[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Dlaczego Caroline go nie ostrzegła? Przypomniało mu się jej
tłumaczenie.  Jak mogłabym? Pan ją kochał".
Do tej pory zdawało mu się, że jego znajomość z Caroline
opiera siÄ™ na szczeroÅ›ci. SÄ…dziÅ‚, że jedyna tajemnica miÄ™dzy ni­
mi wiąże się ze skarbem wiezionym do High Hutton. Ale może
Caroline miała inny powód, by ukryć prawdę o jego kuzynce
Gabrielli? Może sądziła, że to zaszkodzi jej przyszłości w Mar-
rick i utrudni osiągnięcie tytułu markizy Coverdale?
Z rozdartym sercem John utkwił wzrok w zabudowaniach
Marrick. Ostatnio zaczaj nawet żywić nadziejÄ™, że jego po­
wrót do Yorkshire bÄ™dzie oznaczaÅ‚ rozpoczÄ™cie nowego ży­
cia. Przypomniał sobie, czym jest śmiech i życzliwość. Snuł
plany o wspólnej przyszłości z kobietą, którą pokochał.
Czyżby sam siebie oszukiwał? Teraz już nie był pewien, czy
Caroline Duval naprawdę ma serce, czy tylko pozwolił się
zwieść jej urodzie, podobnie jak kiedyÅ› daÅ‚ siÄ™ zaÅ›lepić uro­
kowi Gabrielli.
Cienie się wydłużały, słońce obniżało się nad horyzontem
ku zachodowi. ByÅ‚ czas wrócić do domu i znalezć odpo­
wiedz na to pytanie.
Betts, wyraznie w zrzędliwym nastroju, natychmiast się
na niego rzucił.
- Już się trochę martwiłem, panie pułkowniku. Robi się
pózno, a Bellerby powiedział mi, że wracał z panią Duval.
Nie wziął pan z sobą nikogo ze służby. Gdyby zdarzył się
wypadek.
-Ale siÄ™ nie zdarzyÅ‚, a spóznienie na kolacjÄ™ to nie ko­
niec świata.
- Pani Duval poleciła opóznić kolację o godzinę, panie
pułkowniku.
- No, to do roboty, człowieku. Pomóż mi, zamiast rugać
mnie, jakbyś był piastunką, a nie osobistym służącym.
A przy okazji przynieÅ› mi szklaneczkÄ™ brandy. Jestem pie­
kielnie zmęczony.
Betts szybko wypełnił polecenie. Pułkownik wydawał się
zmęczony, a wygląd jego ubrania i fryzury pozostawiał wiele
do życzenia. Dlatego Betts uznał, że brandy jest priorytetem.
Potem wyczarowaÅ‚ gorÄ…cÄ… wodÄ™ i rÄ™czniki. Wkrótce John sie­
dział przy toaletce w swoim całkiem normalnym wcieleniu.
- Co to? - spytał, podnosząc z blatu list.
- Pan Willoughby prosił o doręczenie, panie pułkowniku.
- Willoughby? Wsadziłeś go na statek, prawda?
- Tak jest. Pan Willoughby nie bÄ™dzie już sprawiaÅ‚ kÅ‚o­
potów ani panu, ani pani Duval. Odpłynął i spokój.
- To dobrze - przyznał John. - Mam przeczytać ten list
od razu czy zostawić na pózniej?
- Ma pan jeszcze chwilÄ™ czasu do kolacji - usÅ‚użnie za­
sugerował Betts.
- PrzynieÅ› mi jeszcze jednÄ… brandy, przeczytam teraz.
- Pani Duval chciała wiedzieć, kiedy pan wróci. Czy
mam ją zawiadomić?
- Tak. To ci nie zajmie dużo czasu.
Betts wyszedł, a John przystąpił do lektury.
 Coverdale!
Widzę, że podoba się panu Caroline Duval. To mnie wcale
nie dziwi. Piękne z niej stworzenie i nie pan pierwszy ulega
jej urokowi. Może jednak powinienem panu to czy owo po­
wiedzieć, zanim całkowicie się pan pogrąży. Proszę uznać to
za wyraz mojej wdzięczności za łaskawość okazaną mi po
tym, jak potraktowałem pańską córkę.
Caroline Duval i ten stary rozpustnik Peter Leyburn trzy­
mali w garÅ›ci caÅ‚y elegancki Å›wiatek Kingston. Dlatego o po­
Å‚owie wyczynów tej damy, zwÅ‚aszcza tych z Nowego Orle­
anu, nikt nigdy tam nie usÅ‚yszaÅ‚. Nie wiem zresztÄ…, czy na­
prawdę nazywa się ona Duval. Były pewne wątpliwości co
do faktu poślubienia przez nią Laurenta Duvala, ale mniejsza
o to.
