[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zawsze sobą . A kiedy człowiek, jadąc w nocy swoim autem terenowym, wzburzony tym, co
właśnie robi, szarpany niepokojem, musi wyrzucić kask i plecaczek w dwóch różnych
miejscach, także jest tylko sobą i nie wybiera innych dróg niż te, do których przywykł. Jakby
to nie on kierował autem, lecz jakby to auto kierowało nim...
Chcę panu po prostu uświadomić, że kask Susanny został znaleziony na polnej
drodze, która prowadzi do domu pańskiego pacjenta, a plecaczek naprzeciw bramy wjazdowej
do kliniki Dobrego Pasterza. Wiedział pan o tym?
Tak.
Matko święta! Aż tak fałszywy krok! Nie spodziewał się tego!
A skąd pan wiedział?
Z gazet, z telewizji - nie pamiętam.
To niemożliwe. Ani gazety, ani telewizja nigdy tych szczegółów nie podały.
Udało nam się dopilnować, żeby te wiadomości nie przeciekły.
Chwileczkę! Już wiem. Przecież to pan mi o tym powiedział, kiedy
siedzieliśmy tutaj, na tej samej ławce.
Nie, panie doktorze. Powiedziałem panu, że te rzeczy zostały znalezione, ale
nie powiedziałem gdzie. A wie pan dlaczego? Dlatego, że pan mnie o to nie spytał.
Mogło to być zwykłe niedopatrzenie, zgoda. Wtedy zdawało mu się, że lekarz nie pyta z
zakłopotania, inaczej nie umiał sobie tego wytłumaczyć. Byłoby to pytanie jak najbardziej
naturalne, ale nie padło. A tylko zatrzymało na chwilę rozmowę, jak opuszczona linijka na
czytanej stronicy zatrzymuje przyswajanie treści. Przecież nawet Livia odruchowo go spytała,
gdzie znalazł powieść Simenona. A lekarz takie pytanie pominął. Dlatego, że doskonale
wiedział, gdzie zostały porzucone kask i plecaczek.
Ależ... panie komisarzu! Można podać dziesiątki przyczyn, dla których nie
spytałem pana, gdzie znalezliście te rzeczy! Bierze pan pod uwagę stan ducha, w jakim się
wtedy znajdowałem? Chce pan wznieść Bóg wie jaki gmach na wątlutkiej nici tej...
...pajęczyny, powiada pan? Nawet pan sobie nie wyobraża, jak trafna jest
pańska przenośnia. Mogę panu wyznać, że mój gmach początkowo wsparł się na nitce jeszcze
bardziej wątłej.
Jeżeli sam pan twierdzi...
Tak było. Oparłem się na zachowaniu pańskiej bratanicy. Na tym, co
powiedział mi Francesco, wówczas jej chłopak. Wie pan, że Susanna się z nim rozstała?
Wiem. Już mnie o tym zawiadomiła.
To kwestia delikatna. Sięgam po nią z pewnym ociąganiem, ale...
Ale zmusza pana do tego pański zawód.
Chyba pan nie sądzi, że kierując się wymogami mego zawodu, postąpiłbym
właśnie tak, jak postępuję? Zdanie, które wypowiadałem, miało się kończyć inaczej: ...ale
chcę znać prawdę .
Lekarz nic na to nie odpowiedział. właśnie wtedy na progu domu pojawiła się kobieca
sylwetka, zrobiła krok i się zatrzymała.
Ofezu! Powtarza się tamto przywidzenie! Znowu widać samą głowę bez ciała, długie
jasne włosy jakby zawieszone w powietrzu. Identyczna głowa jak ta, którą zobaczył w centrum
pajęczyny! Jednak od razu zrozumiał, że widzi Susan - nę w czerni, w ścisłej żałobie, i że jej
suknia zlewa się bez reszty z ciemnością nocy.
Dziewczyna ruszyła w ich kierunku, usiadła na ławce. Zwiatło tu nie dochodziło, jej
włosów można się było tylko domyślać, były jak plama odrobinę mniej intensywnej
ciemności. Nie przywitała się z komisarzem. Montalbano zdecydował się mówić dalej, tak
jakby jej tu nie było.
Jak to się dzieje między narzeczonymi, Susanna i Francesco obcowali ze sobą
intymnie.
Lekarz obruszył się, urażony.
Pan jednak nie ma prawa o tym... A ponadto jakie to ma znaczenie dla
pańskiego śledztwa? - powiedział zirytowany.
A tymczasem ma to znaczenie istotne. Otóż Francesco powiedział mi, że to on
zawsze prosił o to... chyba mnie pan rozumie. Natomiast tego popołudnia przed porwaniem to
Susanna przejęła inicjatywę.
Panie komisarzu, szczerze mówiąc, nie wiem, co tu mają do rzeczy cielesne
doznania mojej bratanicy. Zastanawiam się, czy wnioskuje pan niedorzecznie, czy może nie
jest świadom tego, co mówi. Pytam więc jeszcze raz: jakie to ma znaczenie?
Ma, i to ważne. Kiedy Francesco mi o tym opowiadał, wyraził się, że być
może Susanna coś przeczuwała... ja jednak w przeczucia nie wierzę. Wiem, że szło o coś
całkiem innego.
A o co, pańskim zdaniem? - spytał kpiąco lekarz.
O rozstanie.
Jak to powiedziała Livia wieczorem przed odjazdem? To są ostatnie godziny, jakie
spędzamy razem. Nie chcę ich popsuć . Chciała, żeby się kochali. A przecież rozstawali się
na krótko. A gdyby mieli rozstać się na długo czy na zawsze? Susanna już postanowiła,
niezależnie od tego, czy jej plan się powiedzie, czy nie, że to oznacza nieuchronnie koniec ich
miłości. Ze taką dotkliwie wysoką cenę musi zapłacić.
Przecież już dwa miesiące wcześniej złożyła podanie o wyjazd do Afryki. Od
dwóch miesięcy wiedziała o rozstaniu. Z pewnością od chwili, kiedy ułożyła sobie w głowie
ten dragi plan.
Jaki plan? Chyba pan zdaje sobie sprawę, że jednak nadużywa pan teraz...
Ostrzegam pana - powiedział lodowato Montal - bano.
Myli się pan zarówno w zadawaniu mi pytań, jak i w udzielaniu odpowiedzi.
Przyszedłem tu grać w otwarte karty i wyjaśnić panu to, czego się domyślam... a raczej to, na
co mam nadzieję.
Dlaczego użył słowa nadzieja ? Dlatego, że właśnie to słowo było decydujące. To
ono sprawiło, że jedna szala wagi opadła. Na korzyść Susanny. Właśnie słowo nadzieja
ostatecznie przeważyło, kiedy decydował się, jak ma postąpić.
To słowo wstrząsnęło lekarzem do głębi. Nie był zdolny nic na nie odpowiedzieć. A
wtedy w ciszy, w ciemnościach po raz pierwszy odezwała się dziewczyna. Mówiła głosem
niepewnym, ale właśnie jakby przepełnionym nadzieją. Nadzieją, że została zrozumiana
całkowicie. Do głębi swego serca.
Powiedział pan... o nadziei?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]