[ Pobierz całość w formacie PDF ]
romansował, uwiedzie ją, obsypie biżuterią, a pózniej zachowa się jak pajac i
ona z nim zerwie. Potem będzie się z tym zle czuła i uzna, że powinna wrócić do
pracy.
- Nie martw się, tato. - Uśmiechnął się do mokrego od deszczu okna. -
Mam swoje sposoby.
- 39 -
S
R
Teraz, gdy była... hmm... bezrobotna, Caitlyn nie widziała potrzeby, żeby
siedzieć w domu. Zadzwoniła do kurortu, dokąd wybierały się pózniej z
przyjaciółkami i cudem dostała pokój, z którego ktoś zrezygnował. Kolejny
znak z niebios, że postąpiła właściwie.
Czuła się bardzo wyzwolona, przeciwstawiając się Jeffersonowi, choć
teraz nabrała wątpliwości. Zaoszczędziła trochę, więc była spokojna o pieniądze
na kilka następnych miesięcy, ale nigdy jeszcze nie była bez pracy. Było to
dziwne uczucie, że nie musi być nigdzie o konkretnej godzinie.
Kiedy wysiadła z taksówki i stanęła przed budynkiem Fantazji,
powtórzyła sobie, że postąpiła właściwie. Miała tylko nadzieję, że sama w to
uwierzy. Na razie zamknęła mieszkanie i poleciała na wyspę prawie dwa
tygodnie przed przyjaciółkami.
Janine i Debbie bardzo ją wspierały. Pochwaliły jej rezygnację i obiecały
być w kontakcie, zanim same nie przyjadą do Fantazji.
Aagodna morska bryza owiewała jej skórę i przynosiła zapach morza i
kwiatów porastających luksusowe uzdrowisko. Wdychała głęboko, smakując
wolność.
- Czy mogę zanieść pani walizkę? - Obróciła się i zobaczyła wysokiego,
przystojnego mężczyznę w uniformie hotelu, czerwonej koszuli i białych
spodniach. - Witam w Fantazji - uśmiechnął się. - Wniosę pani walizkę.
- Dziękuję.
Weszła za nim, rozglądając się na lewo i prawo i podziwiając gęste
klomby po obu stronach przejścia. Ich zapach i szum fontanny koiły nerwy
Caitlyn. Kiedy znalazła się w holu recepcji, stanęła nagle i patrzyła.
Zachwycające. Podłoga z niebieskiej terakoty sprawiała wrażenie, jakby się
chodziło po wodzie. Na wielkiej przestrzeni ustawiono w grupkach białe
trzcinowe fotele z czerwonymi poduszkami, obok nich stoliki o szklanych
blatach, a na nich kryształowe wazony z różnokolorowymi kwiatami. Biurka
recepcji stały na długich akwariach z roślinami i kolorowymi rybkami, a ludzie,
- 40 -
S
R
obsługujący komputery i telefony, wydawali się równie piękni jak otoczenie.
Ubrani byli w czerwone koszule i białe spodnie i prezentowali uśmiechy, które
mogłyby stanowić dumę każdego ortodonty.
Kiedy poczęstowano ją szampanem, zanim się zarejestrowała, odetchnęła
z zadowoleniem i opuściły ją wątpliwości. Będzie miała jeszcze dosyć czasu,
żeby się martwić opuszczeniem Lyon Shipping, a jeszcze więcej, żeby się
martwić znalezieniem nowej pracy.
Jednak już dwa dni pózniej Caitlyn stała się trochę niespokojna. Starała
się zwalczyć to uczucie. Wyciągnęła się na leżaku w biało-czerwone wzory,
obok postawiła napój tropikalny w wysokiej szklance, odłożyła książkę na
brzuch i wpatrywała się w wodę. Za plażą z bielutkim piaskiem rozciągały się
kilometry oceanu, a leciutki wiaterek łagodził upał. Piękno tego miejsca
powinno uspokajać.
Tymczasem ona wciąż wracała myślami do Jeffersona i przypominała
sobie wyraz jego twarzy, kiedy powiedziała, że odchodzi. Uświadomiła sobie,
że teraz, kiedy nie będzie już u niego pracowała, może go już nigdy nie
zobaczyć.
Chyba tak powinno być. Przecież nic ich nie łączy, prócz pracy. Dlaczego
więc nie czuła się szczęśliwa?
- Martwię się - powiedziała przez telefon komórkowy, popijając delikatny
alkoholowy napój.
- Czym? - chciała wiedzieć Janine. - Jesteś w najsłynniejszym kurorcie na
tej planecie, obsługują cię jak królową, jesteś młoda, wolna i na pewno masz
kilkunastu mężczyzn w zasięgu ręki.
- Fakt - przyznała Caitlyn, prześlizgując się wzrokiem po piasku i
obserwując opalone ciała albo leżące, albo grające w siatkówkę.
- Więc czym się martwisz?
- Jeffersonem - przyznała, jęknąwszy. Zostawiła go tak nagle, że było to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]