[ Pobierz całość w formacie PDF ]

trudnym charakterze tubylców. Mianowicie przodkami dzisiejszych mieszkańców wsi byli
zbuntowani chłopi z majątku hrabiego Koniecpolskiego. Po stłumionym krwawo buncie kazał
on przesiedlić krnąbrnych poddanych z Rusi w centrum Rzeczpospolitej. Poprzednia ojczyzna
na trwałe wpisała się w nazwę ich nowego siedliska. Dzisiaj, jedna z głównych ulic Ruśca
nosi nazwę -  hrabiego Koniecpolskiego . Nie będę opisywał szczegółowych losów Rusinów
z Ruśca. Przechodząc do opisu wydarzeń z lat 70-tych naszego stulecia pragnę zaznaczyć, że
ich chronologia może nie być dokładnie zachowana. Kronikarski opis czytałem tylko raz i to
kilka lat temu.
Cała zadyma w parafii zaczęła się w sposób niemal klasyczny tzn. konfliktem między
proboszczem a wikariuszem. Niestety, biskup przy doborze składu osobowego księży na
poszczególnych parafiach nie kieruje się ich charakterami, temperamentem czy innymi
cechami osobowymi. Po prostu utyka  dziury kim się da. Ludzie są tylko ludzmi albo jeśli
kto woli - są ludzie-kosy i ludzie-kamienie. W opisywanym przypadku nie ma żadnych
wątpliwości, że  trafiła kosa na kamień . Przysłowiową  kosą można śmiało nazwać
ówczesnego rusieckiego proboszcza ks. Kaletę - byłego, długoletniego żołnierza, który
przeszedł szlak bojowy od kampanii wrześniowej po służbę w armii Andersa. Nie wiadomo
co bardziej ukształtowało charakter ks. Kalety - czy twardy, żołnierski żywot; czy też
wychowanie wyniesione z domu rodzinnego. Faktem bezspornym jest, iż był to człowiek
bardzo surowy, wręcz szorstki. Wymagał wiele od siebie i od innych. Wśród większości
wiernych miał poza tym opinię człowieka uczciwego i sprawiedliwego. Ludzie bali się go, ale
otaczali szacunkiem. Ks. Kałuziak, który został przydzielony do Ruśca w charakterze
wikariusza był kompletnym zaprzeczeniem swojego przełożonego - lekkoduch i lawirant;
ceniący nade wszystko alkohol i damskie towarzystwo. Nowy wikary był bardzo towarzyski
i szczery. Lubił nocne popijawy z chłopami, którym coraz częściej użalał się na surowość
proboszcza. Szybko zjednał sobie wielu popleczników i obrońców, którym nie w smak była
osoba plebana. Sytuacja między nim a proboszczem stawała się coraz bardziej napięta
i groziła w każdej chwili wybuchem.
Nastąpiło to pewnej nocy, kiedy to ks. Kałuziak  podcięty jak zwykle słuszną dawką
alkoholu, dotarł do plebanijnej furtki. Należy zaznaczyć, iż obaj duchowni mieszkali
wówczas razem w jednym, ogrodzonym budynku. Jakież było jednak zdziwienie i wściekłość
wikarego gdy, otwarta zazwyczaj furtka, okazała się zamknięta na klucz. Trudno skrobać się
przez ogrodzenie mając parę promilli alkoholu we krwi. Kiedy młody kapłan powrócił do
kompanów  od kielicha i opowiedział o jawnym zamachu na jego wolność i księżowskie
prawo do kilku godzin snu przed ranną Mszą, w swoim łóżku na plebanii - wśród
podchmielonych chłopów zawrzało. Jeszcze tej samej nocy urządzili głośną pikietę przed
rezydencją proboszcza. Rankiem dołączyli do nich inni stronnicy wikarego. Proboszcza
wywleczono siłą z plebanii i na taczkach wywieziono do granic parafii. Ks. Kałuziak został
zgodnie okrzyknięty jego następcą. Przez kilka lat sprawował rząd dusz w Ruścu. W tym
czasie na plebanii urządzał pijackie imprezy i orgie. Miał swoich  żołnierzy , którzy
mieszkali razem z nim w budynku, aby pilnować swojego guru i dotrzymywać mu
towarzystwa. Wybrał też sobie jedną z wiejskich dziewczyn  na gosposię , która wkrótce
zaszła w ciążę i urodziła mu udanego syna. Emisariusze kurii biskupiej przyjeżdżali aby
załagodzić sytuację (m.in. biskup i kanclerz). Byli jednak znieważani, obrzucani jajami i siłą
wyrzucani z parafii. Stopniowo, z upływem lat, wielu ludziom zaczęły otwierać się oczy.
Zrozumieli wreszcie, że ich nowy, samozwańczy proboszcz to zwykły pijak i rozpustnik. Przy
całym tym bałaganie jakoś umknęła mu praca duszpasterska: odprawianie Mszy,
sprawowanie Sakramentów itp. Ludzie rusieccy zaczęli dzielić się na  prawicę tj.
prawowiernych i  lewicę - popierającą ciągle Kałuziaka. Na tle tego rozdwojenia doszło
nawet do regularnych bitew i potyczek, podczas których interweniowała milicja. W końcu
jednak  prawica zwyciężyła, a samozwańczy proboszcz podzielił los obalonego
poprzednika. Podobno wyjechał pózniej do Stanów Zjednoczonych i do dziś pracuje jako...
taksówkarz w Nowym Yorku. Zdegradowany proboszcz Kaleta zmarł wkrótce pod
brzemieniem doznanych upokorzeń. W Ruścu długo jeszcze lewica walczyła z prawicą.
Wyrzucono siłą kilku proboszczów przysłanych przez kurię. Jednego z nich więziono przez
kilka dni w piwnicy. Innemu, który sprowadził się pod osłoną nocy - zrzucono z piętra
plebanii wszystkie meble. W tym czasie prawica modliła się przed drzwiami zamkniętego
Kościoła. Dopiero kilka tragicznych, śmiertelnych przypadków, które dotknęły lewicowych
prowodyrów, przyniosły strach i opamiętanie. Jednego zabił piorun, inny się utopił, a jeszcze
inny pochował syna. Uznano to za palec Boży i zaprzestano buntu. Do dzisiaj jednak istnieją
nienawiści i spory, mające swoje zródło w tamtych wydarzeniach. Tylko syn ks. Kałuziaka,
mieszkający ciągle z matką we wsi, wydaje się nie przejmować swoim rodowodem. Jego
ciotka jest gospodynią u ks. Jasia, ale od niego nic jej nie grozi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl