[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Poczuł jak potnieją mu dłonie, gdy ujrzał swój los wypisany w jej
łagodnych błękitnych oczach. Nigdy nie wierzył w przeznaczenie, ale teraz
113
RS
zastanawiał się, czy przypadkiem nie była ona cząstką jego samego, kimś,
od kogo nie mógł uciec.
- Niech Bóg ma nas w swojej opiece - mruknął, szukając kluczy w
kieszeni. Zanim zdołał się rozmyślić, splótł jej dłoń ze swoją i poprowadził
do środka.
W chwilę pózniej znalezli się w dużym pokoju i zamknęli za sobą
drzwi.
Zwrócił się ku niej, pochylił i pocałował lekko w czoło.
- Czy jesteś pewna słuszności tego, co czynisz? - zapytał ponuro.
- Wiem tylko, że cię kocham - odparła z uśmiechem - i chcę być z
tobą.
Zawahał się; słowa, które wypowiedział, zdziwiły go samego:
- Zależy mi na tobie. - To była tylko cząstka prawdy. Gdzieś tam w
mózgu jakiś głos go ostrzegał. Uleganie pożądaniu było szaleństwem. Gdy
już do tego dojdzie, nigdy jej się nie wyrzeknie.
Widząc jego zmaganie się z samym sobą, T. S. przytuliła dłoń do
policzka.
- Nie zastanawiaj się - powiedziała miękko. - Nie staraj się myśleć
logicznie. Uczuć nie należy tłumaczyć ani usprawiedliwiać. One po prostu
są. Pragniemy siebie. Czy nie wystarczy, że się z tym pogodzimy? Nie
żądam od ciebie obietnic. Uwierz w to.
Logan z trudem przełknął ślinę, nie pragnąc niczego bardziej niż ulec
jej prośbom. Nie w pełni przekonany, wmawiał sobie, że jeszcze pora się
wycofać. Ale jej dotyk, spojrzenie błękitnych oczu i własne pragnienie
sprawiały, że nie darowałby sobie, gdyby się wyrzekł tego, co czeka ich
dzisiejszej nocy.
114
RS
- Nie jestem w stanie myśleć logicznie, gdy jestem z tobą. T. S.,
doprowadzasz mnie do szału, zawsze. - Objął ją ramionami i przyciągnął tak
blisko, że czuł własne podniecenie.
Popatrzyła na niego spoza rzęs.
- Mam nadzieję, że zawsze tak będzie.
Logan wędrował chwilę wzrokiem po twarzy T. S., po czym pochylił
głowę. Jego wargi spoczęły na jej wargach. Powoli rozchylił językiem usta,
wsuwając go w miękkie, ciepłe wnętrze. Z rozkoszą go przyjęła, z równą
namiętnością i pragnieniem.
Logan zatracił się w pocałunkach, niezdolny do panowania nad
zmysłami. Fantazja i rzeczywistość z przeszłości i terazniejszości zlały się w
jedno. Ręce jak szalone wędrowały po smukłej linii jej pleców, wokół talii i
spoczęły pod piersiami.
Jęknęła, a jego pragnienie rosło z każdym dzwiękiem, który świadczył
o jej podnieceniu.
- Jak cudownie cię dotykać - szepnął, pieszcząc jej piersi.
- Proszę. - Westchnęła.
- O co prosisz? Powiedz, czego pragniesz? - Pocierał koniuszki piersi
kciukiem, aż stały się twarde.
Gwałtownie wciągnęła powietrze. -Ciebie. Chcę cię. Dotykaj mnie.
Nie wypuszczaj mnie z objęć. - Ręce jej drżały, gdy dotknęła go.
Słysząc namiętną prośbę i czując natychmiastową reakcję swojego
ciała, Logan miał czysto męską satysfakcję. Należy do mnie" - pomyślał z
bystrością, która go zaskoczyła. Zawsze była jego i zawsze będzie, bez
względu na to, co się dziś wydarzy.
Wsunęła ręce pod koszulę, żeby czuć dotyk jego nagiej skóry. Dzwięk
telefonu zlał się z jękiem, który wydał, gdy przesunęła paznokciem po jego
115
RS
sutkach. Ogarnięty jej pasją i własnym poddaniem się prawie nie zdawał
sobie sprawy, że automat odbiera telefon.
Ujął jej twarz w swoje ręce i zaczął znów całować. Jakże jest mi
potrzebna - myślał. - Boże, zapomniałem już, co to znaczy rozpaczliwie
kogoś potrzebować". Chciwie całował usta T. S., zagarniając ją całkowicie
na własność.
Automatyczna sekretarka odbierała wiadomość.
- Logan, tu Melissa. Jeśli jesteś w domu, na miłość boską, odbierz
telefon. To ważne.
