[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się znowu zacząć. Na przeanalizowanie swoich uczuć będzie miała czas pózniej.
Jeśli, oczywiście, wystarczy jej odwagi.
- 122 -
S
R
Rozdział 11
Po zakończeniu show Nancy miała do wyboru albo zaczekać na Travisa, który
musiał jeszcze chwilę zatrzymać się w studiu, albo skorzystać z oferty Johna i wrócić
na przystań jego ciężarówką. Ani przez chwilę się nie wahała. Po raz pierwszy od
wielu miesięcy będzie miała Johna wyłącznie dla siebie.
Wsiadając teraz do samochodu, gorączkowo się zastanawiała, jak też ma się
zachować podczas jazdy: milczeć czy mówić, a jeśli mówić, to o czym.
Zdecydowała się mówić.
Wychwalała Karę i Travisa, powtarzała komplementy, jakimi obsypywała ich
siedząca na sali publiczność, i głośno zastanawiała się, czy Meg i Brian, ostatnia go-
szcząca w programie para, dojdzie do porozumienia, czy też się rozejdzie.
Po pewnym czasie, gdy w samochodzie zapanowało milczenie, Nancy
odwróciła twarz do okna i zamyśliła się głęboko. W trakcie dzisiejszego programu
nagle dotarło do niej, że większość kobiet odczuwa potrzebę dyskutowania o swoich
przeżyciach, żeby lepiej je zrozumieć i wyciągnąć z tego jakieś wnioski.
Pomyślała, że dyskutując z Travisem o swych sprawach, nieświadomie
postępuje tak samo. Z jego ojcem nigdy o tym nie rozmawiała - z obawy, że wyda mu
się śmieszna albo że po prostu go to znudzi. W zasadzie z Johnem porusza jedynie trzy
tematy: przystani, sklepu Malloyów w Houston i Jeremy'ego.
Boże uchowaj, żeby miała znudzić Johna.
Nagle zamarła. Coś wewnątrz niej krzyczało: Idiotko, czego się boisz? %7łe
ugodzi cię piorun? Na litość boską, John Malloy to przecież tylko mężczyzna!
Ale wyjątkowy mężczyzna, dodała zaraz w myślach. Uczciwy, wspaniale
wychował swych czterech synów, nigdy nie zaniedbuje obowiązków i cały czas
kieruje rodzinną firmą, która od lat cieszy się znakomitą opinią - absolutne
przeciwieństwo tego mężczyzny, który kiedyś porzucił ją i swoje nie narodzone
jeszcze dziecko.
A przecież, mimo tych wszystkich zalet, to człowiek z krwi i kości.
- 123 -
S
R
Od trzech lat marzyła o nim, cierpliwie czekała, cierpiąc w milczeniu, podczas
gdy on wciąż pozostawał jedynie uprzejmy, życzliwy i... obojętny. I może to wydać
się niepojęte, ale nauczyła się czcić go tak, jak on czcił pamięć o swojej ukochanej
żonie, Kathryn. Jakież to ironiczne. I żałośnie smutne.
- Jakoś nagle zamilkłaś - zauważył z uśmiechem John.
- Pomyślałam, że potrzebujesz spokoju - odrzekła, nie odrywając oczu od
migających za oknem potężnych pni sosen. - Przepraszam za to moje gadulstwo.
- Właściwie doskonale bawiłem się tą rozmową.
Odwróciła się, jakby nie była pewna, czy John mówi poważnie.
Jego oczy wciąż skierowane były na drogę, jedna ręka swobodnie spoczywała
na kierownicy, brzuch był płaski, nogi długie. Nancy pomyślała, że wygląda jak
model, według którego stworzono cztery dorodne męskie okazy. W wieku
pięćdziesięciu czterech lat, mimo siwych włosów, wyglądał równie zdrowo i okazale
jak jego synowie.
Odwrócił się, jakby wyczuł, że na niego patrzy.
W jego ciemnych oczach pokazały się wesołe błyski, lecz kiedy odwrócił
głowę, Nancy pomyślała, że chyba były one jedynie wytworem jej wyobrazni.
Po chwili kąciki jego ust leciutko zadrżały.
- Nigdy nie słyszałem, żebyś tyle mówiła. Lubię cię słuchać.
Gdyby go tak dobrze nie znała, pomyślałaby, że z nią flirtuje.
- W takim razie - szybko dodała, chcąc skorzystać ze sprzyjającej sytuacji - jest
jeszcze coś, o czym chciałabym z tobą porozmawiać. Chodzi o Travisa i Karę.
Twarz Johna w mgnieniu oka spoważniała.
- Co z nimi?
A więc na razie koniec z jej fantazjami.
- Czy zauważyłeś, jak on patrzył na Karę podczas show? W tym nie było
udawania.
- Kara to piękna kobieta.
- Owszem, jednak nigdy nie widziałam, żeby Travis był aż tak ożywiony, aż tak
skoncentrowany na jakiejś osobie. Teraz, kiedy znowu zobaczyłam ich razem, jestem
pewna, że to coś więcej niż tylko fascynacja.
- 124 -
S
R
Mruknął coś, co oznaczało, że bardzo w to wątpi.
- Travis wciąż ją kocha - dodała Nancy. - Rzecz w tym, jak mu pomóc, żeby w
końcu to sobie uświadomił, i żeby z tego wynikło coś dobrego.
Jego ciemne brwi zabawnie uniosły się do góry.
- Lepiej tego nie ruszać. Co było to było.
Tym razem to Nancy mruknęła coś, co miało być protestem.
- Posłuchaj, Nancy, nie widziałaś, w jakim stanie był Travis, kiedy Kara go
opuściła i przeniosła się do swojej babki. Robiłem wtedy wszystko, żeby chociaż
trochę go rozruszać, żeby go przekonać, że w życiu nic nie jest tylko białe czy czarne,
że istnieje również kolor szary, ale do niego nic wówczas nie docierało. Był w takim
psychicznym dołku, że musiałem codziennie do niego przyjeżdżać, aby jego stan nie
pogorszył się jeszcze bardziej.
Serce Nancy zadrżało. %7łal jej było Travisa, Johna, ale i trochę samej siebie.
- Te pierwsze sześć miesięcy kosztowały mnie dziesięć lat życia. Rozumiesz, co
mam na myśli?
Uśmiechnęła się blado.
- Pamiętam pierwsze trzy miesiące, kiedy zostałam sama i jak bardzo przeżywał
to mój ojciec. Doskonale więc rozumiem, co masz na myśli.
Współczucie złagodziło nieco rysy jego twarzy.
- Ale podobnie jak ja, Travis w końcu również do siebie doszedł.
John znowu się zasępił.
- Właśnie. Minęły jednak lata, zanim znowu zaczął się śmiać i żartować.
Minęły lata. Niechaj mnie diabli wezmą, jeśli naruszę ten jego z takim trudem
osiągnięty spokój. Kara również na to nie zasługuje.
- A jeśli ona jeszcze go kocha?
- To nie ma nic do rzeczy.
Nancy nie wierzyła własnym uszom.
- Jak możesz tak mówić?
- Ponieważ taka jest prawda. Kochała go i wtedy, a jednak się z nim rozwiodła.
Przystań jest dla Travisa sensem życia, a Kara nie może się z tym pogodzić.
- 125 -
S
R
- Być może tak było osiem lat temu. Dobrze wiesz, że ludzie się zmieniają.
Cierpią, dochodzą do siebie, po czym stają się bardziej wyrozumiali. Niektórzy
potrafią nawet świadomie podjąć ryzyko, że mogą ponownie cierpieć.
- Niektórzy potrafią zachować rozsądek.
- Och, proszę cię!
Odgarniając do tyłu włosy, Nancy przypomniała sobie, ile trudu ją kosztowało,
by uzyskać klasyczne francuskie loki. Tak jakby oczekiwała, że John to dostrzeże.
- To nie rozsądek, to tchórzostwo - dodała posępnie. - Kiedy w końcu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl