[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gów z sąsiedniej sypialni. Oni rewanżowali się następnej nocy, a kilka razy tak się złożyło, że
spotkaliśmy się w ciemnościach na korytarzu. Bójki te były dla nas zabawą, ale nigdy nie
trwały dłużej niż minutę, bo wychowawcy natychmiast wkraczali do akcji. Atak polegał na
całkowitym zaskoczeniu. Wrzawa wybuchała nagle i równie nagle gasła. Zanim ktokolwiek z
personelu zdążył się zorientować gdzie i co, wszyscy na powrót leżeli w łóżkach i równo od-
dychali.
Na ferie Bożego Narodzenia przyjechałem do Warszawy. Gdy rodzice zobaczyli jak wy-
glądam, natychmiast napisali do Krakowa i prosili o odesłanie moich rzeczy. Już tam nie
wróciłem. Zresztą ojciec dostał pracę i znowu zaczęło się nam lepiej powodzić. Matka wzięła
korepetytora, żebym mógł dogonić szkolny program i nie stracił roku. No i udało mi się.
Kraków to podłe miasto stwierdził Franek.
Co też ci przyszło do głowy? zdziwił się ojciec. Kraków to najpiękniejsze miasto, ja-
kie znam.
37
WSPOMNIENIA
Tej nocy Franek długo nie mógł zasnąć. Leżał wpatrzony w czarny prostokąt nieba i my-
ślał o minionym dniu. Więc jego ojciec miał taką młodość? Ojciec, który potrafi się ze
wszystkim uporać, był kiedyś bezradnym dzieckiem?
A jednak skończył szkołę, ożenił się, zdobył pracę i wychowuje własne dzieci.
No, dobrze, ale przecież ojciec i matka też byli dziećmi i mieli własnych rodziców, a jeżeli
tak, to chyba kochali ich nie mniej niż Franek kocha swoich? Nie, jego rodzice nie mogli
mieć takich rodzin. Dopiero teraz wszystko jest na swoim miejscu. A może jednak? Zaraz...
gdyby na przykład Franek ożenił się z Marychną i założył własny dom?... To co z tego? Dom
domem, a rodzina pozostałaby rodziną. Zupełny absurd, żeby cokolwiek w życiu mogło być
bardziej własne i bardziej kochane niż rodzice i siostra. Ale z drugiej strony... Przecież rodzi-
ce mogli myśleć tak samo.
Franka aż coś zakłuło w sercu. Czyż rodzice mogliby kogoś kochać bardziej niż jego i
Krystynę? Poczuł zazdrość i taki żal, że aż zakręciły mu się łzy w oczach. Jutro rano trzeba
będzie o to zapytać. Jutro rano? Boże drogi, przecież jutro ma być klasówka z matmy, a on się
do niej zupełnie nie przygotował! Co robić?
Jak to: co robić? Ojciec był w gorszych opałach, a jednak zwyciężył. Franek musi być po-
dobny do ojca, musi być dzielny. Od dzisiaj zmienia swoje życie. Dość wszystkich głupstw i
awantur, trzeba myśleć poważnie i żyć z planem!
A więc po pierwsze nie pójdzie jutro do szkoły. Niech się dzieje, co chce, a na klasówkę
nie pójdzie, nie ma głupich. Jak się już na dobre wezmie za naukę, wtedy wszyscy się prze-
konają, że jest mężczyzną i że można na niego liczyć. To jedno.
Po wtóre nie ma na co czekać, tylko z miejsca trzeba się zająć tym skarbem. Taka okazja
może się po raz drugi w życiu nie zdarzyć. Godlewski i Maks to frajerzy! Nie wiedzą, co w
trawie piszczy. W trawie dosłownie. Da im trzydniowy termin, jeżeli się nie zdecydują, pój-
dzie sam. Właściwie, do czego są mu potrzebni? Nie chcą, to nie!
Było już zupełnie widno, kiedy Franek zmęczony zamknął oczy. Usnął od razu kamien-
nym snem i nie słyszał ćwierkania wróbli, brzęku baniek od mleka ani terkotania budzika. Do
jego świadomości dotarł dopiero głos matki:
Franek, do szkoły! Wstań wreszcie! Rozejrzał się nieprzytomnie i wymamrotał:
Mamo, jestem chory.
Co cię boli?
Nie wiem... Chyba... mam gorączkę.
Ale boli cię coś?
Głowa. Strasznie mnie boli głowa.
Pokaż czoło. Jezus Maria, jakie ty masz, czerwone oczy! Krystyna, podaj termometr! W
tej chwili zmierz temperaturę. A do szkoły dzisiaj nie pójdziesz.
Franek ostrożnie pocierał palcami czubek termometru, aż słupek rtęci wspiął się w górę i
dojechał do trzydziestu siedmiu z kreskami. Stop, nie wolno przeholować!
Leżał w błogim nastroju i spoglądał na krzątającą się po mieszkaniu matkę. Nie miał wy-
rzutów sumienia. Chce przecież jak najlepiej. To dla niej. Dla niej i dla ojca nie idzie dzisiaj
38
do szkoły. Nie chce im robić przykrości. Jedna dwójka więcej czy mniej jemu osobiście nie
sprawiłaby żadnej różnicy. I tak wszystko dogoni. Jeszcze tylko musi się zająć tym skarbem,
a potem będzie siedział murem i odrabiał zaległości.
Matka nie pozwoliła Frankowi wstać. Przyniosła mu do łóżka miskę z gorącą wodą, my-
dło, ręcznik, kubek i szczotkę do zębów, lusterko i grzebień.
Pomogę ci się umyć.
Nie, nie, ja sam!
To na pewno nie jest w porządku, ale trudno. Trzeba do końca grać swoją rolę. Dlaczego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]