[ Pobierz całość w formacie PDF ]
postanowi opuścić bezpieczną klatkę. Ojciec Julii pozwolił mu zabrać to zdjęcie.
Ostrożnie wstawił słoik do pudła. Następnie wziął księgi zabójstw dotyczące
nierozwiązanych spraw. Chciał nadal głowić się nad nimi w wolnych chwilach.
Szuflada była niemal pusta. Sięgnął ręką głębiej i wyciągnął złożoną kartkę. Gdzie
jesteś, twardzielu? przeczytał.
Długo wpatrywał się w te słowa. Rozmyślał o wszystkim, co wydarzyło się w
jego życiu, odkąd przed trzynastoma dniami pojechał na Wonderland Avenue.
Rozmyślał o tym, co robił i gdzie bywał. Rozmyślał o Trencie i Stokesie, a przede
wszystkim o Arthurze Delacroix i Julii Brasher.
Rozmyślał o tym, co powiedział Golliher o kościach ludzi zamordowanych przed
tysiącami lat. I wśród tych rozmyślań objawiła się odpowiedz na zadane przez Julię
pytanie.
Nigdzie odparł na głos.
Włożył kartkę do pudełka. Spojrzał na swoje dłonie, na oszpecone kłykcie. I
pomyślał o wszystkich ranach wewnętrznych, które odniósł, boksując niewidzialne
mury.
Zawsze zdawał sobie sprawę, że bez swojej pracy, bez odznaki i poczucia misji
będzie zgubiony. Lecz w tej chwili dotarło do niego z całą mocą, że nawet jeśli
pozostanie policjantem, czekać go może taki sam los. %7łe to właśnie praca prowadzi
go do zguby. To, bez czego nie mógł się obejść, wyjaławiało jego życie.
Podjął decyzję.
Sięgnął do kieszeni i wyjął portfelik. Z przezroczystej plastikowej kieszonki
wysunął legitymację i odpiął odznakę. Przesunął palcem po wytłoczonym napisie
Policja . Był chropawy jak blizny na jego kłykciach.
Włożył legitymację i odznakę do szuflady. Potem wyciągnął pistolet z kabury,
popatrzył na niego przez długą chwilę i też wepchnął go do szuflady. Wreszcie
zamknął ją na klucz.
Wstał i przeszedł przez salę do gabinetu Givers. Na biurku położył kluczyk do
szuflady oraz kluczyki od samochodu. Givers przyjdzie rano i nie zastanie go. Zdziwi
się, więc zajrzy do jego szuflady. Zobaczy odznakę, legitymację i broń. Zrozumie,
że Bosch rzucił pracę. %7łe nie przenosi się do wydziału kryminalnego. %7łe rezygnuje
bezpowrotnie. Kod 7.
Rozejrzał się po raz ostatni, doznając silnego poczucia nieodwołalności. Był
zdecydowany. Postawił jedno pudło na drugim i zaniósł oba do wyjścia. Minąwszy
dyżurkę, pchnął plecami drzwi.
Ej, możesz coś dla mnie zrobić?! zawołał do oficera dyżurnego.
Zadzwoń po taksówkę, dobra?
Nie ma sprawy. Ale pogoda jest parszywa, więc to może chwilę potrwać.
Lepiej zaczekaj w śród...
Drzwi się zatrzasnęły, zagłuszając słowa policjanta. Bosch podszedł do
krawężnika. Była rześka, wilgotna noc. Gęste chmury przesłoniły księżyc.
Przyciskając pudła do piersi, czekał w deszczu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]