[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ręką policzka Daksa. - Nadal gnębi mnie fakt, \e do tej pory
nie pozwoliłeś mi wyjaśnić, co stało się przed laty.
- Och, na litość boską! - Z jękiem opadł na plecy. -
Przecie\ mówiłem, \e nie ma to ju\ dla mnie znaczenia. Nie
wystarcza ci, \e znów jesteśmy razem?
- Nie. Nie wystarcza.
Głos Jillian brzmiał spokojnie. Być mo\e Dax przestał
przejmować się tym, co wówczas się wydarzyło, ale dla niej
było wa\ne, aby poznał prawdę.
W sypialni zapanowała cisza. Przerwał ją Dax.
- Wobec tego posłucham, skoro jest to dla ciebie takie
wa\ne. - Jego głos nie brzmiał przyjaznie.
- Z tego, co zobaczyłeś, wyciągnąłeś niewłaściwe
wnioski. - Jillian nabrała powietrza. - Usłyszałeś Charlesa
mówiącego, \e mnie kocha, ale byłeś świadkiem wyłącznie
końca naszej rozmowy. Twój brat miał romans. Ale nie ze
mną.
- A z kim?
- Z \oną gubernatora.
- Co takiego?! - Dax poderwał się i z największym
zdumieniem popatrzył na Jillian. - Sądzisz, \e w to uwierzę?
- Sądzę, \e mnie wysłuchasz - oświadczyła lodowatym
tonem. - Gubernator przyłapał ich in flagranti. Twoja matka
była wściekła, bo mogło to zniweczyć jej długotrwałe wysiłki
zmierzające do wprowadzenia stanowych przepisów
stwarzających ulgi podatkowe dla du\ych korporacji, takich
jak Zakłady Przemysłowe Piersalla. Obawiała się, \e straci w
tej sprawie poparcie gubernatora.
- Dość przekonujące wyjaśnienie, pod warunkiem, \e
prawdziwe - cierpkim tonem skomentował Dax.
A więc nadal nie wierzył w to, co mówiła. Jillian
westchnęła głęboko. Usiadła na łó\ku.
- Twoja matka energicznie przystąpiła do naprawy
sytuacji. Wymusiła na Charlesie, aby niezwłocznie o\enił się z
Almą Bender, pochodzącą ze znanej jej rodziny dziewczyną,
która podobno za nim szalała. Ale twój głupiutki brat nie
dostrzegał, niestety, ani uroku Almy, ani jej licznych zalet.
- Dopóki ty mu ich nie wyliczyłaś - z sarkazmem w głosie
skomentował Dax.
- Tamtego wieczoru, zaraz po decyzji matki, Charles
przybiegł do mnie, \eby się wypłakać. Dopiero wtedy
dowiedziałam się o całej tej idiotycznej historii.
- Tak - mruknął Dax. - Wiem, \e ty i Charles
opowiadaliście sobie wszystko.
- Nie zawsze. - Głos Jillian przybrał \artobliwy ton.
Chciała rozluznić napiętą atmosferę. - O nas nie mówiłam mu
nigdy.
Dax nie odezwał się ani słowem.
- A więc póznym wieczorem Charles przybiegł do mnie i
zrelacjonował postanowienie matki. Starym zwyczajem
wyciągnął się na łó\ku...
- Na tobie.
- Le\ałam pod kołdrą, a Charles na wierzchu. Zciskaliśmy
się i to wszystko. Wiedziałeś, \e od lat spotykamy się
wieczorami i prowadzimy długie, szczere rozmowy. Charles
pragnął mojego współczucia, ale się rozczarował. Zamiast
tego usłyszał, \e powinien wreszcie dorosnąć i zacząć ponosić
odpowiedzialność za swoje czyny.
- Powiedziałaś mu wtedy, \e bardzo go kochasz. To te\
usłyszałem.
- Tak - z całym spokojem przyznała Jillian. - Kochałam
twojego brata. W inny sposób ni\ ciebie, ale był moim
najlepszym przyjacielem.
Dax utkwił wzrok w ścianie. Milczał. Zacisnął wargi.
- Charles oświadczył mi, \e lubi Almę, ale \e nigdy z nią
się nie o\eni. Dax, przysięgam, z twoim bratem poza
przyjaznią nigdy nic mnie nie łączyło. W końcu o\enił się z
Almą i po jakimś czasie ją pokochał. Byli sobie bardzo bliscy
a\ do śmierci. - Jillian zamilkła. Có\ więcej mogła
powiedzieć?
Dax nadal nie widzącym wzrokiem patrzył przed siebie.
Sekundy ciszy przerodziły się w minuty. Serce Jillian zaczęło
niespokojnie bić.
Ciągle nie ma do mnie zaufania, pomyślała z rozpaczą.
A była święcie przekonana, \e uwierzy w jej słowa, gdy
usłyszy prawdę! Tak sądząc, musiała chyba być szalona.
Westchnęła głęboko. Poło\yła głowę na poduszce.
Postanowiła zostać w łó\ku dopóty, dopóki Dax nie zgasi
światła. Potem szybko wymknie się z pokoju. I do tego czasu
się nie rozpłacze.
Dax się poło\ył. Jillian poczuła, jak ją obejmuje.
- Złotko...
- O co chodzi? - Natychmiast zesztywniała.
- Lepiej się teraz czujesz?
- Ja... ? - Odwróciła się twarzą do Daksa. - O co chodzi?
- Od dawna chciałaś mi to powiedzieć. Czy ju\ ci ul\yło?
- Pogłaskał ją. - Mo\emy teraz puścić w niepamięć to, co było,
i rozpocząć wszystko od początku.
- Nie wierzysz mi.
Milczał przez dłu\szą chwilę. Potem powiedział z
westchnieniem:
- Sam nie wiem. Ale przestałem się przejmować. To
wydarzyło się tak dawno temu... Teraz chcę tylko tego,
abyśmy pogrzebali przeszłość i cieszyli się \yciem. -
Przyciągnął Jillian do siebie. - Złotko, zale\y mi na tobie.
Znacznie bardziej, ni\ na jakiejkolwiek innej kobiecie. Czy to
nie wystarcza?
Być mo\e były to słowa najbli\sze wyznaniu uczucia, na
jakie Dax potrafił się zdobyć, oceniła Jillian. Zale\ało jej
jednak na tym, aby obdarzał ją zaufaniem. Aby jej wierzył.
Gdyby wchodziło w grę tylko czyste po\ądanie, sytuacja
byłaby znacznie prostsza. Ale ona kochała Daksa. Czy potrafi
dzielić z nim \ycie?
Poło\ył dłoń na jej policzku.
- Nie zostawiaj mnie. Proszę - powiedział. - Jesteś mi
potrzebna.
Skapitulowała. Nie chciała spędzać samotnie reszty \ycia.
Ze złamanym sercem i poczuciem ni\szości. Dax jej
potrzebował. Właśnie do tego się przyznał. I poprosił, aby z
nim została. Kochała go tak bardzo, \e nie była w stanie
postąpić inaczej.
Wreszcie jesień dała o sobie znać. Powietrze zrobiło się
chłodne i ostre. W środowe, pózne popołudnie Jillian weszła
do baru, w którym miała się spotkać z Rogerem Wingerdem.
Powiesiła na wieszaku lekki, jesienny płaszcz i zaczęła
rozglądać się po sali.
Roger czekał na nią w boksie pod ścianą. Wstał i
pocałował ją lekko w policzek, gdy zamierzała usiąść.
- Jak się masz? - spytała.
- Szczerze powiedziawszy, nie najlepiej.
Radosny nastrój Jillian zaczął przygasać. Przykro jej było
oglądać zmartwionych przyjaciół.
- O co chodzi? - spytała.
- O twojego mę\a - spokojnym tonem odparł Roger.
Jillian była zaskoczona. Bardzo cieszyła się, \e Roger
pozostał w firmie na zajmowanym dotychczas stanowisku.
Nie przyszło jej nawet do głowy, \e mo\e mieć jakieś
problemy.
- Co masz na myśli?
- Przeglądałaś sprawozdania firmy? - zapytał. - Och,
wiem, to dla ciebie czarna magia i nie zrozumiałabyś z nich
wiele, ale dla kogoś, kto zna się na finansach, jedno jest
oczywiste.
- Co?
Jillian uprzytomniła sobie, \e Roger nie ma pojęcia ani o
jej kwalifikacjach zawodowych, ani o zaanga\owaniu się w
sprawy Zakładów Przemysłowych Piersalla. Postanowiła na
razie do tego się nie przyznawać.
Roger westchnął cię\ko.
- Och, Jillian, bardzo mi przykro, \e obarczam cię takimi
sprawami. Gdyby tak bardzo nie zale\ało mi na losach
zakładów, poradziłbym ci, abyś nie przejmowała się tym, co
powiem.
Była zła na Rogera, bo nie mówił wprost, o co mu
naprawdę chodzi, ale postanowiła zachować spokój i udać, \e
temat rozmowy mało ją interesuje. Beztrosko machnęła ręką.
- Och, przecie\ wiesz, \e nie mam zwyczaju niczym się
przejmować. Mo\e jednak opowiesz mi o swoich kłopotach?
- A więc... - Roger wydawał się wa\yć ka\de słowo. -
Jesteś udziałowcem, więc powinnaś o tym wiedzieć. Mam
podstawy sądzić, \e Dax usiłuje doprowadzić firmę do ruiny.
- Do ruiny? - Jillian nie musiała udawać, \e jest
[ Pobierz całość w formacie PDF ]