[ Pobierz całość w formacie PDF ]

widział tylko jej nagie plecy.
Dobrze, po prostu świetnie, pomyślał ze złością. Jeśli tego właśnie
chcesz...
Wyszedł z sypialni, zatrzaskując za sobą drzwi, a Bront� ukryła twarz w
poduszce, żeby nie mógł usłyszeć jej płaczu.
R
L
T
- Nikogo nie widzę - oznajmiła, kiedy skręciła w Richmond Street. -
Dyspozytorka powiedziała, że starsza kobieta leży na ulicy, ale ja nikogo
nie widzę.
- Jedz do końca ulicy, a potem zawróć - polecił jej Eli.
Postanowiła, że przez całą ich zmianę będzie radosna i nastawiona opty-
mistycznie, nawet jeśli miałoby to ją zabić. Zgodnie z jego poleceniem do-
brnęła do końca Richmond Street, a potem zawróciła.
- No, chyba że jest kobietą niewidzialną - powiedziała. - Albo wyparo-
wała...
- Ktoś do nas macha sprzed tamtego domu - zawołał nagle Eli. - Zatrzy-
maj się na poboczu.
Bront� posłusznie wykonała jego polecenie.
- Czy szukacie kobiety, która się przewróciła? -spytał Hindus, podcho-
dząc do ambulansu.
Bront� kiwnęła głową.
- Ona jest w moim domu. Wiem, że nie powinno się ruszać kogoś, kto
doznał obrażeń - dodał, widząc, że Eli bierze głęboki oddech - ale jest tak
zimno, a moja żona, Indira, powiedziała, że nie możemy zostawić jej leżą-
cej na śniegu i tak cierpiącej. A propos, nazywam się Shafi.
- To bardzo miło z państwa strony, panie Shafi - oznajmiła pospiesznie
Bront� zanim Eli zdołał się odezwać. - Czy może pan nam coś o niej po-
wiedzieć? - ciągnęła, sięgając po torbę lekarską.
- Nazywa się Violet Swanson - odrzekł mężczyzna, prowadząc ją w kie-
runku domu. - Biedaczka... Była w kościele, żeby się pomodlić. Kiedy wra-
cała, pośliznęła się na śniegu. Indira podejrzewa, że mogła złamać sobie
rękę.
Istotnie Violet Swanson złamała rękę i bardzo cierpiała.
R
L
T
- Zachowałam się idiotycznie - wyszeptała pani Swanson. - Zrobiłam coś
tak okropnie głupiego. Wiem, że powinnam była zaczekać i pójść do ko-
ścioła rano, ale wieczorem jest tam tak spokojnie.
- Będzie pani musiała pojechać z nami do szpitala - oznajmił Eli. -
Przykro mi, ale jest to konieczne - dodał, kiedy Violet Swanson zaczęła się
sprzeciwiać.
- Rękę trzeba prześwietlić i zagipsować. Czy jest ktoś, kogo chciałaby
pani zawiadomić, dokąd panią zabieramy?
- Jestem wdową, mój drogi - odparła pani Swanson, krzywiąc się z bólu,
kiedy Bront� zaczęła bandażować jej rękę. - Nie mam rodziny. Nie było
nam dane mieć dzieci, ale nie zawsze od życia dostajemy to, czego chcemy.
To prawda, pomyślała Bront�, unikając wzroku Elijaha. Ta noc była naj-
cudowniejsza w moim życiu, ale na tym koniec. Tylko jedna noc. Jedna
niezwykła noc, którą będę zawsze pamiętać. Będę wspominać ją z pewnym
bólem, bo zdaję sobie sprawę, że Eli jest mężczyzną, którego pragnę, ale
którego nigdy nie będę miała. I lepiej jest skończyć to teraz, niż żyć z nim
przez dwa miesiące, a potem cierpieć, że odszedł. Bo tego bym nie przeży-
ła.
- Czy pani może chodzić? - spytała panią Swanson. - Bo mamy specjalny
fotel...
- Oczywiście, że mogę - oznajmiła Violet, ale wstając, zachwiała się,
więc było jasne, że trzeba będzie zanieść ją do ambulansu.
- Dziękujemy za pomoc - powiedziała Bront� do państwa Shafi.
Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Co innego mogliśmy zrobić? Przecież nie można było jej zostawić.
