[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wielkie wrażenie. Obejrzał nowy bojler i stos nie
rozpakowanych pudeł z dziecięcymi rzeczami. Zasłony i
dywany miały zjawić się dopiero w następnym tygodniu, ale
pokoje już wyglądały przytulnie. W sypialni Angel stało
podwójne łóżko. Zarumieniła się, kiedy Mike zerknął na jej
kosmetyki, leżące w nieładzie na toaletce.
W końcu weszli do oranżerii i spojrzeli na rozciągającą się
poniżej dolinę.
- Właśnie dlatego mama dobrze się tu czuje - oznajmiła
Angel. - Może swobodnie oddychać, wokół ma
nieograniczoną przestrzeń.
- Chyba rozumiem. - Głos Mike'a brzmiał szorstko. -
Uważa, że to lepsze niż las kominów w Londynie.
- Właśnie. - Zastanawiała się, co go tak rozzłościło.
- No to pokaż mi, co tu jest takiego wspaniałego, Angel.
Odkąd tu przyjechałem, cały czas pracuję. Dziś mam wolne
popołudnie. Dopiero od siódmej muszę być pod telefonem.
Udowodnij mi, że tu jest lepiej niż w wielkim mieście.
Zabrzmiało to jak wyzwanie.
- Dobrze - zgodziła się. - Pewnie na koniec się pokłócimy,
ale spróbuję.
- W Buxton też byłaś szczęśliwa. A potem wyjechałaś
jeszcze dalej. - Mike najwyrazniej chciał się pokłócić od razu.
- Zawsze wiedziałam, że tutaj wrócę - odrzekła cicho. -
Lubiłam podróżować, ale mój dom był tutaj. Nie rozumiem,
jak mój brat mógł się stąd wynieść. Wiem, że tego żałuje. A
mama... nie wytrzymałaby gdzie indziej.
Przez chwilę zastanawiał się nad jej słowami, a potem
zmienił temat.
- A jak się miewa twoja mama? Domyślam się, że dobrze,
ponieważ nic o niej nie mówiłaś.
- Cieszy się, że mieszka z wnukami, ale twierdzi, że
nieustanny szum z ulicy ją wykańcza.
- A nieustanne beczenie owiec jej nie przeszkadza? -
zapytał Mike, patrząc na dolinę, i Angel musiała się
roześmiać.
Zaczęli od spaceru po wiosce.
- Znasz tu chyba wszystkich - skomentował. - Już
dziesiąty raz się z kimś witasz.
Pokazała mu pomnik z wyrytym imieniem dziadka. Potem
weszli do kościoła.
- Nie jest zamknięty? - zdziwił się Mike. - Większość
kościołów jest zamykana.
- Gdyby zjawił się tu jakiś podejrzany typ, ktoś na pewno
zawiadomiłby kościelnego. To nasz kościół, wszyscy się nim
opiekujemy. Przebudowano go w dziewiętnastym wieku, ale
niektóre fragmenty są o wiele starsze.
- Podoba mi się - stwierdził.
Z przyjemnością zauważyła, że złożył ofiarę na
odnowienie kościoła. Wiedziała, że nie zrobiłby tego, gdyby
kościół rzeczywiście mu się nie spodobał.
Kiedy wyszli na zewnątrz, wskazała mu drzewo w głębi
przykościelnego cmentarza.
- Martin złamał rękę, spadając z tego drzewa. Mama
stwierdziła, że to kara za dobieranie się do ptasich gniazd.
- Jak widać, rodzina Thwaite'ów lubi się piąć w górę.
- Owszem. Ty też się za chwilę będziesz wspinał. Czy
nadal wozisz w bagażniku buty turystyczne?
- A więc pamiętasz - stwierdził cicho, a Angel odwróciła
wzrok.
- Pójdziemy na wrzosowiska - oznajmiła, żeby zmienić
temat. Okiem znawcy spojrzała na niebo. - Pogoda jest ładna i
nie zanosi się na zmianę. Masz ochotę na spacer?
- Skoro to część wycieczki z przewodnikiem, to chętnie
pójdę. Wreszcie pooddycham świeżym powietrzem, a nie
szpitalem.
Wsiedli do samochodu, pojechali aż za farmę i
zaparkowali na skraju pola. Angel poprowadziła Mike'a na
szczyt wzniesienia, jednego z kilku, które tworzyły pasmo
Pike's Ridge.
- Chciałeś świeżego powietrza. Tu go masz, ile dusza
zapragnie.
Ze szczytu rozciągał się wspaniały widok na surowe, ale
piękne wzgórza pokryte wrzosowiskami. Wiał tu silny wiatr,
więc dla ochrony przed chłodem zapięli kurtki.
- Pewnie nie uwierzysz, ale to jest droga z czasów
rzymskich, a może nawet jeszcze starsza - powiedziała Angel.
- W tych dolinach rosły kiedyś lasy.
- I żyli w nich ludzie, którzy jak rodzina Thwaite'ów, nie
lubili intruzów?
- Bardzo możliwe. Ale proszonego gościa witamy
serdecznie. Zwłaszcza jeśli potrafi się zachować. - Zamyśliła
się na chwilę. - Właściwie Thwaite'owie sami byli tu
intruzami. To nazwisko normańskiego pochodzenia.
Wikingowie przypłynęli w te strony rzeką i zawędrowali aż
tutaj. Ale wystarczy historii na dzisiaj. - Ruszyła przed siebie
ścieżką wiodącą wzdłuż grzbietu, a Mike podążył za nią. Po
pół godzinie dotarli do skalnego rumowiska wśród wrzosów.
Angel znalazła wąskie przejście między dwiema wysokim
skałami i nagłe znalezli się u wejścia do jaskini.
- Niewielu ludzi wie, że tu jest - zdradziła mu. - Nazywają
ją jaskinią przemytników, chociaż nie wiem, co tutaj można
było przemycać.
- Wejdziemy do środka? Kiedy byłem chłopcem, bardzo
chciałem zostać piratem i mieszkać w jaskini.
- Jeśli masz ochotę, to chodzmy.
Weszli do mrocznej szczeliny i stanęli obok siebie bez
ruchu, czekając, aż wzrok przyzwyczai się do ciemności.
- Nigdy przedtem nie opowiadałaś mi o swoim
dzieciństwie i o rodzinnych stronach. Bardzo by mnie to
zaciekawiło.
W mroku łatwiej było prowadzić rozmowę na tematy
osobiste.
- Kiedy jest się młodym, inne sprawy wydają się
najważniejsze - zauważyła. - Jak sam mówiłeś, nasze życie
składało się z pracy, snu i...
- Kochania się - dokończył za nią.
- Tym razem nazwałeś to prawidłowo. Często po tym, jak
się kochaliśmy, miałam ochotę na rozmowę, ale ty
natychmiast zasypiałeś.
Roześmiał się smutno.
- Wiem, przepraszam.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]