[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wynos, woda, piwo, masło orzechowe, jajka. Wzięła pojedynczą, nie najświeższą poma-
rańczę i zaparzyła herbatę dla siebie i chłopca.
- O której godzinie wróciłeś do domu? - zapytała z ciekawości.
- Przed pierwszą - odparł Po, nadal wyraznie zdeprymowany i zarumieniony. - Nie
widziałem, by ktoś podejrzany kręcił się koło dojo.
Pomyślała, że to skandal, żeby tak młody chłopiec musiał pracować do tak pózna i
wracać sam po nocy. Trzeba coś z tym zrobić. Czy ma jednak prawo ingerować w jego
życie?
- Dziękuję za wypełnione zadanie - powiedziała ze smutnym uśmiechem.
- Kto panią prześladuje?
- Pewien mężczyzna. Bardzo bogaty i bardzo uparty.
- Czy dlatego, że coś mu pani ukradła?
- Nie. Po prostu wpadłam mu w oko. I najwyrazniej nie chcę wypaść. To taki...
niechciany adorator.
- Adorator? Nie rozumiem. Czy może pani powtórzyć po chińsku?
Spełniła jego życzenie, rozbudowując swą odpowiedz:
- On chce, abym została jego żoną. Jego rodzina, tak samo jak moja, jest bardzo
bogata i wpływowa. Uważa więc, że nasz związek byłby bardzo rozsądny i intratny.
- Intratny?
- Intratny, czyli dobry dla jego interesów - wyjaśniła, znowu przerzucając się na ję-
zyk angielski.
- Ale nie dla pani?
- Nie dla mnie. Nie kocham go. Nawet go nie lubię.
- Czyli uciekła pani i schowała się tutaj, u senseia Jacoba?
Przytaknęła.
- Ilu nowych angielskich słówek nauczyłeś się podczas naszej pogawędki? - zapy-
tała z uśmiechem.
R
L
T
- Dwóch. - Po chwili chłopiec dodał: - Sensei twierdzi, że mam chłonny mózg.
Szybko się uczę.
- Podzielam jego zdanie.
Nagle usłyszała niski głos Jacoba:
- Czyje zdanie?
W ramach zemsty za samotną noc postanowiła nie uraczyć go nawet przelotnym
spojrzeniem.
- Twoje. Na temat zdolności Po. Skończyłeś już zajęcia?
- Nie. Ale uważam, że dziś powinnaś wcześniej wyjść do pracy - rzekł protekcjo-
nalnym tonem. - Po, pójdz przypilnuj uczniów. Zaraz wrócę na salę.
Chłopiec wybiegł z kuchni, przejęty swoim nowym zadaniem. Jianne nie potrafiła
opanować swojego odruchu i zerknęła na Jacoba. Nasunęło jej się skojarzenie z burzową
chmurą, która zaraz zacznie strzelać piorunami.
- Przyrzekłem sobie, że będę cię chronił, a nie wykorzystywał - wycedził przez zę-
by.
- Jakże to szlachetnie z twojej strony - odparła z przekąsem. - A czy nie przyszło ci
do głowy, że to ja chciałam wykorzystać ciebie?
- Nie przyszło. - Pokręcił głową. - Mało prawdopodobne.
- Nie doceniasz mnie. W każdym razie nie musisz się katować wyrzutami sumie-
nia, jeśli takowe ci dręczą.
Omiótł wzrokiem całą jej postać. Poczuła jego badawcze spojrzenie na swoich na-
gich nogach, ramionach i ustach.
- Czy... zrobiłem ci krzywdę?
Pod prysznicem doliczyła się kilku małych siniaków na ciele. Nie miała mu tego za
złe. To, że ich zbliżenie było tak dzikie i gwałtowne, było również jej zasługą.
- Chyba złamałam paznokieć - oznajmiła beznamiętnie.
Na ustach Jacoba rozkwitł nagle szeroki, rozbrajający uśmiech, który dotarł aż do
jego oczu.
- Przyjedziesz dziś po mnie po pracy?
R
L
T
- Tak, ale trochę wcześniej. Za kwadrans szósta mam zajęcia. Bądz gotowa o pią-
tej. - Po chwili namysłu zasugerował: - Powinniśmy dziś wieczorem gdzieś wyjść.
Gdzieś, gdzie zobaczy nas wielu ludzi. Na kolację lub...
- To się świetnie składa - przerwała mu. - Mój wujek zaprosił mnie na bal charyta-
tywny. Duża, elegancka impreza. Wśród obecnych być może będzie Zhi. Co ty na to?
- W porządku - odparł lakonicznie.
- No to... w porządku. - Poczuła, że ich rozmowa dobiegła końca. Nic więcej waż-
nego sobie teraz nie powiedzą. - Zatem do zobaczenia o piątej, tak?
Przytaknął.
- Nie pocałuję cię na do widzenia" - dorzuciła, nadal na niego obrażona.
- Mądra decyzja - mruknął.
Spojrzała na niego. Nie, to jest silniejsze niż wszystko inne, pomyślała z rezygna-
cją, ale i z ekscytacją. Sam jego widok rozbudzał jej zmysły. Poczuła znowu ten drapież-
ny głód, z którym walka byłaby zupełnie daremna. Lepiej się poddać. Nakarmić pragnie-
nie. Może wtedy osłabnie?
- A czy będę mogła cię pocałować na dobranoc?
- To zależy - mruknął.
- Od czego?
- Od tego, czy będziesz miała ochotę na sen, czy... coś innego.
Sen jest przereklamowany, pomyślała Jianne wiele godzin pózniej, szykując się na
bal. Na ten wieczór wybrała swoją ulubioną, już całkiem wiekową, krwistoczerwoną
suknię do samej ziemi. Zrobiła to z sentymentu, jak również z wygody - kreacja nie wy-
magała prasowania, co było jej na rękę w tych spartańskich warunkach. Włosy poprawiła
w dosłownie pięć minut, a następnie przyozdobiła je perłami. Problemem okazało się na-
łożenie makijażu - Jacob ewidentnie używał swojego lusterka jedynie do golenia; było
wielkości książki, na dodatek porysowane i poplamione. Co gorsza, było to jedyne lustro
w całym budynku. Jianne wykonała szybki telefon do Madeline. Po dziesięciu minutach
zjawił się Luke, dzierżąc pod pachą ogromne lustro ścienne, a w dłoni ściskając coś, co
wyglądało na reflektor samochodowy. Zawiesił lustro na ścianie, a wielką lampę podłą-
R
L
T
czył do kontaktu, by rzęsistym światłem oświetlała osobę, która stała przed zwiercia-
dłem.
- Jesteś bardzo miły - powiedziała, szczerze mu wdzięczna za tę ekspresową inter-
wencję. - Niech niebiosa wynagrodzą ci twoją dobroć pięciorgiem dzieci. Samymi
dziewczynkami.
- Nie napędzisz mi stracha i nie zrazisz do... wiadomo czego - zaśmiał się Luke. -
Maddy pomyślała, że na ten wieczór przyda się wam też jakieś fajne autko. Jest czarne,
eleganckie, stoi na parkingu pod restauracją starego pana China. Ciekaw jestem, które z
was dorwie się do kierownicy: ty czy mój braciszek?
- Nie mam jeszcze singapurskiego prawa jazdy.
- Nie ma sprawiedliwości na tym świecie - rzekł zawiedziony. - Ani odrobiny.
- A może jednak odrobina istnieje? - powiedziała słodko, klepiąc go po ramieniu. -
Może przekonasz się o tym, kiedy twoje szóste dziecko okaże się chłopcem...
Luke zaśmiał się głośno i pogroził jej palcem.
- Lecę poszukać Jacoba. Trzymaj się!
Korzystając z nowego lustra, Jianne w niespełna kwadrans nałożyła na twarz ideal-
ny makijaż, po czym posiedziała dłużej nad wyborem biżuterii. Wreszcie założyła na
szyję starą obróżkę po babci, wysadzaną diamentami i rubinami. Najgorszy okazał się
dylemat: czy powinna założyć pierścionek zaręczynowy i obrączkę? Nie były przesadnie
efektowne, lecz i tak piękne - malutki diamencik zatopiony w platynowym, falowanym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]