Kiedy załadowali panią Swanson do karetki, Bront� ruszyła w kierunku
szpitala.
R
L
T
- Szkoda, że na świecie nie ma więcej takich ludzi jak państwo Shafi -
powiedziała Bront�, gdy dostarczyli panią Swanson na oddział ratownic-
twa. - Ludzi, którzy zawsze są gotowi pomóc innym.
- Szczerze mówiąc, niektórzy wolą trzymać się na uboczu - stwierdził
Eli. - Nie chcą okazać swojej dobroci, żeby inni ich nie wykorzystywali.
Tak jak ja, przyznał w duchu, patrząc na Bront�, która wsiadała do karet-
ki. To ja zawsze miałem kontrolę nad swoimi związkami, to ja zawsze de-
cydowałem o ich końcu, a tym razem...
Po raz pierwszy w życiu czuł się kompletnie zagubiony. Po raz pierwszy
w życiu nie wiedział, co robić. Zastanawiał się, czy nie porozmawiać z Br-
ont� ponownie. Może powinien zaczekać do końca ich zmiany i z nią poga-
dać... Ale co wówczas jej powie? %7łe nie chce, by zniknęła z jego życia? %7łe
chce spędzać z nią znacznie więcej czasu? %7łe tęskni za jej srebrzystosza-
rymi oczami i za sterczącą grzywką? %7łe tęskni za nią...?
W tym momencie odezwał się radiotelefon.
- Dwudziestoletni mężczyzna zasłabł i zwija się z bólu. Bristol Street 82.
Bront� ruszyła Melrose Street.
- %7łeby dojechać na Bristol Street, skręć na końcu ulicy w lewo - poradził
jej Eli.
Kiedy wykonała jego polecenie, ujrzała rząd eleganckich budynków w
stylu króla Jerzego.
- Ojej, cóż za olśniewające domy - rzekła z podziwem. - Nie byłoby
mnie stać na zamieszkanie w tej dzielnicy, nawet gdybym zarabiała sto razy
więcej niż teraz.
- Za pieniądze nie kupisz szczęścia - stwierdził Eli.
R
L
T
Choć wnętrze domu numer osiemdziesiąt dwa prezentowało się równie
okazale jak jego fasada, nie panował w nim bynajmniej miły nastrój.
- Czy jesteście z pogotowia? - spytał bełkotliwie młody mężczyzna,
otwierając im drzwi.
- Tak, jesteśmy z pogotowia. - Eli westchnął. -Gdzie jest poszkodowany?
Młody człowiek machnął ręką z roztargnieniem.
- Chyba w jadalni. Albo może w salonie. Prawdę mówiąc, nie wiem.
- Wspaniale - mruknął Eli, przechodząc obok niego.
- Miejmy nadzieję, że ktoś w tym domu jest w na tyle dobrej formie, że-
by odpowiedzieć nam na kilka pytań.
Bront� bardzo w to wątpiła. Było jasne, że potomek państwa domu po-
stanowił wydać przyjęcie. Dobiegały dudniące dzwięki muzyki i wybuchy
śmiechu, wszędzie porozrzucane były resztki jedzenia i puste butelki.
- Ciekawe, gdzie są rodzice? - spytała Bront�, idąc za Elijahem po wyło-
żonej parkietem podłodze przedpokoju i czując, że przy każdym kroku jej
buty się do niego przyklejają.
- Na zimowym rejsie wycieczkowym, na polowaniu w górach albo na
wystawie sztuki w Londynie - zasugerował Eli, a Bront� potrząsnęła głową.
- Chyba są zbyt rozsądni, żeby wyjechać i zostawić grupę młodzieży bez
nadzoru. Więc co zrobimy? Przeszukamy wszystkie pokoje?
Nie musieli tego robić, bo w tym momencie pojawiła się jakaś najwyżej
osiemnastoletnia dziewczyna. Na jej twarzy malował się lęk i niepokój.
- Gavin jest tam - oznajmiła, pokazując drzwi znajdujące się na końcu
korytarza. - Zachowuje się bardzo dziwnie i plecie coś bez sensu.
Bront� nie była zaskoczona, kiedy ujrzała młodego człowieka. Leżał na
kanapie w pozycji embrionalnej, trzymając się za brzuch i jęcząc z bólu.
R
L
T [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl