[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- O czym myślisz? - zapytał.
Westchnęła głęboko i oparła się na jego ramieniu.
- Przez wiele lat ciężko pracowałam, żeby móc utrzy
mać Przytulisko. Cały wysiłek koncentrowałam na spra
wach dnia codziennego. W ogóle nie myślałam o tym, co
stanie się ze mną. Nawet będąc z Markiem, nie robiliśmy
żadnych planów. Nigdy. - Annie zwróciła twarz w stronę
Ike'a. Spojrzała mu w oczy. - Dopiero przy tobie zaczęłam
zastanawiać się nad przyszłością. Widzę ją przed nami.
I czuję, że nie będę musiała staczać codziennie kolejnej
walki o przetrwanie. Przy tobie... teraz... - uśmiechnęła
się ciepło - uda mi się trochę odpocząć.
- Jeśli kiedykolwiek jeszcze ci się zdarzy, że będziesz
musiała znów walczyć, pamiętaj, że jestem przy tobie.
150 PODARUJ WAM SZCZZCIE
A gdy zechcesz odpocząć, ja w tym czasie przejmę twoje
zadania. Już nigdy więcej nie będziesz zdana na sama
siebie. Nie poczujesz się samotna. - Przytulił Annie. Oparł
podbródek na czubku jej głowy. I dodał cicho, prawie szep
tem: - Ja też już dłużej nie będę sam.
Uścisnęła go lekko. Wiedział, że usłyszała jego słowa
Nie musieli mówić nic więcej. Stali objęci i wpatrywali si
w zielone wzgórza i połyskującą w słońcu taflę wody.
Annie przytuliła się mocniej do Ike'a.
- Kocham cię - wyszeptała.
- Ja też cię kocham.
Oboje wiedzieli, że miłość jest najważniejszą rzeczą ni
świecie.
EPILOG
- Kupując go dla ciebie na aukcji kawalerów, od razu
wiedziałam, że wcześniej czy pózniej staniecie się parą
- oznajmiła Sophie. Spojrzała na Annie i zmarszczyła czo
ło. - Sądziłam jednak, że sprawy potoczą się inaczej. Ty
dostosujesz się do stylu życia Ike'a, a nie odwrotnie.
Dziewczyno, jesteś okropna. Czy wiesz, co zrobiłaś? Zmar
nowałaś wspaniałego człowieka.
Rozpromieniona Annie popatrzyła z dumą na obrączkę,
która zdobiła jej rękę.
- On jest innego zdania - powiedziała spokojnie do sio
stry. - Skończ wreszcie z tym czczym gadaniem i zajmij się
czymś pożyteczniejszym. Wez sobie kawałek ciasta.
Przed wysłuchaniem dalszych uwag Sophie uratowały
Annie dzieciaki. Jedno po drugim podbiegały do niej.
Zmiejąc się ściskały ją, całowały i składały gratulacje.
Dziewczynki piały z zachwytu na widok sukni ślubnej.
Była prześliczna. Prosta, skromna, w kolorze szampana,
przybrana drobniutkimi kwiatkami z jedwabiu. Annie wy
glądała w niej jak nieziemskie zjawisko. Włosy splotła
w luzny warkocz i przewiązała jedwabną wstążką.
Kiedy po raz pierwszy Ike ujrzał strój ślubny Annie,
oświadczył jej, zachwycony, że wygląda tak, jakby była
z innej epoki, żywcem wyjęta z okładki jakiegoś pisma
sprzed lat. Pocałował ją w czubek nosa i wymógł przyrze
czenie, że zachowa swój styl i nigdy go nie zmieni.
Wraz z gronem przyjaciół, znajomych i krewnych znaj-
152 PODARUJ WAM SZCZZCIE
dowali się teraz na obszernym dziedzińcu przed nowym
domem w okręgu Bucks. Jak za dotknięciem czarodziej
skiej różdżki obskurny pomarańczowy budynek przemienił
się w uroczy, biały wiejski dom otoczony kwiatowymi
grządkami, ogrodem warzywnym i pięknie utrzymanymi
trawnikami.
Mieszkańcy Przytuliska sprowadzili się tutaj miesiąc
temu i przez ten czas, ciężko pracując, zdołali doprowadzić
do porządku całe obejście.
Ike zaprojektował dwa dodatkowe domy. Jeden dla
nowo przyjętych dzieci, a drugi dla opiekunów społecz
nych. Za parę dni zjawi się tu ekipa budowlana, żeby roz
począć prace, obejmujące także modernizację obory i si
losu.
Uporządkowano sad. Zapach dojrzałych jabłek unosił
się w powietrzu.
Marzenie Ike'a szybko stało się rzeczywistością. W po
jedynkę Annie było stać tylko na codzienną walkę o za
pewnienie dzieciom dachu nad głową i ich utrzymanie.
Teraz oboje będą w stanie ofiarować swym wychowankom
znacznie więcej.
Dzień był przepiękny. Prawie idealny.
Do pełnego szczęścia Annie potrzebowała tylko jednej
rzeczy.
Podeszła do Ike'a, wzięła go za ramię i poprowadziła
nad brzeg stawu. Do miejsca, w którym godzinę temu
wzięli ślub i w którym parę tygodni wcześniej połączyły
ich inne, równie silne przeżycia.
Stanęli tuż nad wodą. Ike przytulił Annie do siebie.
- Prawda, że mieliśmy ładne wesele? - zapytał.
Skinęła głową.
- Tak. Aadne.
- I dom jest ładny - dodał.
PODARUJ WAM SZCZZCIE 153
- Aadny - potwierdziła. -I przestronny. Jest w nim du
żo miejsca.
- Tak, z tym nie będzie żadnych problemów. Dzieciaki
ulokujemy na pierwszym i drugim piętrze, a cały parter my
dwoje będziemy mieli tylko dla siebie.
- No, może nie tylko dla siebie - skorygowała Annie,
uważnie wpatrując się w twarz Ike'a.
- Dlaczego? - zapytał z uśmiechem. Natychmiast do
myślił się, o co chodzi.
Zobaczył, że Annie jest zdenerwowana. Z wrażenia za
schły jej wargi. Przeciągnęła po nich językiem.
- Na razie, jeszcze przez osiem miesięcy będziemy cie
szyli się samotnością we dwoje. Ale... ale potem... -
urwała.
Uśmiech na twarzy Ike'a stawał się coraz szerszy.
- Co potem?
Annie przytuliła się do niego.
- Potem... ktoś się pojawi w naszym życiu.
Usłyszała, że wybuchnął śmiechem. Radosnym.
- Mój Boże, a więc naprawdę stanę się prawdziwym
ojcem?
- Tak. Od początku wiedziałeś, co może ci grozić. To
niebezpieczne i trudne zajęcie.
- Fakt - przyznał. Pocałował Annie. - No cóż, nie ma
rady. Człowiek musi czasami zaryzykować. A ja mam duże
szanse na sukces. W nowym życiu. Z tobą i twoimi dzie
ciakami.
- Naszymi - skorygowała Annie.
- Naszymi - powtórzył z uśmiechem na twarzy.
KONIEC [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl