[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gdyby mnie teraz dotknął? Ta myśl pochłania mnie bez reszty,
rozpala mi pachwiny i sprawia, że pulsują. Zaczynam się wiercić.
- W porządku?
Kiwam głową i nie odpowiadam. Dominic patrzy na mnie z
troską, lecz nic już nie mówi. Na szczęście udaje mi się odzyskać
kontrolę nad sobą, zanim docieramy do brzegu i oddajemy łódkę.
- Pańska przesyłka dotarła - oznajmia człowiek w kiosku
zwracając się do Dominica. Nakryto zgodnie z pańskimi
wytycznymi.
- Dziękuję odpowiada Dominic i zwraca się do mnie z
uśmiechem: Pozwolisz?
Prowadzi mnie przez trawę pod potężny dąb, którego rozłożyste
gałęzie rzucają chłodny cień. Pod drzewem na pastelowym
obrusie w kratę urządzono wspaniały piknik. Stojący obok kelner
najwyrazniej czeka na nasze przybycie.
- Dominic! - wołam z pałającymi oczyma. - To cudowne!
Im bliżej, tym bardziej apetycznie prezentują się wiktuały: łosoś
z wody, niesamowite sałatki, w których błyska czerwień
pomidorów,papryki i nasion granatu, różowe krewetki tygrysie,
nakrapiane przepiórcze jaja, żółty majonez, plastry pieczonej
krwistej wołowiny, dojrzały ser brie i świeże bagietki. W
eleganckich szklanych pucharkach widać coś owocowego i
kremowego. Z kubełka z lodem wystaje szyjka butelki
wyglądającej na szampana. Wszystko to razem tworzy idealny
obraz.
Kelner kładnia się Dominikowi.
- Gotowe, prosze pana.
- Wygląda wyśmienicie. To wszystko, dziękuję. - Wprawnym
dyskretnym ruchem wręcza kelnerowi napiwek, a ten znów się
kłania i zaraz znika. Zostajemy sami z ucztą.
-- Mam nadzieję, że jesteś głodna - mówi Dominic i uśmiecha
się ciepło
Jak wilk - odpowiadam szczęśliwa i siadam na kocu.
Zwietnie Lubię patrzeć, jak jesz. Apetyt ci dopisuje,
podoba mi się to. - Wyciąga z kubełka butelkę. To Dom
Perigon Rose, słynna marka szampana. Dominie
odkorkowuje ją szybko i sprawnie, Po czym nalewa
pieniący się płyn do dwóch przygotwanych
kieliszków. Podaje mi jeden, a drugi unosi, mówiąc: - za letni
angielski dzień. I za piękną dziewczynę, z którą go spędzam
Czerwienią się, unosząc szkło i spotykając jego spojrzenie nad
perlistym napojem
Czy może być coś bardziej idealnego? .
Jemy nasze pyszności, a potem, syci i trochę upojeni wspaniałym
różowym szampanem, wyciągamy się na kocu i spokojnie
rozmawiamy. Dominic żuje zdzbło trawy, a ja patrzę na niego
spod półprzymkniętych powiek. Całe moje ciało żywo odczuwa
jego bliskość. Lecz na powierzchni świadomości coś we mnie
walczy, coś, o czym nie chcę myśleć, ale nie umiem uwolnić od
tego umysłu.
To widok człowieka leżącego na brzuchu na dziwnym meblu
w mieszkaniu Dominica oraz obraz Vanessy, która - silna i sroga -
smaga go skórzanym pasem. Rzemień trzaska o pośladki męż-
czyzny, aż robią się czerwone, krwiste...
- Beth..-
Aż się wzdrygnęłam.
Aa-ha? Odwracam się do niego. Przekręcił się na bok i
teraz jest bardzo blisko mnie. Wyczuwam zapach słodkiej
cytrusowej
wody kolońskiej na jego ciepłej skórze. %7łołądek wykonuje mi
salto palce zaczynają drżeć.
Patrzy mi głęboko w oczy, jakby chciał przeniknąć do duszy.
- Tamtego wieczoru... tamtej nocy, kiedy cię znalazłem
zapłakaną na ulicy... Rozmyślałem o tym. Dlaczego płakałaś? Bo
się zgubiłaś?
Nie potrafię wytrzymać jego spojrzenia. Wbijam wzrok w bladą
kratkę obrusu.
- Niezupełnie odpowiadam cicho. Chciałam wejść do
baru. Dodziwnego miejsca o nazwie The Asylum.
Kiedy podnoszę wzrok, jego oczy są zimne. Boże, po co to
powiedziałam? To szaleństwo wspominać o tym miejscu. I proszę
co narobiłam! .
- Czemu tam poszłaś? - pyta ostro.
- No... nie wiem... Widziałam, że jacyś ludzie idą w dół po
schodach, i ruszyłam za nimi... - To nie kłamstwo . - Ale
bramkarz na mnie naskoczył. Powiedział, że to prywatny klub i
mam się wynosić.
- Rozumiem. Dominic marszczy brwi, patrząc na trawkę,
którą trzyma kciukiem i palcem wskazującym.
- Tam, skąd pochodzę, nie ma zbyt wielu prywatnych
klubów próbuję żartować. Nigdy mi się nie zdarzyło, żeby
mnie dokądś nie wpuszczono.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]