[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Przez cały czas jestem przerażony. Boję się, że ktoś przyjdzie i mnie
podpali, kiedy będę spał. Jeden ze starszych bezdomnych powiedział mi, że
tak się stało z jego kumplem, więc od tamtego czasu nie śpię. Nie przestaję
chodzić, zaczynam być bardzo zmęczony i mam wszystkiego dosyć...
- Posłuchaj mnie, John - zaczął Eli. - Powinieneś spać, a najbezpieczniej-
szym miejscem są sklepy z płaskimi dachami. Nikt cię tam nie zauważy.
Poza tym one zwykle mają boczne ściany, więc trudno jest z nich spaść.
Dopóki nie jesteś naćpany czy pijany, nic złego nie może cię spotkać.
Chłopiec kiwnął głową.
- Płaskie dachy. Dziękuję.
Eli powoli się wyprostował i szybkim krokiem ruszył w stronę ambulan-
su, a Bronté pospieszyÅ‚a za nim.
- Eli... Eli, zaczekaj!
Przystanął, a kiedy odwrócił się do niej, dostrzegła malującą się na jego
twarzy złość.
- Ile twoim zdaniem Peg ma lat? - spytaÅ‚. Bronté zmarszczyÅ‚a brwi.
R
L
T
- Pięćdziesiąt pięć... sześćdziesiąt.
- Ma trzydzieści dwa lata.
Bronté obejrzaÅ‚a siÄ™ i zobaczyÅ‚a, że Peg wciąż stoi obok Johna. Mimo
ciemności dostrzegła, że jest bez zębów, że ma włosy jak strąki i rozsze-
rzone zrenice świadczące o rozpaczliwej potrzebie zażycia kolejnej działki.
- John, czy jak mu na imię, będzie tak wyglądał za rok, jeśli go z tego nie
wyciągniemy - oświadczył Eli. - Dla wielu osób... - Machnął ręką w stronę
kobiet i mężczyzn zgromadzonych na cmentarzu. - Dla nich jest już za póz-
no. Ale w sprawie Johna można jeszcze mieć nadzieję, więc jeśli mogliby-
śmy go uratować...
- Mam przy sobie trochÄ™ pieniÄ™dzy - zaczęła Bronté, grzebiÄ…c w kieszeni.
- Niezbyt dużo, około dwudziestu funtów...
- Dzięki nim mógłby trafić do schroniska dla bezdomnych, gdzie dawali-
by mu jedzenie przez trzy, może cztery dni. Ale co potem? - Urwał i mil-
czał przez chwilę. - On potrzebuje długofalowej pomocy. Powinien zostać
przez kilka dni w szpitalu, żeby pracownicy opieki społecznej mogli ocenić
jego stan i coś zaplanować. - Spojrzał jej w oczy. - Czy jesteś skłonna jesz-
cze raz złamać obowiązujące nas przepisy?
- Natychmiast - odparła. - Ale jeśli on jest tylko przeziębiony, to ośmie-
szymy się, przywożąc go do Pentland.
- Niekoniecznie. Trzeba znać odpowiednią osobę...
- A ty znasz? - spytała, a kiedy Eli uśmiechnął się szeroko, potrząsnęła
głową. - Głupie pytanie. Oczywiście, że znasz. Jak się nazywa?
- Doktor Helen Carter. Pracuje we wtorki i czwartki na ratownictwie w
Pentland. Ona na pewno nam pomoże.
Tak też się stało. W ciągu kilku minut od ich przybycia umieściła Johna
na oddziale i zawiadomiła o-piekę społeczną.
R
L
T
- Niczego nie gwarantuję, Eli - oznajmiła - ale przy odrobinie szczęścia
może uda nam się sprowadzić tego chłopca na właściwą drogę.
- Helen, uwielbiam cię... - zawołał Eli, promieniejąc radością, a ona po-
trząsnęła głową i wybuchnęła śmiechem.
- Znikaj, Eli. Jestem na tyle stara, że mogłabym być twoją matką.
Pożegnali się i wyszli ze szpitala.
- Eli...
- Jeszcze ci nie podziękowałem, a powinienem był to zrobić - przerwał
jej, kiedy wsiedli do ambulansu.
- Za co? - spytała, wrzucając bieg.
- Za złamanie przepisów.
- Nie mogłam postąpić inaczej - odparła, ostrożnie wjeżdżając na główną
drogÄ™.
- Owszem, mogłaś - rzekł łagodnie. - Wielu ludzi... kiedy widzą rozbit-
ków życiowych żebrzących na ulicy, śpiących w tekturowych pudłach...
uważa, że ci nieudacznicy, ofiary losu nie są ich zmartwieniem.
- Jestem przekonana, że tak niewiele trzeba, żebyśmy znalezli się w po-
dobnej sytuacji. Wystarczy, że stracisz pracę i nie będziesz w stanie płacić
za mieszkanie. A kiedy nie będziesz miał gdzie mieszkać...
- Znajdziesz się w ślepym zaułku. - Eli westchnął.
- Bardzo często bez powrotu, bez wyjścia.
Bronté zerknęła na niego i wzięła gÅ‚Ä™boki oddech.
- To, co mówiłeś temu chłopcu o bezpiecznych miejscach, w których
może spędzić noc - zaczęła.
R
L
T
- Miałam wrażenie... nie żeby to była moja sprawa, ale to zabrzmiało
tak, jakbyś osobiście tego doświadczył... Jakbyś ty też kiedyś sypiał pod
gołym niebem...
Eli zagryzł zęby.
- Masz racjÄ™. To nie twoja sprawa.
- Okej. - Kiwnęła głową, wzruszając ramionami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl