[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bałam się, że jeśli wyjdę na kolejny spacer, zaburzę kruchą równowagę życia, a po powrocie zastanę
na sekretarce podobne wiadomości.
Kiedy wreszcie wyszłam z domu, miałam wrażenie, jakby świat wrócił do równowagi.
Spacerowałam po jednym z parków miejskich w Cleveland i obserwowałam liście. Nadal spadały
z gałęzi równie beztrosko jak zawsze, pozostawiając po sobie nagie drzewa, które wznosiły do nieba
puste ramiona w milczącej modlitwie.
Te liście nie wiedziały, że 11 września wszystko się zmieniło. Gdy wiatr niósł je nisko nad ziemią,
w swoim radosnym pędzie przypominały tłum rozbawionych uczniów wypuszczonych z klasy na
przerwę. Przy silnych, porywistych podmuchach liście opadały niczym konfetti na rozciągnięty
między drzewami dywan ściółki leśnej. Kiedy wiatr przypominał delikatny szept, pojedyncze liście
robiły fikołki, salta w tył i potrójne axle.
Z perspektywy lasu Ameryka nie została zaatakowana, nie wypowiedziała nikomu wojny, nie bała
się wąglika ani nie przeżywała nowej fali patriotyzmu. Jedyne bójki toczyły między sobą wiewiórki,
walcząc o cenne żołędzie. Zakażenie było możliwe tylko wtedy, gdy ktoś dotknął roślin z rodziny
nanerczowatych albo wdepnął w końskie łajno. Czerwień, biel i błękit występowały jedynie na
mięsistych czerwonych jagodach i pęczkach białych nasion dmuchawców, szybujących w powietrzu
na tle bezchmurnego błękitnego nieba.
W leśnym państwie życie w dalszym ciągu poddawało się śmierci po to, by móc się znów odrodzić.
Cykl natury toczył się nieprzerwanie. Przyroda potrafi przetrwać tak wiele. Przypomina nam, że my
również to potrafimy.
Henry David Thoreau pisał, że zamieszkał w lesie, ponieważ nie chciał żyć w pośpiechu ani
z czegokolwiek rezygnować. Jego słowa nabrały dla mnie nowego znaczenia. Ja też wracałam do
lasu dlatego, że nie chciałam z czegokolwiek rezygnować, nie chciałam ulec strachowi przed
wąglikiem, złości na terrorystów, rozpaczy z powodu okaleczonej gospodarki. Szłam do lasu,
ponieważ mniej się bałam chodzić sama po lesie, niż siedzieć przy biurku, otworzyć pocztę albo
włączyć telewizor i słuchać ekspertów.
Jeśli chcesz oderwać się od szaleństwa panującego w twoim życiu osobistym albo na świecie,
zostaw telewizor, komputer, iPoda, włóż tenisówki i idz na spacer. Zawsze czeka cię tam jakaś
niespodzianka. Kiedyś podczas pięciomilowego spaceru obserwowałam, jak jakiś mężczyzna usiłuje
sfotografować swojego wilczarza irlandzkiego na tle wodospadu. Posłuszeństwo psa okazało się
przeszkodą nie do przejścia. Za każdym razem, gdy właściciel go wołał, żeby spojrzał w stronę
aparatu, zwierzę natychmiast zjawiało się u jego boku.
Na innej ścieżce przyłapałam na drzemce dwa jelenie. Widziałam, jak czapla modra ląduje na
bagnie zarośniętym pałkami wodnymi, a potem przygląda się tym strzelistym roślinom, rozkołysanym
jednym rytmem, niczym pieśniarze gospel chwalący Pana.
Mijając miniaturowe wodospady czytałam napisy wycięte w drewnianych poręczach. Kiedyś
znalazłam tam słowa Rachel Carson, które mają inspirować i pocieszać wszystkich przechodzących:
 Ci, którzy mieszkają wśród piękna i tajemnic ziemi, nigdy nie są samotni ani znużeni życiem .
To prawda. Pamiętam, że w roku, w którym zachorowałam na raka, wybrałam się na spacer
w śniegu. To był marzec i właśnie poznałam diagnozę. Bałam się tego wszystkiego, co mnie czekało,
operacji, chemii, naświetlań. Znieg odwracał moją uwagę, wirował wokół twarzy, każąc mi skupić
się na tej niesamowitej, oszałamiającej chwili. Spojrzałam w górę i poczułam, jak płatki śniegu
spadają na mnie niczym pierze z rozdartej gdzieś w górze poduszki. Rozkoszowałam się ich dotykiem
i wiedziałam, że nie jestem sama.
Henry David Thoreau opisał w swoim dzienniku dom i kościół, jaki zapewnia nam przyroda:
Sam w odległych lasach i na dalekich polach, w skromnych zagajnikach lub na pastwiskach
pełnych królików, nawet w tak ponury, zimny dzień jak dziś, kiedy mieszkańcy wsi z utęsknieniem
myślą o gospodzie, wracam do siebie, znów czuję się częścią całości, a ów chłód i samotność to
moi przyjaciele. Wydaje mi się, że w moim przypadku uczucie to jest równoznaczne z tym, co inni
czują w kościele i podczas modlitwy. Przychodzę do moich pustych lasów, tak jak stęsknieni
wracają do domu. W ten sposób odrzucam wszystko, co zbędne, i widzę rzeczy takimi, jakie są:
pięknymi i wspaniałymi.
Lekcja 40
Gdyby wszyscy porównali swoje problemy z innymi, nie zamieniliby się z nikim za
żadne skarby
Kiedy ojciec Clem Metzger prowadzi rekolekcje, zawsze bez wyjątku opowiada historię
o kobiecie, która chciała stworzyć nową, ulepszoną wersję siebie.
Owa pani w średnim wieku zostaje ranna w wypadku samochodowym. Pogotowie zabiera ją do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl