[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jednocześnie do mojego domu i zasiedli przy stole. Chcieli ze mną rozmawiać, a każde z nich
przygotowało dla mnie własny plan. Czy miałem udawać, że nie wiem, kim są, i wysłuchać
ich tak, jakby przedstawili mi jedynie zwykłe propozycje dotyczące interesów?
Jak powinienem postępować z Annette? Jakie jeszcze egzaminy mnie czekają, jeśli uda mi się
załagodzić konflikt z dziewczyną? Co się ze mną stanie, kiedy je wszystkie zdam? Czy
pojawią się aniołowie, aby zabrać mnie na przejażdżkę po niebie? A czy aniołowie w ogóle
istnieją? Właśnie, muszę zapytać o to Beenie.
Czy umiecie wyobrazić sobie kogoś, kto potrafiłby udzielić na to pytanie rozstrzygającej
odpowiedzi?
Przez cały czas byłem zdenerwowany i napięty. Jako nauczyciel wspinałem się na wyżyny
umiejętności: podczas zajęć pytania i odpowiedzi płynęły z moich ust wartkim strumieniem, a
studenci musieli dobrze się natrudzić, żeby za mną nadążyć. Jedna z dziewcząt zatrzymała
mnie w korytarzu i zapytała, dlaczego jestem w takim dobrym nastroju. Roześmiałem się jak
hiena. W dobrym nastroju? Mój Boże, gdybyś tylko wiedziała!...
Pewnego wieczoru zadzwoniła Norah z wiadomością, że zerwała z rysownikiem komiksów i
obecnie spotyka się z pilotem. Uczuciowa niestałość mojej córki już od ładnych paru lat
bardzo mnie niepokoiła i wielokrotnie dawałem jej to odczuć, co prowadziło do częstych
kłótni, których głównym tematem był jej styl życia. Jednak tym razem porozmawialiśmy
sobie szczerze i otwarcie o powodach, które skłoniły ją do podjęcia tej decyzji; na koniec, po
krótkim milczeniu, Norah powiedziała:
- Dziękuję, tato.
- Za co?
- Za to, że potraktowałeś mnie poważnie.
- Kochanie, traktowałem cię poważnie już wtedy, kiedy byłaś małą dziewczynką.
- Wcale nie. Najczęściej traktowałeś mnie jak studentkę, która znakomicie się zapowiadała, a
potem zawiodła twoje oczekiwania.
- Norah!
- To prawda, tato, ale wysłuchaj mnie do końca: ta rozmowa była zupełnie inna. Po raz
pierwszy od nie wiadomo jak dawna czułam, że jesteś naprawdę zainteresowany tym, co mam
ci do powiedzenia. Nie musisz aprobować tego, co robię. Nie wymagam tego od ciebie.
Pragnę tylko, żebyś mnie kochał i od czasu do czasu chciał dowiedzieć się czegoś o moim
życiu.
Odłożyłem słuchawkę i poszedłem do Roberty, która przysłuchiwała się rozmowie z innego
aparatu.
- Czy to prawda? Czy rzeczywiście przez te wszystkie lata był ze mnie taki okropny ojciec?
- Na pewno nie okropny, Scott, ale często surowy i mało wyrozumiały. Bardzo dużo
wymagałeś od dziewczynek. Kiedyś już o tym rozmawialiśmy. Gerald urodził się, kiedy
Norah miała już dwanaście lat. Jestem pewna, że właśnie to miała na myśli.
Troje naszych dzieci: Norah, Freya i Gerald. Norah ilustruje podręczniki medycyny i mieszka
w Los Angeles, Freya ma męża, dwoje dzieci i mieszka w Chicago, Gerald zaś jest poważnie
upośledzony umysłowo i mieszka w zakładzie opiekuńczym. Przez wiele lat staraliśmy się
pozostawić go w domu, ale ci z was, którzy mają jakiekolwiek pojęcie o tym problemie, zdają
sobie doskonale sprawę, że życie z tak poważnie upośledzonymi ludzmi nie może mieć nic
wspólnego z normalnością. Są jak czarne dziury potrzebujące pomocy i miłości. Bez względu
na to, jak dużo im dajecie, zawsze okazuje się, że jest tego za mało i robicie to nie tak, jak
należy. Nie możecie też żądać niczego w zamian, ponieważ oni nie mogą wam nic dać.
Pozostaje tylko modlić się, aby w ich oczach pojawił się błysk zrozumienia lub żeby
normalnie zareagowali na jakiś bodziec. Choć jeden, jedyny raz. Marzycie o pewnym
cudownym dniu, kiedy zamiast przerazliwie krzyczeć, odpowiedzą uśmiechem na wasz
pocałunek albo wezmą łyżkę do ręki i zanurzą ją w zupie, zamiast wsadzać ją sobie do oka.
Niepostrzeżenie odbierają wam wszystko, co macie, a kiedy jesteście wyczerpani i
przygnębieni, poczucie winy poklepuje was po ramieniu i każe ruszać dalej. To okropna
lekcja i straszliwy ciężar. Nie życzyłbym tego nawet najgorszemu wrogowi.
Kiedy Gerald miał siedem lat, pewnego ranka Freya wyszła na chwilę z kuchni, żeby odebrać
telefon, a on w tym czasie położył rękę na włączonym palniku. W szpitalu nawet Roberta
przyznała, że nie jesteśmy w stanie zapewnić mu właściwej opieki, mimo że do tej pory to
ona najbardziej obstawała przy tym, aby pozostawić go w domu. Znalezliśmy bardzo dobry
zakład i zawiezliśmy go tam zaraz po tym, jak zagoiły się rany po oparzeniach. Gerald jest dla
nas dwojga swoistym mieczem Damoklesa, a jednocześnie przypomina nam, jak wspaniałe
może być życie, jeżeli ma się odrobinę szczęścia.
- Każde z nas reagowało w odmienny sposób, Scott. Ja zbyt mocno starałam się uczynić go
normalnym i dawałam mu za dużo miłości, którą powinnam była skierować do dziewcząt. Ty
robiłeś, co mogłeś, ale zżerała cię świadomość całkowitej klęski. Kiedy obciążenie stało się
zbyt duże, odszedłeś od nas i ukryłeś się za swoją pracą. To wszystko ma sens. Te reakcje
doskonale pasują do naszych osobowości. Ja staram się uczynić wszystkich szczęśliwymi, ty
z kolei chcesz, aby każdy był w jakiś sposób wyjątkowy. W tym wypadku oboje ponieśliśmy
porażkę, w związku z czym zaczęliśmy popełniać poważne błędy. Wiesz co? Chyba jednak
nie było aż tak zle, bo przecież obie dziewczynki nas kochają. Widać to we wszystkim, co
robią.
Odbyliśmy już kiedyś taką dyskusję, ale jej powtórka, zaraz po rozmowie z Norah, podziałała
na mnie jak nokautujący cios w serce. Czyżbym naprawdę był taki zły i nieczuły? Czyżbym,
co gorsza, wiedział o tym od dawna, a mimo to starał się ukryć przed sobą ten smutny fakt?
Naturalnie, doskonale zdawałem sobie sprawę, że nasze życie w coraz większym stopniu
zaczyna przypominać zabawę w chowanego z samym sobą, ale czy rzeczywiście potrafi nam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl