[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kilka godzin rano i kilka po południu... Pracowała u mnie w zeszłym roku. Z
tego, co wiem, pracuje na pół etatu w sklepie prowadzonym przez jej
rodzinę.
- I startuje w konkursie piękności - dodała Melanie. Uśmiechnęła się
znacząco. - Taka propozycja ze strony jurora na pewno ją bardzo ucieszy.
Bailey jęknął głucho.
- Rzeczywiście, to się fatalnie składa - wymamrotał. Melanie roześmiała
się.
- %7łebyś wiedział! - potwierdziła.
Od frontu dobiegi ich dzwięk zatrzymującego się samochodu, a zaraz
potem piskliwy zgiełk i ujadanie psiaków.
- Chyba się doczekaliśmy - oznajmił Bailey, wstając z podłogi.
Wyciągnął rękę, by pomóc wstać Melanie. Przeszedł ją dreszcz. Była
zdumiona. Nigdy tak nie reagowała na Baileya. Na szczęście niczego nie
zauważył.
Szybko wyszli na zewnątrz. Tuż przed stodołą stał wielki samochód do
przewozu bydła. Oprócz szeryfa przybyło kilku strażaków.
- Bailey, Melanie, witajcie. - Szeryf wyglądał na zmęczonego. -
Słyszałem, że przyjmujecie gratulacje. - Przeniósł wzrok na Melanie. -
Najwyższy czas, byś zrobiła z niego porządnego człowieka.
- %7łonatego, to owszem, ale czy porządnego? - zażartowała, uciekając
przed kuksańcem Baileya.
- Bierzmy się za szczeniaki - zarządził szeryf. - Trzeba je wyładować.
Udało mi się znalezć ochotników - dodał, wskazując na strażaków. - To
samochód Georga Clairborna. Musi go mieć z powrotem za godzinę.
- Przenieśmy je na razie na wybieg zadecydował Bailey po namyśle.
Umieszczenie szczeniaków i ich matek na wybiegu zabrało dobrą
godzinę. Według tego, co powiedział szeryf, właściciel hodowli ukrył samce
w innym miejscu. Na razie jeszcze nie udało się ich znalezć.
Odprowadzili szeryfa i ochotników do samochodu. Wtedy Melanie
usłyszała cichutki pisk.
- Proszę poczekać! - Weszła na wyścieloną sianem skrzynię i nastawiła
uszu.
- Co się stało? - zaniepokoił się Bailey.
RS
30
- Chyba jakiegoś przegapiliśmy. - Znowu coś pisnęło. Melanie weszła w
najdalszy kąt. Czarny jak węgiel sznaucerek wbijał w nią załzawione
brązowe oczka. - Ty kajtku - powiedziała łagodnie, biorąc zwierzątko na
ręce. Piesek przytulił się do jej piersi. Szukał nie tylko ciepła, ale kojącego
bicia jej serca. Z miejsca straciła dla niego głowę. Bailey pomógł jej zejść
na ziemię. Uśmiechnął się.
- Już przepadłaś. Znam to spojrzenie. Szczenięta zawsze tak działają na
kobiety. Od razu robią wam się maślane oczy.
- Gadasz tak, bo zazdrościsz, że na ciebie nikt tak nie patrzy - odgryzła
się, przytulając do siebie maleńkie ciałko pieska.
Bailey wzniósł oczy do nieba. Machnął na pożegnanie odjeżdżającym.
- Teraz pora na mnie - oznajmił. - Muszę dokładnie obejrzeć wszystkie
pieski, zaaplikować niezbędne leki, dać im jedzenie i wykąpać.
- No, to zaczynajmy - zaproponowała. Popatrzył na nią z zaskoczoną
miną.
- Zostaniesz mi pomóc?
- No jasne. Przyszła żona chyba powinna pomagać przyszłemu mężowi,
no nie? - rzuciła lekko i bez zastanowienia, a jednak serce zabiło jej
mocniej. Zabawne.
- Jak najbardziej. Jako przyszła żona powinnaś mi pomagać, przyrządzać
mi posiłki i zbierać po mnie skarpetki.
Roześmiała się. Dobrze, że tak odebrał jej słowa, nie doszukując się
żadnych podtekstów.
- Już ci zapowiedziałam, że nie tknę twoich skarpetek - podkreśliła z
naciskiem. Ruszyli do stodoły.
Przez następne trzy godziny doprowadzali do porządku wystraszone
psiaki. Po kąpieli pieski przechodziły dokładne oględziny. Melanie
wpisywała dane do komputera, nadając każdemu z nich imię, które potem
wypisywała na klatce.
Nie mogła wyjść z podziwu nad kompetentnym podejściem Baileya.
Badając szczeniaki, był nadzwyczaj delikatny. Przemawiał do nich
spokojnie i miękko, łagodnie gładził po grzbiecie drżące z przejęcia,
zdenerwowane zwierzątka.
Czy podczas gry wstępnej też będzie przemawiać do niej tak czule? Co
ona sobie roi? W ich przypadku może w ogóle się bez tego obejdzie. Gra
wstępna nie jest niezbędna, żeby zajść w ciążę.
Do zbadania pozostał ostatni piesek, czarny sznaucerek, który zaszył się
w sianie.
RS
31
[ Pobierz całość w formacie PDF ]