[ Pobierz całość w formacie PDF ]
względu na to, co zaprzątało jej myśli w danej chwili, te informacje zawsze
tam tkwiły.
Rick zastanawiał się, czy Joanna w ogóle pamięta ten czerwony kostium,
który pokazała mu kiedyś na wystawie. Pewnie nie. Zganił siebie za zbytni
sentymentalizm. Zabawne, przecież uważał, że sentymenty dawno go
opuściły. Okazało się, że czekały tylko na moment, kiedy ujrzał znowu
Joannę.
- Pozwolę sobie przypomnieć ci, że jednak się widzieliśmy, parę dni
temu - zażartował, wzruszając ramionami.
Joanna oblał się rumieńcem i powiedziała:
- Wiesz, co mam na myśli.
- Tak, pamiętam, i rzeczywiście bardzo dawno temu nie widziałem twego
ciała w pełnej krasie - przyznał, ale obrzuciwszy ją wzrokiem, dodał: -
Mimo to założyłbym się, że wyglądasz lepiej niż dziewięćdziesiąt osiem
procent damskiej populacji.
Joannie zabłysły z rozbawienia oczy.
- Dziewięćdziesiąt osiem procent? - zdumiała się, kręcąc z
niedowierzaniem głową. - No, to musiałeś być bardzo zajęty. Skąd brałeś
czas, żeby pilnować interesów?
- No, może trochę przesadziłem - przyznał, siadając na krześle przy
łóżku.
Pamiętał wszystko, co jej dotyczyło. I to było jego przekleństwem,
przyczyną, dla której nie potrafił się ustatkować i założyć rodziny, tak jak
wszyscy jego przyjaciele.
- Powinien na ciebie pasować - rzekł, wskazując zawartość pudełka.
Joanna spojrzała na żakiet. Tak, to był jej numer.
- Masz dobre oko.
- Może raczej dobrą pamięć. Pamiętasz, kupiłem ci kiedyś sweter na
Boże Narodzenie.
Joannę ogarnęła fala smutku. Sweter powędrował do pudełka z
pamiątkami, razem ze wszystkimi kartkami i listami, jakie Rick do niej
napisał, i ze wszystkimi fotografiami, na których widnieli oboje. Pudełko
stało na półce w szafie. Na pewno spłonęło.
Próbowała powstrzymać łzy.
- Co ci jest?
- Nic. - Pociągnęła nosem. - To tylko alergia. Rick przyjrzał się jej
badawczo. Kłamała.
- Nie pamiętam, żebyś cierpiała na alergię.
RS
28
- Nieważne, raz przychodzi, raz odchodzi.
Bardzo starannie włożyła spódniczkę do pudełka, potem żakiet, a na
wierzch złożoną bluzkę i przykryła wszystko wieczkiem.
- Dziękuję ci - powiedziała.
Rick odstawił pudełko na półkę przy ścianie i uśmiechnął się tylko w
odpowiedzi.
Wciąż jest troskliwy. Miło wiedzieć, że pewne rzeczy się nie zmieniły.
- W ogóle się nie zastanawiałam, co na siebie włożę - wyznała.
Ojej córeczkę już zadbano, mogła wybierać spośród prezentów, jakie
przyniosły jej Lori, Sherry i Chris.
Rick słusznie przypuszczał, że nie będzie pamiętała o ubraniu dla siebie.
Kiedy jeszcze raz pojechał do jej domu, żeby ocenić, jakie poniosła straty,
przekonał się, że z jej garderoby nie zostało dosłownie nic. Na stoliku w
salonie znalazł tylko torebkę, która cudem się uratowała.
- Nigdy nie zwracałaś uwagi na drobiazgi.
- To prawda - przyznała. - To była twoja dziedzina.
Właśnie dlatego tak wspaniale do siebie pasowali, idealnie się
uzupełniali. Tak jakby rzeczywiście byli dwiema połówkami tego, co miało
stanowić jedną osobę. Dwiema połowami tego samego jabłka, które się
odnalazły. Tak w każdym razie Joanna wtedy uważała.
Czy rzeczywiście była taka naiwna? Naprawdę wierzyła w istnienie
bratnich dusz?
Przez chwilę Rick siedział w milczeniu, patrząc na nią i zastanawiając
się, co się z nimi stało. Dlaczego wszystko tak zle się ułożyło? Przecież tak
wiele ich łączyło, tak bardzo do siebie pasowali.
A potem roześmiał się w duchu. Znał odpowiedz na to pytanie.
Naturalnie, po części zawinili jego rodzice, ale ona też była winna. Powinna
była go kochać, wierzyć w niego i wiedzieć, że on wszystko wyprostuje.
Ale pozwoliła, by ją okłamano. By ją przekupiono. To był prawdziwy
koniec wszelkich marzeń o ich przyszłości. Pozwoliła, by stanęły między
nimi pieniądze. Tak jak przepowiedzieli jego rodzice.
Z zamyślenia wyrwał go dotyk jej ręki. Joanna wpatrywała się w niego,
nie wiedząc, czemu zamilkł.
- Co takiego? - ocknął się.
- Gdzie jesteś?
- Tutaj, jestem tutaj - rzucił krótko. - Po prostu myślałem. ..
Joannie zdawało się, że wie, o czym.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]