[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Cicho. Co o tym myślisz?
Dirisha nie zdołała powstrzymać uśmiechu.
Zwięta prawda. Wakacje to doskonały pomysł.
Skoro już skończyłyście decydować o moich planach...
Nie skończyłyśmy ucięła Beel. Damy ci znać, kiedy skończymy dodała twardo, po
czym znów zwróciła się do Dirishy: Unia ma pewną starą posiadłość na Południowych
Rubieżach, miejsce wprost idealne. Z dala od ruchliwych szlaków, większość ludzi nie ma
nawet pojęcia o istnieniu tej posiadłości. Kilka tygodni na odludziu zrobi mu naprawdę
dobrze.
Dirisha zastanowiła się nad propozycją. Przewidywała pewne problemy z systemem
bezpieczeństwa, ale jakoś by sobie z nimi poradziła. Jej praca polegała na ochranianiu klienta
przed zamachowcami, ale także, o ile było to możliwe, na dokładaniu wszelkich starań, by
sam sobie nie wyrządził krzywdy. Tymczasem ten człowiek był wykończony i zdecydowanie
potrzebował wypoczynku.
Brzmi niezle stwierdziła.
Nie chcę się wtrącać, ale...
To się nie wtrącaj Beel raz jeszcze usadziła męża. Spędzę tu trzy dni przed moim
spotkaniem na Tatsu z Grupą Mistunashi. Odpoczniemy, przygotujemy się, a potem
wyruszysz razem z Dirishą do posiadłości Perkinsów. Nie rób takiej urażonej miny, możesz
przecież zabrać przekaznik, dzięki któremu będziesz z polityką na bieżąco. O ile rzecz jasna
Dirisha obieca mi, że cię przypilnuje. Nie chcemy przecież, żebyś przesadził.
Carlos wyszczerzył zęby i rozłożył ręce w geście kapitulacji.
Cóż mogę powiedzieć? Dwie przeciwko jednemu. Poddaję się.
Beel zachichotała. Objęła Carlosa i przyciągnęła go do siebie, uśmiechając się do Dirishy.
Coś w jej spojrzeniu sprawiło, że Dirisha poczuła się jak uczestniczka konspiracji, której co
prawda nie rozumiała, ale wspierała ją z ochotą.
* * *
Pomimo uwag Beel Carlos pracował niczym fanatyk. Wstawał o świcie, ćwiczył przez
godzinę układy kung-fu, brał prysznic, jadł śniadanie i szedł do pracy. Rzadko robił sobie
przerwę na lunch, zwykle pracował dwanaście, czasem nawet piętnaście godzin z rzędu. Pisał,
dzwonił, przyjmował gości, zawierał umowy, przemawiał i udzielał wywiadów. Starał się
spędzać nieco czasu z Beel i dziećmi, ale nigdy nie dłużej niż godzinę dziennie. Wydawał się
niestrudzony.
* * *
Carlos wyskoczył i opuścił gwałtownie ręce, wyrzucając przed siebie prawą nogę.
Maksymalnie wyciągnął stopę i podkurczył palce. Opadł miękko na trawę i znów wyskoczył
w powietrze, powtórzył kopnięcie, a potem uniósł dłonie, złączył je i wbił wyprostowane
palce w splot słoneczny wyimaginowanego przeciwnika. Opadając, gwałtownie rozłączył
dłonie w geście przypominającym rozrywanie ludzkiego ciała. Wylądował, podniósł prawą
nogę i zamarł w pozycji żurawia. Prawa dłoń wykonała płynny półokrąg i zatrzymała się na
wysokości prawego biodra, lewa gotowa była uderzyć...
Dirisha przyglądała się ćwiczeniom okiem profesjonalistki. Carlos był niezły; na pewno
nie świetny, ale też nie beznadziejny. Nie licząc kilku drobniejszych potknięć, poruszał się
płynnie. Wykonywany przez niego układ nazywano Niedzwiedziem po pewnym ziemskim
drapieżniku. Wiele z układów kata nosiło nazwy zwierząt, prawdziwych lub mitycznych.
Dirisha nie wiedziała wiele o niedzwiedziach, lecz ruchy Carlosa wskazywały, że było to
nieco ociężałe, choć potężne stworzenie.
Oczywiście układy kata nie mówiły wiele o tym, jak wykonujący je człowiek zachowałby
się w walce. Zresztą Dziewięćdziesiąt Siedem Kroków również nie wydawało się szczególnie
skuteczne jako element sztuki walki. Carlos jednakże nie musiał się już o to martwić.
Wyskoczył, a jego ręce prawie migotały, gdy wyprowadzał krótkie, oszczędne ciosy.
Wykonał półobrót, nachylił się i wbił pięść w lędzwie niewidzialnego przeciwnika.
* * *
... wyniki międzysystemowej ankiety pokazują, że popularność Konfedu spada w
czterech sektorach...
... kontrybucje wzrosły o szesnaście procent...
... na księżycu Ago wybuchło powstanie...
... nie da się przeładować towarów oznaczonych jako nielegalne...
Głosy i hologramy wypełniły pokój informacyjny znajdujący się obok biura. Dirisha
słuchała jednym uchem, nie spuszczając wzroku z Carlosa, który ze skupieniem analizował
wiadomości. Wyraznie widziała, jak dzięki nim rósł, rozkwitał, potężniał. Wprost emanował
energią jego ki było skupione, a ruchy równie precyzyjne jak podczas treningów kung-fu.
On to naprawdę kochał, nie miała co do tego wątpliwości. Był człowiekiem, który
doprowadzał rzeczy do końca, a ona zawsze to podziwiała; był człowiekiem potężnym i
pewnym siebie, a jego kompetencja urzekała ją i przyciągała, tak jak poszukującego
przyciąga charyzmatyczny kaznodzieja. %7ładna z jego cech z osobna nie zasługiwała na
wyróżnienie, lecz wszystkie razem tworzyły pociągającego mężczyznę.
* * *
Zorganizowanie wycieczki zabrało sporo czasu, ale wreszcie na pokładzie hoppera
wyruszyli w stronę Południowych Rubieży. Carlos usiadł naprzeciwko Dirishy i przez całą
drogę przyglądał się przez okno niezmierzonym puszczom, nad którymi przelatywali. Nawet
w trakcie lotu Dirisha wciąż była w pracy, choć w tej chwili i w tej sytuacji niewiele miała do
roboty. Pojazd został gruntownie sprawdzony przez elektromechaników, towarzyszył mu
myśliwiec eskortowy naładowany uzbrojeniem aż po końce skrzydeł prawdziwa latająca
armata a za sterami zasiadał najlepszy pilot, jakiego udało się znalezć ludziom z Unii Antag.
Jeśli wierzyć papierom, kobieta potrafiła latać nad kanałem tak nisko bez zamoczenia
kadłuba! że dało się wyławiać siecią płotki z wody. Bakburta i Sterburta wraz z zespołem
techników czekali już na miejscu.
Naprawdę sądzisz, że to dobry pomysł? odezwał się nagle Carlos, przyciągając uwagę
Dirishy, która wyliczała w myślach niezbędne środki bezpieczeństwa.
Tak. Beel troszczy się o ciebie. Jesteś ważnym człowiekiem dla mnóstwa ludzi, Rajeem.
Tu nie chodzi tylko o pracę, którą możesz osobiście wykonać. Jesteś elementem czegoś o
wiele większego. Jesteś symbolem. Jak Khadaji.
Do pięt mu nie dorastam. Ale dziękuję.
Dirisha poprawiła się na fotelu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]