[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odbierała go światu. Odbierała, aby dać mu siebie, gdyż całkowicie do niego należała. W
ogromnym wszechświecie byli tylko oni, gdzie zaś jest dwoje ludzi, tam nie ma samotności. Jest
tylko ta chwila. I ta para ciał. I jedno uczucie. Jeszcze nigdy nie doświadczyła takiej bliskości z
drugą osobą.
Ale wtedy Ryan poruszył się i zrozumiała, że możliwa jest bliskość nieporównanie większa,
taka, o której nawet nie śniła, bliskość, od której cały świat stawał w płomieniach rozkoszy. Rose
chciała krzyczeć ze szczęścia, z błogości bliskiej bólu, kiedy on wnikał w nią tak gwałtownie, jak
gdyby chciał obalić przegrodę, która czyniła z nich dwie osoby, aż wreszcie wszystko wybuchło
w tysiącu świetlistych rac, które powoli przygasały w jedną świetlistą łunę.
Rose zaś wiedziała, że w jej życiu nic już nigdy nie będzie takie jak dawniej.
Rankiem obudziło ją dotknięcie promieni słonecznych. Leżała bez ruchu i szeptała do siebie:
 Niech nie opuszcza mnie to ciepło, to szczęście, ten cud...
Ryan spał przytulony do niej. Przez długi czas trwała tak w błogim zawieszeniu, ale potem
zaczęły dręczyć ją niespokojne myśli.
Może to było jednak szaleństwo? Co będzie, jeśli ta noc zniszczy szanse na współpracę z
Ryanem? Miał pieniądze, przeszłość, o której nic nie wiedziała, a która pozostawiła na jego ciele
niepokojące ślady, miał swój własny, elegancki świat, do którego nigdy nie należała. Cóż
miałoby ich związać z sobą na dłużej?
Znienacka stanęło jej w pamięci wydarzenie ze szkolnych czasów. Na samym początku
szkoły średniej kolega zaprosił ją do kina; kiedy wracali, rozpadał się deszcz, wpadli więc na
chwilę do niego po parasol. W holu pokazała się matka i poprosiła syna na chwilę do pokoju.
Przez otwarte drzwi, chyba nie przypadkiem uchylone, dobiegły ją słowa:
 Roger, w Kora Bay jest dosyć miłych dziewcząt, żebyś nie musiał pokazywać się na ulicy z
tą O Meara. Spójrz tylko na nią; zniszczone buty, znoszone sukienki, a poza tym nie jestem
pewna, czy się codziennie myje. Mieszka sama z tym starym dziwakiem, który nie wiem czego
jej może nauczyć prócz szwendania się wokół raf na łodzi... Chciałabym mieć synową, która
umie się ubrać, zachowuje jak dama i potrafi używać widelca.
Rose nie usłyszała, co odpowiedział jej niedoszły chłopak. W pierwszej chwili chciała wpaść
do pokoju i wykrzyczeć na całe gardło, że to właśnie dziadek od najmłodszych lat wpajał jej
zasady higieny, uczył zasad grzeczności i uprzejmości oraz mówił o konieczności osiągnięcia w
życiu czegoś więcej niż się jemu udało, ale czuła, że usta ma jak zasznurowane. Odwróciła się
więc tylko na pięcie i biegiem ruszyła do domu.
Nie miała potem przez całą szkołę żadnej sympatii. Kilka przelotnych znajomości w
Brisbane pozostawiło w niej uczucie niesmaku na tyle silne, że jej zmysły aż do wczoraj zasnęły.
Przez ostatnie dwa lata troszczyła się tylko o dziadka i coraz bardziej pogrążała w myślach o
czekającej ją samotności.
Ale teraz nie była już samotna. Teraz, chociażby miało to trwać tylko chwilę, by potem świat
wrócił w stare koleiny, mogła udawać, że jest kochana przez Ryana Connella...
 Kochana ! Słowo to nagle ją oślepiło. Czyżby to ona go kochała? Spojrzała z
niedowierzaniem na rękę Ryana, spoczywającą na jej piersiach, na rozluznione palce z
wyraznymi śladami poparzeń. Nic o nim nie wiedziała, prawie zupełnie nic, jak więc mogła się
zakochać?
Tak czy owak, kochała go. Stało się to nie wiadomo kiedy, gdy jednak oddała mu swe ciało,
oddała także serce. W pełni i po prostu. Na razie było cudownie. Cierpienie przyjdzie pózniej.
 Trudno  szepnęła  nic na to nie poradzę. Gdy przyjdzie czas na ból, spróbuję go przyjąć,
tak jak teraz miłość.
Poruszyła się lekko, a uścisk Ryana natychmiast się wzmocnił.
 Dokąd idziesz?  zapytał sennie.
Na dzwięk jego głosu pierzchnęły wszystkie złe myśli. Rose przewróciła się na bok,
zarzuciła ręce na szyję Ryana i pocałowała go mocno w usta, a potem jednym zwinnym ruchem
wymknęła się z łóżka i stanęła  naga, nieskrępowana, naturalna  w otwartych drzwiach.
 Idę popływać  oznajmiła.  Tylko miejskie niedorajdy mogą w taki ranek przewracać się
w łóżku.
Widząc gwałtowne poruszenie w łóżku, szybko wyskoczyła na pokład. Gdy Ryan stanął na
progu kabiny, zobaczył już tylko błysk ciała, które wzbiło się w powietrze i opadło w wodę. Nie
poszedł w jej ślady i tylko stojąc przy barierce, przypatrywał się, jak jej smukła sylwetka lekko
pruje delikatne fale. Popłynęła do odległej o dobre trzysta metrów rafy. Gdy znalazła się na niej,
spojrzała za siebie, pewna, że niedaleko zobaczy swego kochanka, tymczasem nie widać go było
nie tylko w wodzie, ale i na pokładzie.
Nagle poczuła się głupio: cała poranna lekkość i entuzjazm zniknęły gdzieś bez śladu. Bez
zapału opuściła się do wody i popłynęła z powrotem.
Ryan, ogolony już i ubrany, czekał na nią na platformie płetwonurków. Podał jej rękę. Bez
słowa przyjęła podany ręcznik i w nagłym przypływie skrępowania starannie się nim owinęła.
 Musimy wracać do Kora Bay  powiedział oschle.
 Tttak... Dobrze.
Coś się zmieniło w jego głosie, w jego oczach, jakby nagle ocknął się ze snu. Rozpaczliwie
szukała jego spojrzenia.
 Do diabła  żachnął się, odwracając wzrok,  Przestań patrzeć na mnie jak zbity psiak.
Wyprostowała się dumnie i mocniej otuliła ręcznikiem.
 Idę się ubrać.
Poczuła, że jego ręka zatrzymuje ją i odwraca.
 Rose, ta noc...
 Wiem. %7łałujesz tego, co się stało, ale nie masz powodu.
 Mój Boże, gdybym wiedział, że to twój pierwszy raz...
 Tobyś mnie nie tknął  szepnęła.  Ta noc... Bardzo cię chciałam, bo jeszcze nigdy w życiu
nie czułam się tak samotna. Nie musisz robić sobie żadnych wyrzutów... Ta noc nie znaczy aż tak
wiele.
 Chciałbym ci wierzyć  mruknął i zmarszczył brwi.
 To prawda  skłamała.  A teraz puść mnie do łazienki.
Była u wejścia do kabiny, kiedy raz jeszcze usłyszała swoje imię i odwróciła się.
 Tak?
 Rose, będziemy utrzymywać kontakty czysto zawodowe.
 Rozumiem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl