[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gniazdka i włączył fluorescencyjną lampę.
Paliła się dość jasno, teraz nawet Sloane nie mógł narzekać,
chociaż i tak burknął coś pod nosem, nim wrócił do poprzedniej
pozycji. Wziął do ręki foliową torebkę z kopertą, podniósł ją i
przyglądał się, ściągając wargi i marszcząc brwi. Tully od razu
pomyślał o postaci Carnaca Wspaniałego odgrywanej przez
Johnny'ego Carsona.
- Drukowane litery - mruknął Sloane pod nosem, jakby tego
właśnie oczekiwał. - Każdy maniak od Una-bombera po
Zodiaka pisał drukowanymi literami. Na co dzień niewiele osób
pisze tak całe słowa, więc trudniej je zidentyfikować.
- Aatwiej zatem ukryć prawdziwy charakter pisma - rzekł
Ganza, zerkając przez lewe ramię Sloane'a.
- Właśnie to powiedziałem. Skoro już wszystko wiecie, po co
Cunningham mnie wzywał?
Tully patrzył z drugiego końca pokoju, jak dwaj mężczyzni
wymienili spojrzenia. Ganza był kompletnie po-zbawiony
agresji, nie należał do ludzi, którzy angażują się w głupie
ambicjonalne gierki. Był zawodowcem, i to, prawdę mówiąc,
nieco introwertycznym. Być może Sloane wzbudzał we
wszystkich najgorsze instynkty.
Kiedy Sloane wydawał się usatysfakcjonowany, że Ganza nie
będzie mu więcej przeszkadzał, jeszcze bardziej wyprostował
się na krześle, jakby nagle urósł.
- Nie chodzi tylko o ukrycie własnego charakteru pisma -
podjął. - Drukowane litery nadają wiadomości znaczenie. On
jakby to wykrzykuje. Ale spójrzcie tutaj. - Wskazał palcem. -
Mocniej naciskał pióro, robiąc kropki. Nie spieszył się, pisał
litera po literze, ale stawiając kropki, mało nie przedziurawił
papieru. Tutaj odkrywa trochę emocje.
- A o czym świadczy to, że stawia kropkę po każdej literze
skrótu FBI? - spytał Ganza, a Tully mało się nie skrzywił. Czy
Ganza nie zrozumie, że ma siedzieć cicho, bo wtedy pójdzie
szybciej? Będzie mniej bolało? Tully czekał, aż Sloane obrzuci
Ganzę wściekłym wzrokiem, i się nie zawiódł. Ganza jednak
jakby niczego nie zauważał.
- Na pewno nie traktuje tego jak akronim - rzekł Sloane,
wymawiając powoli każde słowo, jakby mówił do cudzoziemca.
- Dla niego to jest Federalne Biuro Zledcze.
- Więc może to ktoś, kto ma coś za złe federalnym? - spytał
znów Ganza.
Sloane, zamiast odpowiedzieć, obrzucił szefa laboratorium
gniewnym spojrzeniem. Odłożył na bok kopertę, zerknął na
zegarek i wziął do ręki drugą foliową torebkę.
- List jest otwarty - zauważył Tully. - Ale kartka była złożona,
żeby zmieściła się w kopercie. Widać to w miejscach zagięcia...
- Typowych dla farmaceuty - skończył za niego Słoane.
Przeniósł wzrok na Tully'ego, unosząc gęste brwi. - Wasi ludzie
to ruszali, pomimo takiego zagięcia?
- Koperta nie była zaklejona. - Tully nie chciał, by zabrzmiało
to, jakby się bronił, niezależnie od oskar-życielskiego tonu i
wściekłości Sloane'a. Czuł się w obowiązku bronić kolegów,
chociaż to nie on rozłożył kartkę. Może to przez tę profesorską
aurę Sloane'a, aurę wyższości, wszyscy czuli się przy nim jak
studenci. - W środku nic nie było - oznajmił, nie dodając, że to
Cunningham rozłożył list, bo te słowa zabrzmiałyby dziecinnie.
