[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mu całować się z poczucia obowiązku. Chciał, żeby spontanicznie dała mu to, co wczo-
rajszego dnia wziął dość bezceremonialnie.
- Mam na imię Gabriel - powiedział.
- Nie wypada, bym tak się do pana zwracała przed ślubem, milordzie - odparła
Diana.
- Chyba zdążyła mnie już pani na tyle poznać, by wiedzieć, że nie obchodzi mnie,
co wypada, a co nie.
- Nie jestem pewna... - Uśmiechnęła się nerwowo.
Nie dokończyła, bo Gabriel pochylił głowę i wziął w posiadanie jej pełne i zmy-
słowe usta. Kusiły go już od godziny, podczas gdy Diana piła herbatę i jadła grzankę z
masłem i miodem. Wyobraznia podsuwała mu obrazy, do czego jeszcze mogłyby służyć
te podniecające usta... Teraz smakowały miodem, którym tak obficie smarowała wcze-
śniej grzankę, były słodkie i gorące, co zachęciło go do pogłębienia pocałunku.
W życiu Gabriela nie brakowało kobiet. W ciągu lat spędzonych na kontynencie
zdarzały się różne - blondynki, rude, a także ciemnowłose i smagłe, młode i nieco star-
sze, wszystkie doświadczone. Choć na początku bywały nieco zrażone otaczającą go aurą
skandalu, to po przełamaniu lodów skwapliwie korzystały z każdego zaproszenia do jego
sypialni. Stał się wytrawnym kochankiem, potrafiącym zadowolić najbardziej wymaga-
jące kobiety. To, że on nie przeżywał niczego poza przelotną i dorazną satysfakcją ciele-
sną, nie było winą żadnej z nich. Nałożył sobie bowiem ograniczenie: nie angażować się
emocjonalnie w tego rodzaju znajomości.
Teraz, gdy trzymał w objęciach Dianę, kiedy czuł przy sobie miękkie krągłości jej
ciała, smakował słodkie wargi i cieszył się spontaniczną reakcją na pocałunek, wyzwoliła
się w nim czułość i potrzeba chronienia tej kruchej dziewczyny. Były to uczucia od
dawna zapomniane, jeśli nie kompletnie obumarłe i, o czym wiedział z doświadczenia, w
najlepszym przypadku biorące się z nieostrożności, a w najgorszym - bardzo niebez-
pieczne. Gabriel nie chciał, by owładnęły nim, kiedy będzie wprowadzał Dianę w rozko-
R
L
T
sze małżeńskiego łoża. Oderwał usta od jej warg i odsunął ją od siebie gwałtownym ru-
chem.
- Myślę, że na tym powinniśmy poprzestać, nie uważa pani?
W pierwszej chwili Diana była zbyt oszołomiona, by się zastanawiać, dlaczego tak
nagle Gabriel przestał ją całować, ale kiedy dotarło do niej pytanie, zarumieniła się ze
wstydu. Czy przyszłej hrabinie wypadało zgadzać się na tego rodzaju poufałości ze stro-
ny narzeczonego? Przywołała się do porządku, chociaż wskutek namiętnego pocałunku
wciąż uginały się pod nią kolana.
- Przecież to pan zainicjował pocałunek.
- Kwestionuje pani moje prawo do tego?
W tym momencie Diana pojęła, że po ślubie nie będzie miała prawa kwestionować
niczego, czego mąż od niej zażąda. Czy potrafię to znieść? - zastanawiała się. Czy pogo-
dzę się z tym, że stanę się własnością tego mężczyzny i będę musiała spełniać wszystkie
jego polecenia i życzenia? Jeśli to pozwoli mi uleczyć dumę zranioną przez Malcolma,
który odrzucił miłość, jaką sobie nawzajem poprzysięgali, to pogodzę się z tym, pomy-
ślała.
- Przepraszam, jeśli uważa pan, że zabrakło mi wyczucia sytuacji - zaczęła stłu-
mionym głosem. - Jestem zdenerwowana i reaguję zbyt emocjonalnie. To dlatego, że
siostry zniknęły. Widok ogłoszenia o naszych zaręczynach też zrobił swoje.
Gabriel poczuł przypływ skruchy, a nawet poczucia winy, ale tylko przez chwilę.
Czułość, która na krótko nim zawładnęła, gdy całował Dianę, uznał za przejaw słabości.
Lepiej utrzymać między nami dystans, pomyślał. Wierzył, że po ślubie z radością zajmie
się wprowadzaniem jej w świat doznań cielesnych, jednak nie zamierzał czynić tego
obecnie. Nie chciał, aby Diana uległa zbędnym romantycznym urojeniom, co mogłoby
zaowocować jeszcze większym rozczarowaniem niż to, którego doznała ze strony nie-
stałego amanta.
Odszedł od niej i założył ręce za plecy, niejako zabezpieczając się przed ponow-
nym wzięciem Diany w ramiona.
- Bez wątpienia po publicznym ogłoszeniu zaręczyn spadnie na nas lawina zapro-
szeń - zauważył z szyderczym grymasem. - Każdy będzie chciał być tym pierwszym, kto
R
L
T
gościł lorda Faulknera, hrabiego Westbourne po jego powrocie do Londynu. Nie muszę
chyba zastrzegać, by nie przyjmowała pani żadnego zaproszenia bez skonsultowania się
ze mną.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]