[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Była odważna. Była nieśmiała. Jej umysł był płytki, a zarazem głęboki. Była prosta do
rozszyfrowania, ale jednak pełna tajemnic.
Rosalie oczarowała i zachwyciła Edwarda.
Ponury chłopak usiadł i czytał w jej myślach, próbując ułożyć poszczególne elementy w jedną
całość, chciał ją rozszyfrować.
- Co o niej sądzisz? - zapytał wybawca, zauważywszy jak tajemniczy chłopiec patrzy na nią z
daleka.
Piękna dziewczyna pomagała Esme zawiesić pranie na sznurkach z tyłu ogrodu. Ich dom znajdował
się dość daleko od miasta, więc nie musieli się ukrywać. Promienie światła, odbijające się od skóry
Rosalie, sprawiały, że wyglądała ona jak tysiące skrzących się kryształków.
Edward nie umiał jej zrozumieć. Nie wiedział co ma o niej myśleć. Wiedział natomiast, iż
odpychając ją od siebie, jeszcze bardziej pragnie tą piękną kobietę.
*#*#*#*#*#*#*#*#*#*#*##**#*#*#*#*
Słońce zachodziło czerwienią na miękkim różowym niebie. Patrzył jak jego korona zapada się za
horyzont. Początkowo jej nie zobaczył, ciche, lekkie kroki były ledwo słyszalne na suchych
liściach.
Edward
Nie wypowiedziane głośno słowo, ale usłyszane przez jego umysł. Jak miękkie westchnienie,
płynące od niej i mieszające się z powietrzem tak, że mógł pomyśleć, iż tak naprawdę tego nie
usłyszał.
Odwrócił się.
Szkarłatne słońce odbiło się od jej granitowej skóry, oświetlając idealnie jej ciało i doskonałą twarz.
Istota blasku, usposobienie doskonałości, pragnienie każdego mężczyzny.
Z wyjątkiem ponurego chłopca.
- Edward - powiedziała głośno tym razem, zbliżając się wolnym, uwodzicielskim krokiem w jego
stronę, mrużąc do tego oczy w intrygujący sposób.
Powiedzieć, że nie był w niej zadurzony, byłoby kłamstwem. Rękami oplotła jego tułów,
niebezpiecznie przesuwając je blisko paska spodni.
Zesztywniał.
- Dlaczego musisz mnie zawsze odpychać? - Wydęła wargi, zwracając twarz w jego kierunku.
Nie odpowiedział, tylko zacisnął usta w cienką kreskę. Oparła swoje ręce na jego zimnej, jak głaz,
klatce piersiowej, obrysowując kontury jego skóry przez cienki materiał koszuli.
- Rosalie - jęknął, chwytając jej rękę, którą oparł na swym sercu - Proszę...
- Czy nie jestem wystarczająco piękna dla ciebie? - zapytała figlarnie. Mroczny chłopiec mógł
zobaczyć mały uśmiech w kącikach jej ust.
Wiedziała, że przewyższa swą urodą nawet najbardziej ekscytujących śmiertelników.
- Oczywiście, iż jesteś piękna - mruknął, biorąc kosmyk jej włosów i zakładając go delikatnie za
ucho.
- Zatem, pozwól mi cię mieć, Edwardzie. Twoje serce jest z kamienia. Pozwól mi je ogrzać. Pozwól
mi cię wyleczyć.
Jej słowa były rozpaczliwe. Szarpnęła guziki przy jego zapiętej koszuli by móc położyć swoją dłoń
na jego wyrzezbionej klatce piersiowej, w miejscu gdzie niegdyś biło serce.
- Potrzebuję cię Edwardzie - szepnęła, opierając policzek o jego pierś - Potrzebuję cię.
Pokazała mu ból w swoim umyśle. Pokazała otwartą ranę, która rozdarła jej serce. Pokazała mu
gorzkie łzy, gdyż nie mogła już płakać. Pokazała tajemniczemu chłopcu obraz samej siebie. Zimno,
ciemność, samotność oraz ból. W jej umyśle piękna dziewczyna uśmiechała się spowita słońcem.
Przed nią stał uśmiechnięty mroczny chłopiec. Jego brązowe włosy mieniły się w blasku skóry
pięknej niewiasty. Oczy błyskały raz po raz jaskrawą zielenią. Piękna dziewczyna tańczyła w jego
ramionach, a on trzymała ją w objęciach, zmuszając do namiętnego pocałunku. Stąpali po ziemi.
Płaszcz światła słonecznego topniał, pozostawiając ich całkowicie odkrytymi dla świata.
Edward odsunął swój umysł od jej fantazji i złapał spojrzenie tej pięknej kobiety. Nie były to te
same oczy, które przed chwilą mu pokazała, na zewnątrz były inne. Jednak pod warstwą żalu i bólu,
widział ten słaby błysk. Tak jak ona dostrzegła wątłą iskrę zieleni w sino-czarnych oczach
tajemniczego chłopca.
Bardzo wolno, ponury chłopiec, pochylił się, by zrównać swoje usta z jej. Delikatne westchnienie
wyszło od niej, gdy zakończył pocałunek.
Upadli na ziemię, łagodnie oderwał swoje usta od jej.
- Jesteś piękna - powiedział. Słowa tym razem były pełne wzruszenia.
Delikatnie rozpiął guziki jej sukni, leżała dalej więc jej odsłonięte ramiona były nagie. Nachylił się
przyciskając swoje wargi do jej zimnej skóry. Zamknęła oczy, rozkoszując się uczuciem jego ust na
na sobie. Zrzucali swoje ubrania, równocześnie, walcząc ze swoimi emocjami i rosnącym
podnieceniem. Pragnęli by każdy krok był powolny.
Tajemniczy chłopiec położył się na niej, delikatnie opuszczając jej głowę na ziemię, pochylił się by
pocałować szyję. Ciche westchnienie wydobyło się ponownie z jej ust i nagle to wszystko stało się
dla nich już nie do zniesienia. Rosalie objęła go nogami w pasie, jęczała, krzyczała, czerpała czystą
przyjemność i rozkosz z każdego jego dotknięcia i kontaktu z nim.
Mając go w sobie zapomniała o wszystkim...
Zapomniała o bólu...
Zapomniała o sobie...
Nawzajem uzdrowili się.
*#*#*#*#*#*#*#*#*#*#*#*#
Otaczała ich teraz ciemność, okryli się kocem z fioletowego aksamitu. Tajemniczy chłopiec i piękna
dziewczyna leżeli razem. Nadzy, we wzajemnym uścisku, patrząc w górę na sklepienie nieba z
niezliczoną ilością gwiazd.
- Myślisz, że zastanawiają się gdzie jesteśmy? - mruknęła Rosalie, ustami dotykając szyi Edwarda.
Wiedział, że ma na myśli wybawcę i jego żonę.
- Byłbym zdziwiony, gdyby nie wiedzieli gdzie się znajdujemy - powiedział, chichocząc i
przeczesując palcami jej włosy. Delikatnie pocałował ją w czoło, pozwalając by przez moment jej
wargi błądziły po jego gładkiej skórze.
Melodyjny śmiech Rosalie zamienił się w głęboki śmiech, gdy rozejrzała się po okolicznym lesie i
spustoszeniu, które spowodowali. Wysokie drzewa były połamane w pół. Ogromne głazy
roztrzaskane i pokruszone. Huragan miłości spowodował burzę namiętności.
Delikatnie czubkiem palca obrysowywał kształt jej ciała. Długość od jej piersi do uda. Drżała po
nim, pragnąc jego dotyku.
- Powinniśmy wrócić za niedługo do domu - szepnął, gryząc delikatnie jej ucho.
- Nigdy! - zaśmiała się Rosalie, przerzucając swoje ciało nad nim i unieruchamiając jego ramiona
na ziemi.
- Jesteś moim więzniem! - Przycisnęła swoje ciało mocniej do niego sprawiając, że zajęczał z
przyjemności.
- Rosalie... - ostrzegł, ale nie próbował zrzucić jej z siebie. Przejechał palcem wzdłuż jej piersi,
śledząc kontur jej ciała.
- Nie możesz uciec zagroziła mu palcem piękna dziewczyna, obejmując rozpaczliwie jego usta
swoimi - Jesteś mój. Na zawsze.
Tajemniczy chłopiec uwolnił się objęć, łapiąc jej twarz w swoje dłonie.
- Na zawsze - Powtórzył - Na wieczność.
Tłumaczenie : Mercy (Tuś)
Dzieło : The Lion and the Lioness Permanent Rose
[ Pobierz całość w formacie PDF ]