdło
zrobiło, od ciebie też trochę czuć skrzywił się i zapchał sobie usta trzecią kanapką. Ja tam
wolę piwko.
Wez sobie, jest tam żywiec w lodówce chief kiwnął głową pokazując w kąt kabiny.
Mechanik nie czekał na ponowne zaprosiny. Wziął piwo, pociągnął z butelki, zjadł jeszcze
jedną kanapkę i zapalił cygaro.
No, bracie powiedział rozwalając się w foteliku, w którym z trudem się mieścił ale ci
się powodzi! Ale uważaj, jak tu wpadnie stary, to cię opieprzy.
Mnie? Za co? zdumiał się chief.
Jeszcze się pytasz? Nie leżysz, chociaż jesteś chory.
Lepiej się czuję...
Mechanik dłuższą chwilę uważnie mu się przyglądał pociągając cygaro. W końcu powie-
dział:
Nie wiem, jak tam w środku, ale z wierzchu nie bardzo wyglądasz.
Trochę mnie zmęczył ten gaduła odparł chief.
Lepiej się połóż doradził mechanik. Do portu już niedaleko.
Ile?
Mamy być przed północą. Duszę maszynę, żeby wycisnąć jak najwięcej obrotów, bo sta-
ry by chciał jeszcze dziś wejść.
Jak dojdziecie koło północy, to musi czekać do rana.
Zrobi co zechce mechanik wzruszył ramionami. Wiesz jaki jest. Zresztą co się bę-
dziemy naprzód martwić, mamy jeszcze parę godzin.
Pierwszy oficer poczuł się w tej chwili ogromnie zmęczony. Zbladł, lekko przygryzł war-
gę, drobne kropelki potu ukazały mu się na czole. Mechanik zauważył to.
Jurek powiedział ciepło pochylając się i kładąc pulchną dłoń na ramieniu chiefa. Nie
kozaku j. Połóż się.
Masz rację mruknął chief. Już nie opierał się dłużej. Zamknął zeszyt, schował do szu-
flady, chciał wstać, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Mechanik zerwał się z zadziwiają-
cą jak na jego tuszę lekkością, chwycił go za ramię, podparł, pomógł dotrzeć do koi.
Te cholerne przechyły, kręci statkiem jak śrubą mamrotał chief kładąc się na koi.
Już niedługo. Parę godzin i będziemy w porcie. Zdrzemnij się mechanik troskliwie
okrył go kocem, poprawił poduszkę. Chief przymknął oczy. Wszystko dookoła zawirowało, a
zarazem zrobiło mu się dziwnie dobrze; zasnął, nim mechanik wyszedł z kabiny.
45
5
Pogoda nadal była przykra. Wiatr niezmiennie naciskał ukośnie od lewej strony na rufę
statku, a fale leciały nad relingiem, rozbijały się o windy i nadbudówki, zamieniając się w
biały, lodowaty prysznic.
Kapitan spojrzał na zegar, żółtawą okrągłą plamą odcinający się w mroku sterówki. Do-
chodziła jedenasta. Sprawdził kurs, nakazał sternikowi małą poprawkę, którą uznał za po-
trzebną według obrazu, jaki miał z radaru. Nadal szli całą naprzód .
Mechanik, kurząc nieodłączne cygaro, pojawił się cicho i niespodziewanie. W milczeniu
popatrzył na ekran i kompas. Stając obok kapitana odezwał się:
Już niedaleko...
Pół godziny i będziemy na redzie kiwnął głową w kierunku radaru, który pokazywał
pustą przestrzeń przed wyraznym już wejściem do portu.
No tośmy się dotelepali w głosie mechanika zabrzmiała ledwo uchwytna nuta ulgi. Ka-
pitan nie zwrócił na to uwagi, tylko odparł kwaśno:
Pózno się zrobiło, myślałem, że dojdziemy wcześniej.
Co za różnica mechanik wzruszył ramionami. I tak od czwartej jest ciemno. A przed
wieczorem na redzie zawsze największy tłok. Teraz mamy przynajmniej luzno.
Kapitan nie skomentował jego wypowiedzi. Podszedł do ściany, pstryknął przełącznikiem,
połączył się z drugim oficerem.
Drugi! powiedział tonem rozkazu.
Tak, panie kapitanie! zgłosił się oficer.
Zastąpi pan chiefa w czasie manewrów. Zapadła chwila ciszy. Dopiero potem za-
brzmiał jakby o ton wyższy głos drugiego.
Tak jest.
Niech pan teraz każe bosmanowi, żeby z ludzmi sprawdził, czy na pokładzie wszystko
okay. Niech przygotują windy kotwiczne, cumy, stalówki i wszystko, co trzeba.
Tak, zrozumiałem.
W porządku kapitan rozłączył się.
Mechanik przysłuchiwał się tej rozmowie z wyrazem zdumienia na twarzy. Chciał coś po-
wiedzieć, nawet otworzył już usta, ale widać namyślił się i zrezygnował. Wzruszył tylko ra-
mionami. Kapitan, udając że nic nie zauważył, spytał:
U ciebie wszystko gotowe?
Jak zawsze tym razem mechanik nie dał poznać po sobie, że pytanie lekko go uraziło.
No, to idz do maszyny. Niedługo zaczniemy manewrować.
W porządku. Mechanik nie spiesząc się zdusił cygaro i zamierzał opuścić mostek, gdy
wtem drzwi prowadzące na korytarz otworzyły się wpuszczając smugę światła. Na jego tle
ukazała się postać pierwszego oficera. Jego sylwetka tylko mignęła, bo zaraz zamknął drzwi i
na mostku zapadła zwykła ciemność, ale zdążyli zauważyć, że chief był ubrany trochę dziw-
nie. Miał na sobie ciepłą kurtkę, szczelnie zapiętą, czapkę oficerską nie pasującą do pogody,
jaka teraz panowała, i pasiaste spodnie od piżamy wpuszczone w buty z wysokimi cholew-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]