[ Pobierz całość w formacie PDF ]

was przed sąd Boży po sprawiedliwą karę. Przeklęci! Przeklęci! Wszyscy przeklęci po
trzynaste pokolenie waszego rodu!
Płomienie wdarły się w usta wielkiego mistrza, zdusiły w nich ostatni krzyk. Pózniej,
przez czas, który zdawał się nie mieć końca, walczył ze śmiercią.
Wreszcie zgiął się wpół. Sznur pękł, a on zapadł się w palenisko. Widziano jego dłoń,
wzniesioną wśród płomieni. Tak trwała, zanim sczerniała doszczętnie.
Tłum tkwił w miejscu, zaskoczony i przerażony, głucho pomrukiwał. Zwalił się nań cały
ciężar nocy i grozy; wstrząsał nim trzask dogorywających polan. Ciemności ogarniały
dogasający stos.
Aucznicy chcieli odepchnąć ludzi, lecz nie byli oni skłonni odejść. Szeptali:
 To nie nas on przeklął, to króla, nieprawdaż, to papieża... Nogareta...
Spojrzenia skierowały się ku loggii. Król wciąż stał przy balustradzie. Patrzył na czarną
rękę wielkiego mistrza sterczącą z czerwonego popiołu. Spalona ręka  oto co pozostało ze
sławnego rycerskiego zakonu templariuszy. Ale ta ręka znieruchomiała w geście klątwy.
 I cóż, mój bracie?  zapytał ze złośliwym uśmieszkiem Dostojny Pan de Valois. 
Myślę, że jesteście zadowoleni?
Filip Piękny odwrócił się.
 Nie, bracie  rzekł.  Wcale nie. Popełniłem błąd.
Valois nadął się, gotów zatriumfować.
 Naprawdę? Więc przyznajecie się do tego?
 Tak, bracie  odparł król.  Powinienem był przedtem kazać im wyrwać język.
Wyszedł, a w ślad za nim Nogaret, Marigny, Bouville. Zszedł ze schodów wieży i udał się
do swoich apartamentów.
Teraz stos był szary, kilka ognistych gwiazdek jeszcze podskakiwało, ale i one rychło
zgasły. Przykry swąd spalonego ciała napełniał loggię.
 To cuchnie  rzekł Ludwik Nawarry.  Naprawdę uważam, że to bardzo cuchnie,
chodzmy stąd.
Młody książę Karol zastanawiał się, czy zdoła o tym zapomnieć nawet w ramionach
Blanki.
IX
RZEZIMIESZKI
Bracia d Aunay wyszli z wieży Nesle i brodzili niezdecydowani w błocie, wpatrując się
w ciemność. Przewoznik znikł.
 Tak i myślałem. Ten przewoznik wcale mi się nie podobał.  rzekł Filip.  Trzeba się
było mieć na baczności.
 Dałem mu za dużo pieniędzy. Aajdak uważał, że zarobił dniówkę, i poszedł przyglądać
się kazni.
 Byłoby dobrze, gdyby tylko o to szło.
 A ty myślisz, że o co chodziło?
 Nie wiem. Ten człowiek sam się zaofiarował nas przewiezć, jęcząc, że nic nie zarobił
przez cały dzień. Mówimy, żeby zaczekał, a on sobie idzie.
 A co mogłeś zrobić? Nie mieliśmy wyboru. On jeden tylko był.
 Właśnie  rzekł Filip  i coś za dużo pytał.
Nadstawił ucho śledząc, czy dosłyszy szmer wioseł; lecz nic nie było słychać prócz
plusku rzeki i dalekiego gwaru ludzi powracających do swych domów w Paryżu. Tam na
Wyspie %7łydowskiej, która od jutra miała przybrać nazwę Wysepki Templariuszy, wszystko
zgasło. Swąd dymu mieszał się z mdłą wonią Sekwany.
 Nie pozostało nam nic innego, jak wracać piechotą.  powiedział Gautier.  Zabłocimy
pludry po uda. Ale niewielka to przykrość za dużą przyjemność.
Podali sobie ramiona, żeby się nie pośliznąć, i szli wzdłuż fosy Nesle.
 Zastanawiam się, od kogo je otrzymały  rzekł nagle Filip.
 Co otrzymały?
 Jałmużniczki.
 Jeszcze o tym rozmyślasz?  odparł Gautier.  Ja się o to wcale nie troszczę. Co mnie
obchodzi, skąd pochodzi podarunek, jeżeli mi się podoba.
Jednocześnie gładził wiszącą u pasa jałmużniczkę i czuł pod palcami wypukłość cennych
kamieni.
 Krewniaczka... Niepodobna, żeby to był ktoś z królewskiego dworu  podjął Filip. 
Małgorzata i Blanka nie ryzykowałyby, żeby ktoś rozpoznał u nas trzosiki. Albo... albo udają,
że je dostały, a w rzeczywistości zapłaciły za nie z własnej szkatuły.
Skłonny był teraz przypisywać Małgorzacie wszelkie subtelności.
 Co wolisz?  rzekł Gautier.  Wiedzieć czy mieć?
W tej chwili w pobliżu ktoś zagwizdał. Skoczyli i jednocześnie chwycili za sztylety.
Spotkanie o podobnej godzinie, w tym miejscu, według wszelkich danych groziło
niebezpieczeństwem.
 Kto idzie?  zawołał Gautier.
Znów usłyszeli gwizd i zabrakło im nawet czasu, by przyjąć obronną postawę.
Sześciu mężczyzn wyskoczyło z mroku i rzuciło się na nich. Trzech napastników atakując
Filipa przyparło go do muru, chwyciło go jednocześnie za ręce, by nie mógł posłużyć się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl