[ Pobierz całość w formacie PDF ]
koboldami i małymi grupkami szarych postaci. Tego rodzaju walka miała koszmarne
ograniczenia. Gracze, na których patrzył, nie wyobrażali sobie nawet prawdziwej głębi gry.
Przez chwilę rozmyślał o przyświecającym mu celu, którym było wypełnienie misji Epicus
Ultima. Mimo długich poszukiwań nie spotkał się nigdzie z wyjaśnieniem znaczenia tych słów,
lecz był pewny, że odnoszą się do czegoś istotnego. Kilka NPC, z którymi rozmawiał osobiście,
utwierdziło go w przekonaniu, że Epic faktycznie zawiera tę ostateczną misję - misję nad
misjami. Wielu sądziło, że nie sposób jej ukończyć, lecz Svein miał przeczucie, że jest o krok od
przełomu. Nici prowadzące do celu były liczne i splątane, ale gdy o nich myślał, jeszcze bardziej
irytował się trwonieniem czasu na uganianie się po świecie w skórze Kata. Mógłby robić coś
pożyteczniejszego.
Ktoś poklepał go po ramieniu. Natychmiast zaczął się odłączać, pocierając otarte uszy.
- I co? - zapytała Bekka.
- Nic, tylko ludzie, którzy całymi godzinami łupią z kasy koboldy.
Bekka westchnęła ze smutkiem.
- %7łal mi ich. Czasem mam ochotę pójść i zrobić komuś niespodziankę, dać mu rubin lub coś
w tym stylu.
Dostrzegła surową minę Sveina.
- Nie musisz nic mówić. Po prostu im współczuję.
Nagle Svein rozpromienił się - z nadzieją, że jego uśmiech nie wypadł sztucznie - i
wyciągnął rękę, żeby dotknąć jej policzka. - Wiem, że im współczujesz, i to jest cecha, którą w
tobie najbardziej cenię.
Svein wpadł na krótką chwilę do kantyny po talerz z jedzeniem i pognał do swojego
gabinetu, starając się nikogo nie spotkać. Kiedy zamknął za sobą drzwi na klucz, wreszcie mógł
się zrelaksować i skupić na swoich sprawach.
Trzy z czterech ścian gabinetu zapełniały grzbiety starannie poukładanych książek i
skoroszytów. Na szerokich półkach od ziemi po sufit spoczywały żurnale, sprawozdania, prace
studentów, czasopisma, elektroniczne nośniki danych i książki. Czwartą ścianę praktycznie w
całości zasłaniała olbrzymia tablica korkowa. Jedząc przy biurku, wpatrywał się w nią w
zamyśleniu. Kolorowymi pinezkami przytwierdził karteczki w rozmaitych miejscach na głównej
mapie świata gry. Wokół pinezek lawirowały różnego rodzaju nici, nawet srebrne i złote,
tworzące wielobarwną siateczkę.
Orientował się już, że Epicus Ultima może być ukończony przez każdego niezależnie od
punktu wyjścia. On sam poczynił postępy na wielu frontach, aczkolwiek gdzieniegdzie utknął w
ślepym zaułku.
Odsunąwszy talerz, wstał i ponownie przyjrzał się tablicy. Ostatnia wskazówka, którą na
niej umieścił, brzmiała: Odnalezć Eteryczną Wieżę Koszmaru. Cel był prosty: król Znieżnych
Szczytów prosił o uwolnienie z wieży duszy jego porwanej córki; w tym czasie jej ciało leżało
w animacyjnym letargu na zamku w Górach Znieżnych Szczytów. Niewątpliwie esencję
dziewczyny trzymało w zniewoleniu jakieś czarodziejskie urządzenie lub wroga istota.
Dodatkowego smaczku dodawała informacja pochodząca z zupełnie innego zródła: wieża
podobno zawierała ostatni zamek do otwarcia".
NPC mgliście i półsłówkami wspominały o tym, co się stanie w przypadku ukończenia
Epicusa Ultimy. Spodziewał się, że otrzyma jakiś przedmiot o niewyobrażalnych
właściwościach magicznych lub oręż. Sveina interesowała jednak nie tyle nagroda, co samo
wyzwanie. Wiedział, że jeśli ukończy Epicusa Ultimę, stanie się najsławniejszym graczem
wszechczasów.
Ale choć wzmianka o Eterycznej Wieży naprowadziła go na trop, który wyglądał nader
obiecująco, napotkał przeszkodę bardzo trudną do pokonania: nikt nie wiedział, gdzie znajduje
się Eteryczna Wieża. Król Znieżnych Szczytów powiedział tylko, że kapłani biegli w sztuce
jasnowidzenia przeprowadzili najpotężniejsze rytuały i zobaczyli jedno: dusza jego córki została
zabrana do miejsca zwanego Eteryczną Wieżą Koszmaru, blisko krańca ziemi, gdzie żyje we
śnie. Nie pomogły żadne zaklęcia ani tysiące NPC, które pytał o to Svein. Wszyscy
bibliotekarze na świecie zostali odpowiednio poinstruowani i monitorowali swój teren w
poszukiwaniu informacji o wieży. Oczywiście dano im do zrozumienia, że nagrodą za pomoc
będą dodatkowe narzędzia pracy i awanse. W czasie swojej kadencji naczelnego bibliotekarza
starał się dobrze traktować podwładnych w terenie - pomimo krytyki ze strony pozostałych
członków komitetu. Jeżeli ktoś w ogóle był w stanie ukończyć Epicusa Ultimę, to z pewnością
on, mający dostęp do tysiąca zródeł informacji. Jak na złość, w obecnych czasach tak rzadko
trafiali się ludzie żądni przygód, że nowiny od prowincjonalnych bibliotekarzy płynęły
mizernym strumyczkiem. Może osiągnąłby więcej, gdyby zachęcał studentów uniwersytetu do
szukania wieży... ale musiał zachować daleko idącą ostrożność. Ujawnianie szczegółów misji
mogło być niebezpieczne, zwłaszcza gdyby jakiś wyjątkowo zdolny student przez przypadek
dokonał przełomowego odkrycia i sprzątnął mu sprzed nosa nagrodę.
Nieśmiałe pukanie do drzwi wyrwało go z zadumy.
- Co tam!? - krzyknął z gniewem.
- Przepraszam, że przeszkadzam, proszę pana - usłyszał głos studenta. - Zbiera się komitet
na nadzwyczajnym spotkaniu.
- W porządku.
Ciekawość wzięła górę nad zdenerwowaniem. Widocznie zdarzyło się coś
niespodziewanego. Może Kat dorwał delikwenta i będzie można odhaczyć tę sprawę?
* * *
Większość członków komitetu przybyła na miejsce przed Sveinem i przestrzeń pod
przezroczystym sufitem wypełniał już gwar pogodnych rozmów. Siadając, dostrzegł nawet
uśmiechy na kilku twarzach. W tym czasie na niebie - niejako dostosowując się do dobrego
nastroju ludzi siedzących przy stole - pędzące chmury, oświetlone jasnymi promieniami słońca,
tworzyły malowniczy pejzaż nad Mikelgardem. Czasami migotliwy słoneczny blask padał
bezpośrednio na zgromadzonych, dzięki czemu przedmioty uzyskiwały ciepłą pozłotę.
- Dobre wieści? - zapytał siedzącego obok Wilka.
- Tak myślę. - Wilk pokiwał swoją ciężką głową. - Godmund zwołał zebranie.
Svein popatrzył na staruszka. W jego niebieskich oczach migotały wesołe iskry.
Kiedy przyszła Bekka, rozpoczęto właściwe obrady. Hleid natychmiast udzieliła głosu
Godmundowi.
- Moi badacze spisali się na medal i oszczędzili nam sporo zachodu. Harald Erikson to nikt
inny jak Olaf Zmigły.
Wśród zebranych rozległy się westchnięcia. Svein prędko spojrzał na Ragnoka,
czerwonego na twarzy; z pewnością dręczyły go niemiłe wspomnienia.
- No jasne! - zawołał Halfdan Czarny. - Nic dziwnego, że tak dobrze im szło!
- Hm... To wcale nie było takie oczywiste. Przez dwadzieścia lat nie wyściubiał nosa z
nory. Ale nie wszyscy o nim zapomnieli. - Godmund najwyrazniej był z siebie wielce
zadowolony. - Cóż powiesz, Ragnok?
Ragnok znów spłonął żywym rumieńcem, co mu się rzadko zdarzało.
Godmund podniósł leżącą przed nim kartkę i przeczytał na głos:
- Olaf Zmigły został usunięty z uczelni za uderzenie drugiego studenta: jedynego, który
[ Pobierz całość w formacie PDF ]