Sloane znowu ściągnął wargi. Przypominał Tully'e-mu nadąsane
dziecko. Zerknął na zegarek.
- George - rzekł Tully. - Wiemy już, że ten człowiek posiada
wszelkie cechy zabójcy, który chce nami kierować. Zapewne
wyśle kolejną specjalną przesyłkę. Co możesz nam o nim
powiedzieć? Czy znajdziemy go ukrytego w jakiejś leśnej
chacie, czy raczej w podmiejskim garażu?
Sloane skrzyżował ramiona na piersi.
- On nie siedzi w lesie - rzekł, kończąc jakby prychnięciem,
które mówiło Tully'emu, że dla Sloane'a nie jest wart ani centa.
- Nie jest też z branży farmaceutycznej. Ten, który zabijał
wąglikiem jesienią 2001 roku, stosował to samo zagięcie.
Powiedziałbym, że dokładnie to samo.
- Zajmowałeś się tamtą sprawą? - spytał Ganza.
- A jak myślisz, kto im powiedział, żeby szukali na terenie
naszego stanu, w naszych laboratoriach i wśród pracowników
naukowych, a nie wśród muzułmanów w jakiejś dziurze w
Afganistanie? - Sloane zaczął wiercić
się na krześle. - Chociaż nie powinienem się dziwić, że tego nie
wiecie. Tutaj trudno o wyrazy uznania. - Zawahał się, jakby się
zastanawiał, czy powiedzieć jeszcze coś. - Oczywiście, to nie
jest najważniejsze - podjął, machając torebką. - Wy w FBI
wierzycie w to, w co chcecie wierzyć, jak na przykład w wasz
portret psychologiczny w sprawie snajperów z Beltway.
Trzymaliście się kurczowo opinii, że to młody biały mężczyzna,
samotnik w białej furgonetce. Nie przyszło wam do głowy, że to
może być dwóch czarnych facetów w podrasowanym wozie.
- Nie było mnie wtedy w Waszyngtonie  rzekł Tully.
- Ach tak. Byłeś jeszcze w Connecticut.
- W Cleveland.
- Wybacz, pomyliłem się. - Sloane wcale nie mówił
przepraszającym tonem. Spojrzał z bliska na list i przeczytał,
grzmiąc jak sprawozdawca sportowy:
NAZWIJCIE MNIE BOGIEM
DZISIAJ NASTPI ATAK
W ELK GROVE 13949
O 10 RANO
NIE CHCIAABYM %7łEBY WAS TO OMINAO
JESTEM BOGIEM
PS. WASZE DZIECI NIGDY I NIGDZIE
NIE BD BEZPIECZNE.
Potem odłożył torebkę na stół i odsunął krzesło, aż zapiszczało,
sunąc po linoleum. Ganza i Tully patrzyli na niego
wyczekująco.
- To bystrzak - stwierdził Sloane, nie podnosząc wzroku. - Mało
tego, jest dobrze wykształcony i dba o szczegóły. Chce wam
wmówić, że jego działanie może mieć podłoże religijne, ale
moim zdaniem nawiązuje do
Boga bardziej dosłownie. Po prostu uważa, że jest od was
lepszy. Nawet to, że składa kartkę jak farmaceuta, to rodzaj
gry... - Sloane zamachał rękami, a Tully zobaczył w nim
kaznodzieję, który gestem podkreśla ważne punkty kazania. -
On się z wami bawi, chce was zmylić.
Potem wzruszył ramionami i wstał, jakby nie miał nic więcej do
dodania. Mimo to ciągnął:
- Wybór godziny dziesiątej rano może być znaczący. Adres czy
numery w adresie mogą być znaczące. Nie powiem wam tego,
nie mając więcej informacji.
- A jakie jest twoje przypuszczenie? - spytał Tully, a Sloane się
żachnął.
- Przypuszczenie? Tak nazywacie wasze portrety
psychologiczne? Bo ja nie nazywam swoich przypuszczeniami.
Tully powstrzymał westchnienie irytacji. Sloane prze-
nosił wzrok z Ganzy na Tully'ego, jakby nie mógł się
zdecydować, czy są godni litości. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl