[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dynamics. Niewątpliwie naśmiewał się z niej w duchu, gdy
zakładała, iż wciąż pracuje jako spawacz. I ta jego uwaga o te
lewizyjnym serialu Arcydzieła"... Przecież Universal Dyna
mics od ponad dwóch lat był głównym sponsorem tego serialu!
Dlaczego nie wyprowadził jej z błędu? Zapewne dlatego, że
miał w tym jakiś ukryty cel, pomyślała ponuro.
- Pani pozwoli, że jej przedstawię... - zaczął Amos Ri
chards.
- Ale z ciebie snob, Marcusie Herringtonie! - warknęła
w tym samym czasie.
- Ja? - zdumiał się. - To niezwykłe oskarżenie, zwłaszcza
że pada właśnie z twoich ust. Ale ja nigdy nie twierdziłem, że
jestem lepszy od innych.
- Czyżby? To dlaczego udawałeś kompletnego ignoranta,
jeśli nie chciałeś w ten sposób pokazać, że w gruncie rzeczy
jesteś kimś lepszym? Przewróciłeś pojęcie snobizmu do góry
nogami, ale to nie zmienia postaci rzeczy, że udawałeś kogoś,
kim w rzeczywistości nie jesteś. I ta opinia na temat Evansa
Jacksona...
- O, przepraszam, wcale nie udawałem, naprawdę uważam
go za oszusta - sprostował.
- I ty chciałeś, żebym ci zaufała! - prychnęła.
- Cóż, byłoby miło, skoro zamierzam powierzyć ci kwestię
wizerunku mojej firmy.
Jak on mógł w takiej chwili nadal z niej żartować?! Niemal
bezmyślnie podniosła leżącą na fotelu torebkę, wraz z nią teczkę
z materiałami i ruszyła do wyjścia. Z trudem opanowała wy
buch histerycznego śmiechu na widok wyrazu twarzy oniemia
Å‚ego ze zdumienia Amosa Richardsa.
Stała już przy samochodzie, grzebiąc w torebce w poszuki
waniu kluczyków, gdy dogonił ją Marc.
- Susannah, czy nie moglibyśmy przynajmniej porozma
wiać o tym, co się stało? - poprosił.
- Nie ma o czym - burknęła. - Oszukałeś mnie. I pomyśleć,
że chciałam ci powiedzieć... - Urwała nagle.
- O czym? - zapytał miękko.
- O, nie, nie dam się znów nabrać - odparła stanowczo,
otwierajÄ…c drzwi auta.
Przytrzymał je ręką, tak że nie mogła wejść.
- Co się stało z dzieckiem, Susannah?
Podniosła wzrok ku niebu, po czym wzruszyła obojętnie
ramionami.
- I tak byś mi nie uwierzył, gdybym powiedziała, że w ogóle
nie byłam w ciąży, więc...
- Byłoby to kompletnie niezrozumiałe, gdybyś oznajmiła,
że spodziewasz się dziecka, nie będąc w ogóle w ciąży - zauwa
żył logicznie. - Zwłaszcza że nigdy się nie kochaliśmy, więc
w żaden sposób nie mógłbym być jego ojcem.
- Zwięte słowa - zadrwiła. - Jak mogłam przeoczyć tak
ważny szczegół?
- Gdybyśmy choć raz poszli do łóżka, wtedy łatwo dałbym
sobie wmówić, że nosisz moje dziecko.
- Mimo wszystko dobrze się stało, bo utknęłabym u twego
boku do końca życia - odparowała. - A teraz pozwól, że pojadę
do biura. Mam naprawdę mnóstwo pracy.
Jednak zamiast do Tryad, pojechała do domu, podejrzewała
bowiem, że Kit oraz Alison będą tam na nią czekały, aby usły
szeć, jak jej poszło spotkanie z Amosem Richardsem, a nie mia
ła pojęcia, co im powiedzieć. Potrzebowała trochę czasu, by
pogodzić się z faktem, iż Marc Herrington, niegdyś zwykły spa
wacz, kierował teraz jedną z największych i znanych ze swej
hojności firm na świecie.
Oczywiście nigdy nie wątpiła w jego inteligencję czy pra
cowitość, ale tak wielki awans wymagał czegoś więcej,
zdolności ukrywania własnych opinii, podporządkowywania
się innym. Tymczasem Marc wydawał jej się mężczyzną bar
dzo niezależnym, więc uważała ten awans za wysoce zagad
kowy.
Chcąc uwolnić się od myśli na jego temat, zajęła się sprzą
taniem mieszkania, w którym panował spory bałagan, jako że
ostatnimi czasy była zbyt zabiegana, aby zrobić porządek. Skoń
czyła właśnie myć nagromadzone w zlewie brudne naczynia,
gdy zadzwięczał dzwonek. Dopiero w przedpokoju dotarło do
niej, kto to może być. Zatrzymała się w pół kroku, zdecydowana
udawać, że jej nie ma.
- Otwórz, Susannah, przecież wiem, że tam jesteś doma
gał się Marc. - Będę dobijał się tak długo, aż otworzysz, albo
sąsiedzi zadzwonią ze skargą do spółdzielni.
- Gdybym wiedziała, że się tu zjawisz, zabarykadowałabym
się- odparła, uchyliwszy nieco drzwi, z czego natychmiast sko
rzystał, wsuwając nogę w powstałą w ten sposób szparę.
- I tak znalazłbym sposób, żeby się do ciebie dostać - po
wiedział pogodnie. - Bądz co bądz, szkoda, żeby się pizza zmar
nowała, jest jeszcze gorąca.
Dopiero wtedy poczuła, że z trzymanego przezeń płaskiego
pudełka roztaczał się smakowity zapach, drażniąc jej pusty żo
łądek. Postanowiła jednak, że woli jeść samotnie suchy chleb
niż pizzę w jego towarzystwie.
- Dziękuję, ale nie mam ochoty na pizzę - stwierdziła sta
nowczo. - Czy mógłbyś zabrać nogę?
- Dlaczego aż tak bardzo ci to przeszkadza? - zapytał, po
ważniejąc nagle.
- Wcale mi nie przeszkadza.
- Akurat, gdyby tak nie było, nie wiedziałabyś nawet,
o czym mówię - zauważył.
- A co niby mógłbyś mieć na myśli, jak nie swój sukces?
- Wzruszyła ramionami. - Przyznaję, że chciałabym wiedzieć,
jak to się stało.
- Opowiem ci przy stole - obiecał.
Chcąc nie chcąc, cofnęła się i gestem zaprosiła go do środka.
- Czemu zawdzięczasz swoją pozycję? Znajomościom?
Szantażowi? A może to Cyrus szepnął słówko komu trzeba i za
łatwił ci tak wysokie stanowisko? Nie jesteś osobą, która cier-
pliwie pięła się po szczeblach drabiny społecznej, do ciebie
pasuje raczej skok z trampoliny.
- Trafiłaś w dziesiątkę - pochwalił. - Wspominałaś, że masz
spotkanie z ważnym klientem, więc sądziłem, że przygotowując
siÄ™ do niego, dowiesz siÄ™, jakie zajmujÄ™ stanowisko w Universal
Dynamics - tłumaczył się. - Masz rację, powinienem był cię o tym
uprzedzić, zanim przekroczyłaś próg gabinetu Amosa.
- Jeśli czujesz się winny, to powinieneś był przynieść pudeł
ko czekoladek - mruknęła pod nosem.
- O nie, nie dostaniesz deseru, póki nie zjesz kolacji - za
powiedział z uśmiechem. - Gdzie są talerze? - zapytał, rozglą
dajÄ…c siÄ™ po jej skromnie urzÄ…dzonym mieszkanku.
Przygotowywała się w myślach na odparcie jakiejś krytycz
nej uwagi na temat wystroju wnętrza jej niewielkiego salonu,
ale nic takiego nie nastąpiło.
- Widzę, że jednak nabrałeś trochę ogłady przez te osiem lat
- stwierdziła drwiąco. - Kiedyś nawet nie przyszłoby ci do gło
wy, że do pizzy potrzeba talerzy.
- Wiesz, zwykle nie przejmujÄ™ siÄ™ takimi detalami, ale skoro
to nie mój dywan i nie moje meble, to pomyślałem, że powinie
nem być kulturalny - odparł z rozbawieniem.
Położył pudełko na stole w kuchni, po czym odkroił wciąż
[ Pobierz całość w formacie PDF ]