Być może Caroline Duval zapomniała panu powiedzieć,
że pozowała tak jak ją pan Bóg stworzył pacykarzom w Lui-
zjanie, cieszÄ…cym siÄ™ zresztÄ… jak najgorszÄ… sÅ‚awÄ…. Kiedy wró­
ciła do Kingston, stary Peter wydał fortunę na wykupienie
tych portretów, do których udało mu się dotrzeć. Zdarzyło się
w Kingston, że za możliwość obejrzenia jednego z takich
dzieÅ‚, które stary jakimÅ› cudem przeoczyÅ‚, trzeba byÅ‚o zapÅ‚a­
cić połowę rocznego dochodu. I może mi pan wierzyć, że
warto byÅ‚o wydać tyle pieniÄ™dzy... Nawet najbardziej zbla­
zowani bywalcy salonów nie kryli, że są pod wrażeniem.
A czy wiadomo panu o pojedynku, jaki stoczono z powo­
du pani Duval, i o śmierci jednego z uczestników? Ten czło-
wiek miał żonę i dzieci... Ale to było w Nowym Orleanie,
więc zdaniem tej damy prawdopodobnie nie jest to sprawa
warta zachodu.
W Kingston była ostrożniejsza, ale i tam znajdzie się kilka
nieszczęśliwych żon, które mogÅ‚yby to i owo o niej opowie­
dzieć. Warto może zapytać jÄ… o syna senatora Coburna, cho­
ciaż wątpię, czy pani Duval do czegokolwiek się przyzna.
Kiedy popeÅ‚niÅ‚ samobójstwo, uznano, że to z powodu karcia­
nych długów. Jej rola w tej sprawie nigdy nie wyszła na jaw.
Ale jeśli wierzyć matce młodego Coburna, pani Duval miała
w tym nieszczęściu swój znaczący udział.
Mógłbym wymieniać długo. Napisałem jednak chyba
dość, by pokazać, jakiego rodzaju kobietÄ™ goÅ›ci pan pod swo­
im dachem i uważa za odpowiednie towarzystwo dla swojej
córki.
Niech mi pan wierzy, że nie jest mi łatwo odkrywać przed
panem wstydliwe sprawy rodzinne. Mam nadziejÄ™, że odbie­
rze pan te słowa w duchu, w jakim zostały napisane. Jako
członek tej rodziny wracam na Jamajkę ze świadomością, że
nazwiska Leyburn i Duval zawsze będą wywoływać tam
znaczÄ…ce spojrzenia i uniesienie brwi, bardzo bolesne dla
dżentelmena zajmującego moją pozycję. Muszę jednak to
znieść, nie mam innego wyjścia.
Nie zapomniałem pańskich życzliwych ostrzeżeń. Może
być pan pewien, że kiedy moja kuzynka w końcu wróci na
JamajkÄ™, nie wyrzÄ…dzÄ™ jej najmniejszej krzywdy. Przeciwnie,
zrobię wszystko, co w mojej mocy, by ją chronić tak, jak
wcześniej chronił ją wuj Leyburn, chociaż obawiam się, że
bez jego zasobów finansowych może siÄ™ to okazać niezmier­
nie trudne.
Betts przynagla mnie od kilku minut, bym już kończył ten
list i wsiadał na statek. Nie mogę powiedzieć, żeby podobał
mi się jego stosunek do mojej osoby. Można by pomyśleć,
że jestem więzniem.
Z najlepszymi życzeniami szczęścia w przyszłości
Pański Edmund Willoughby"
W pierwszym odruchu John chciaÅ‚ podrzeć list i wyrzu­
cić. Niewątpliwie napisał go człowiek trawiony gniewem
i żądzą zemsty. Kiedy przeczytał ponownie, obudziły się
w nim wątpliwości. Zła wola Edmunda Willoughby'ego była
oczywista. Powoływał się jednak na pewne fakty. W miarę
jak John siÄ™ zastanawiaÅ‚, coraz bardziej rosÅ‚a jego niepew­
ność co do Caroline.
Pozowała jak ją pan Bóg stworzył. To było możliwe. Sam
widziaÅ‚ pod wodospadem, jak piÄ™knie jest zbudowana. O po­
jedynku trudno było cokolwiek powiedzieć. W zasadzie nie
miał okazji przyjrzeć się zachowaniu Caroline Duval wobec
innych mężczyzn. Podczas balu niewÄ…tpliwie byÅ‚o ono roz­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl