[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kącie, bo pewnie zaraz będziesz znowu potrzebny.
Tintallero dopił do końca wino z kielicha i wstał, z głośnym hurgotem odsuwając krzesło.
Podszedł do kobiety i stanął nad nią.
 I co, plugawa czarownico?  syknął.  Jakoś twój pan, diabeł, nie chroni cię przed
cierpieniem. Będziesz teraz gadać, czy mam zawołać kata?
 Nie, nie, nie  zabełkotała.  Błagam was, nie każcie mnie męczyć. Jestem niewinna.  Azy
spływały jej po policzkach i brodzie. Cała się trzęsła jak w ataku febry.
 Niewinna?  Kanonik ujął w palce jej sutek i skręcił go tak mocno, że zakrzyczała z bólu.
Pastwił się nad nią przez chwilę, wpatrując zaciekawiony w jej twarz, po czym puścił i otarł
dłoń w kraj sutanny.
 Torturowani to moi najlepsi śpiewacy  zauważył, zerkając w stronę kleryków, a ci zaśmiali
się w głos.  Rozgrzej no cęgi, mój chłopcze  rozkazał katu.
Ten gorliwie pokiwał głową i zaszczękał narzędziami w palenisku.
 Już się robi, wasza wielebność  zamruczał.
Przypatrywałem się pracy kanonika z obrzydzeniem. Człowiek taki, jak on, hańbił wiarę i
hańbił profesję sędziego śledczego. Gdybym zobaczył zachowującego się w podobny sposób
inkwizytora, wierzcie mi moi mili, że natychmiast zakazałbym mu badań i wystosował
odpowiednie pismo do Jego Ekscelencji.
 Opowiesz nam, jak współżyłaś z Szatanem, wszeteczna dziewko.  Kanonik pochylił się nad
przesłuchiwaną, a jego dłoń zawędrowała na jej srom.  Jak wpychał ci tam swe kozle, śmierdzące
przyrodzenie...
 Wyjdzmy stąd  zdecydowałem.  Dość już zobaczyłem.
Odwróciłem się i cicho otworzyłem drzwi. Andreas posłusznie skierował się za mną.
 Nienawidzę tylko jednego  powiedziałem cicho, ale wyraznie.  Ludzi, którzy czerpią
rozkosz, zadając ból innym.
 Taaak.  Pokiwał głową.  Słyszałem jeszcze w Akademii historię twojego psa, kie...
Podniósł głowę, ale gdy zobaczył mój wzrok, urwał w pół słowa. Zamknął usta niemal z
kłapnięciem i zamrugał nerwowo oczami. Objąłem lewy nadgarstek palcami prawej dłoni, by nie
dostrzegł, że zadrżała mi ręka.
 Wybacz, proszę  powiedział.  Nie chciałem cię urazić...  Czyżbym usłyszał obawę w jego
głosie?
 Nie uraziłeś mnie  odparłem spokojnie.  Lecz nie lubię tych wspomnień, więc z łaski
swojej, nie wracaj do nich.
 Oczywiście, Mordimerze  przytaknął skwapliwie.  Swoją drogą słyszałem, że Vitus zle
skończył. Podobno  obniżył głos  złapano go na głoszeniu herezji.
 Też tak słyszałem  rzekłem obojętnie.
 Czy to nie straszne? Błądzący inkwizytor?  Andreas pokręcił głową z niedowierzaniem.
 Każdego z nas dzieli zaledwie krok od wiekuistego potępienia i niezmierzenie długa droga do
świętości  odparłem, zastanawiając się, czy Keppel faktycznie nie wie o moim udziale w
zdemaskowaniu Vitusa Mayo, czy też tylko udaje niewiedzę.
Zeszliśmy schodami do sieni, a potem, odprowadzani czujnym wzrokiem strażników,
znalezliśmy się na dziedzińcu. Tłum za płotem jeszcze zgęstniał, a krzyki, płacze, błagania i
złorzeczenia wręcz ogłuszały. Przecisnęliśmy się na zewnątrz. Ludzie zgromadzeni przed ratuszem
jakby zatracili lęk przed inkwizytorskimi insygniami. Zwykle, widząc inkwizytora, ludzie starają
się znalezć jak najdalej od niego, ale tutaj wręcz lgnęli do Andreasa. Nie posuwali się do tego, by
szarpać rękawy jego płaszcza, ale zabiegali nam drogę, wykrzykiwali głośno jakieś nazwiska,
błagali o wstawiennictwo, tłumaczyli coś podniesionymi głosami, starali się wciskać w dłonie
dokumenty z podaniami lub prośbami. Jakaś tłustawa mieszczka, głośno zawodząc, rymnęła przed
nami na kolana, a Andreas potknął się o jej wyciągnięte dłonie i mało nie upadł. To dopiero
sprowokowało go do reakcji.
 Z drogi!  ryknął pełnym głosem.  W imieniu Zwiętego Officjum! Precz!  Zdzielił
kułakiem najbliżej stojącego, a jego twarz wykrzywiła się we wściekłym grymasie.
Udało nam się przedrzeć przez najgęstszy tłum i weszliśmy w boczną uliczkę. Dopiero tam
dopadła nas dziewczyna w jasnej, zabłoconej opończy, z rozwichrzonymi włosami i oczami
podkrążonymi ze zmęczenia albo niewyspania. Była szczupła i niewysoka, a jej wychudzona twarz
była ściągnięta cierpieniem.
 Dostojny panie, proszę...  O dziwo zwróciła się do mnie, mimo że to przecież Keppel
paradował w oficjalnym stroju, a ja nie miałem na sobie inkwizytorskich insygniów.
W jej słabym głosie było tyle rozpaczy i jednocześnie nadziei, że zatrzymałem się, pomimo iż [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl