[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nadzieję, że Fornri i ci prawnicy będą gotowi do działania w chwili, gdy radzie otworzą się
oczy.
- Narrif uważa, że ci prawnicy są niepotrzebni. Mówi, że nie można dopuścić, aby Fornri
opłacił ich z pieniędzy należących do Langri.
- To podejrzana sprawa, że Narrif coraz bardziej zaprzyjaznia się z ambasadorem - rzekł Hort.
- Zauważyłem jego codzienne wizyty w ambasadzie.
- Ja też to zauważyłem.
Usiedli na pniu powalonego drzewa; Hort w dalszym ciągu obserwował przez lornetkę plac
budowy ośrodka zdrowia.
- Zauważyłem, że Narrif zaleca się do Dalii - powiedział Hort. - Czyżby zmieniła obiekt
swych pragnień? Starszy uśmiechnął się.
- Sądzę, że jej pragnienia zawsze będą związane z Fornrim.
- Szkoda, że tego sobie nie uświadomiła przed jego wyjazdem. Najbardziej dotknęło go to, że
wystąpiła przeciw niemu.
- Ależ ona to sobie uświadomiła - rzekł Starszy. - Była tam przy statku. Może by się z nim
rozmówiła, ale ponieważ my staliśmy przy Fornrim, zwlekała z tym aż było za pózno.
Widziałem, jak po odlocie statku płakała w lesie nad lądowiskiem. Przerwał.
- Wczoraj - dodał - pytała o niego.
- Dziwnym zbiegiem okoliczności Wembling również pytał o Fornriego. Jeszcze nie bardzo
rozumie, co się dzieje, a jest niesłychanie podejrzliwy. Dobrze zrobiliśmy mówiąc Fornriemu,
żeby nie przysyłał nam żadnych wiadomości. Wembling przekazuje mi wprawdzie moją
pocztę, ale przedtem ją otwiera.
- Czy wygodnie żyje się panu samotnie w lesie? - spytał Starszy z troską w głosie. - Każda
wieś byłaby zaszczycona, gdyby pan w niej zamieszkał.
- Dziękuję, ale jest mi tam bardzo dobrze. Mieszkanie w chacie, którą zbudowałem własnymi
rękami, daje mi satysfakcję, choć zupełnie nie potrafiłem prawidłowo utkać ścian.
- Mógłby pan zbudować własną chatę w jednej ze wsi.
- To prawda, ale uważam, że tam, gdzie mieszkam, jestem bardziej przydatny. Jestem
dostatecznie blisko, by mieć oko na różne niegodziwości Wemblinga, ale nie aż tak blisko,
żeby mu zawadzać. Może pan powiedzieć Dalii, że z Fornrim na pewno jest wszystko w
porządku. Opiekuje się nim mój przyjaciel. Boję się tylko, żeby Wemblingowi nie udało się
zbudować uzdrowiska i uruchomić go, zanim Fornri skontaktuje się z prawnikami.
Hirus Ayns powrócił na pokładzie jednego ze statków transportowych firmy Wembling and
Company, a kiedy schodził z trapu, czekał tam na niego Wembling. Niecierpliwie schwycił
go za rękę.
- No jak? spytał.
- Bez problemu - rzekł Ayns. - Mam te twoje uprawnienia.
- Zaczynałem się już martwić.
- Powiedziałem ci, że to potrwa, a ty nie chciałeś, żeby się z tobą kontaktować.
- Wiem, wiem, jakikolwiek przeciek wszystko by popsuł. Miałem szczęście, że tubylcy nie
skonfiskowali mi tego, co tu zgromadziłem, bo nie miałem żadnych podstaw prawnych, żeby
temu zapobiec. Naprawdę masz te uprawnienia?
Ayns uśmiechnął się szeroko i wręczył mu dokument. Wembling z zapałem zapoznawał się z
jego treścią. Potem odwrócił się.
- W porządku! - wykrzyknął. - Wyładować maszyny i do roboty! Hirusie - zwrócił się do
Aynsa - co z resztą moich robotników?
- Przylecą pojutrze.
- Dobrze. Teraz możemy już skończyć z tym przeklętym udawaniem i zabrać się do pracy.
Robotnicy zdejmowali brezent przykrywający długie rzędy ogromnych kontenerów. Z
jednego końca ściągali maskowanie i usuwali cegły zasłaniające maszyny budowlane. Rozległ
się warkot silnika i pierwszy spychacz pełzał już po lądowisku. Za nim ruszyły następne
maszyny. Wszędzie widać było geodetów, uwijających się w poszukiwaniu ukrytych punktów
mierniczych, które teraz zastępowali palikami. Obserwując wszystko z głęboką satysfakcją,
Wembling zobaczył, jak pierwsza maszyna wgryzła się głęboko w langryjską ziemię.
Dalia krążyła od wsi do wsi, opowiadając o ośrodku zdrowia i rekrutując młodych ludzi na
kursy pielęgniarskie, które miały się w nim odbywać. Był to pomysł panny Warr, że każda
wieś powinna mieć własną, przeszkoloną pielęgniarkę.
Narrif zaofiarował się, że będzie woził Dalię. Zorganizował zespół chłopców, którzy służyli
jako wioślarze, a potem wszyscy ruszyli wzdłuż wybrzeża, zatrzymując się przy każdej
osadzie. Zapadał zmierzch, kiedy dotarli do ostatniej spośród wsi, które Dalia zaplanowała
sobie odwiedzić tego dnia, a gdy skończyła swe zajęcia, Narrif zaprosił ją na spacer, w
tajemnicy przed nią odesławszy łódz z powrotem.
Znała jego pragnienie - by razem udali się na jedno z Altanowych Wzgórz i wspólnie spędzili
tam noc - i zdecydowanie odmówiła. Od wyjazdu Fornriego często ją o to prosił, ale nawet
gdyby jej uczucia uległy zmianie, nigdy nie wyraziłaby zgody, ponieważ nie dała Fornriemu
złamanej gałązki. Dalia jednak nie miała zamiaru tego robić - gdyby między nimi znalazła się
złamana gałązka, musiałby ją położyć Fornri - lecz Narrif myślał, że dlatego nie dała jej
Fornriemu, gdyż tak nagle wyjechał, więc starał się ją przekonać, iż w tej sytuacji dawanie
gałązki jest zbędne.
Szedł za nią przez las i mówił, zaciekle argumentując, że Fornri uciekł jak tchórz, ponieważ
rada pozbawiła go przywództwa. W dalszym ciągu robił zgryzliwe uwagi, kiedy szli leśną
ścieżką niedaleko ambasady, gdy nagle dotarły do ich świadomości dziwne dzwięki, które
spowodowały, że zamilkł.
Skręcili ze ścieżki w las i - bardzo ostrożnie, bo dzwięki były przerażająco dziwne -
skierowali się ku jego skrajowi i wyjrzeli, rozchylając liście.
Między nimi a morzem ziemię przecinały straszliwe bruzdy. Rozdzierały ją potwory o
[ Pobierz całość w formacie PDF ]