Minęła dobra chwila, zanim dotarł do niego ponaglający ton Melissy.
Odskoczył jak nastolatek przyłapany na gorącym uczynku.
- Cicho - powiedział, trzymając ją na odległość ramienia.
Głos Melissy podniósł się o ton, gdy kontynuowała:
- Jesteśmy o krok od zerwania umowy z Neilem Spencerem. Próbował
skontaktować się z tobą cały dzień i jest bliski odwołania wszystkiego. Na
Boga, Logan, to do ciebie niepodobne...
Na dzwięk nazwiska klienta zacisnął szczęki. Puścił T. S. i podbiegł do
telefonu w kuchni.
- Jestem, nie odkładaj słuchawki. Melissa, o co chodzi?
Wzdychając z żalu z powodu kolejnej przerwy w miłosnej scenie, T. S.
podeszła do barku. Usiadła na krześle i obserwowała Logana, wzburzonego
konwersacją z kobietą,która była zapewne tą zarozumiałą blondynką,
napotkaną w czasie jej pierwszej bytności w agencji Huntera.
Wnosząc z tego, co mówił, zorientowała się, że Logan negocjował
sprawę sprzedaży ziemi w Duck, małej miejscowości na północ od Nags
Head. Widocznie inwestor, z którym współpracował, uznał brak wiadomości
116
RS
od Logana za jakieś gierki z jego strony. Widziała, że jest tym wszystkim
mocno poirytowany.
Gwizdnęła cicho, gdy usłyszała, jaki miał być koszt inwestycji.
Natomiast w jej oczach błysnęło rozbawienie, gdy Logan nazwał Spencera
aroganckim, wyniosłym paranoikiem. Pełen złości wygłosił długą tyradę,
winiąc Melissę za to, że nie zdołała ułagodzić klienta. T. S. było żal
biedaczki i miała nadzieję, że nie będzie nigdy adresatką jego przemówień.
Wiedział, jak naprawdę okazać wściekłość.
Po wysłuchaniu drugiej strony, która albo usiłowała wytłumaczyć swe
poczynania, albo odwzajemniła się tyradą, umilkł, wybąkał kilka słów
przeprosin i oświadczył, że zajmie się sprawą. Wreszcie odłożył słuchawkę.
T. S. popatrzyła na niego ze współczuciem.
- Wygląda na to, że wolny dzień, który sobie podarowałeś,
spowodował trochę zamieszania.
Logan obrócił się ku niej. Widziała wielu rozgniewanych mężczyzn,
ale ten pobił wszystkich na głowę. Zaciśnięte usta i spojrzenie mówiły, że
jest doprowadzony do wściekłości. Jego pierścionek był zapewne rozpalony
do czerwoności i dymił. Uświadomiła sobie również, że nie będzie łatwo
wrócić do punktu, w którym przerwali.
- Trochę zamieszania? - Podszedł do barku, przy którym siedziała. -
Trochę zamieszania?
Dumna była, że nie wyskoczyła ze skóry, gdy uderzył rękami o blat tuż
przed nią.
- To zbyt łagodnie ujęte, co? - zauważyła nerwowo wiedząc, że
wybuchnie za chwilę jak wulkan.
- Czy wiesz, kim jest Neil Spencer? - zapytał powoli, cedząc każde
słowo.
117
RS
Potrząsnęła głową.
- Arogancki, hardy abnegat? - Jej próba załagodzenia sytuacji natknęła
się na ostre jak nóż spojrzenie.
- Jest największym inwestorem na wschodnim wybrzeżu i cennym
klientem. - Mówił cicho i powoli. - Mogę go stracić z powodu twoich
dziecinnych pomysłów.
Poczuła rosnący w sobie gniew. Zacisnęła ręce na kolanach, próbując
zapanować nad sobą.
- Jestem przekonana, że wszystko się dobrze skończy, gdy
wytłumaczysz swoją nieobecność w biurze jako należny ci dzień
odpoczynku, a nie chęć prowadzenia gierek.
Logan zacisnął ręce na krawędzi blatu tak, że kostki mu zbielały.
Dzisiaj po południu uważał, że chętnie zapłaci każdą cenę za to, żeby być z
nią. Nigdy nie przypuszczał, że może go to kosztować utratę współpracy z
jednym z najpotężniejszych klientów i więcej pieniędzy niż przeciętny
pracujący facet mógł sobie zamarzyć. Pieniądze nie miały takiego
znaczenia, ale strata dla firmy była istotna. Firma byłaby wszystkim, co mu
zostanie po odejściu T. S. Tylko praca utrzyma go przy zdrowych zmysłach.
T. S. przyglądała się, jak porusza mu się szczęka. Gniew Logana
spotęgował się.
- Chyba nie winisz mnie za to, co się stało? - zapytała, wściekła na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]